Lepper: ja z tą panią pod względem seksualnym nic nie miałem
Szef Samoobrony, wicemarszałek Sejmu Andrzej
Lepper uważa, że sprawą opisaną w poniedziałkowej "Gazecie
Wyborczej", w artykule "Praca za seks w Samoobronie", powinien z
urzędu zająć się Prokurator Generalny. Poza tym oświadczył: Ja z tą panią nic wspólnego pod względem
seksualnym nie miałem.
04.12.2006 | aktual.: 04.12.2006 10:11
Aneta K., była radna Samoobrony w łódzkim sejmiku i dyrektorka biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego, ujawniła "GW", że w zamian za usługi seksualne dla przewodniczącego Leppera i posła Stanisława Łyżwińskiego dostała pracę w Samoobronie.
Ta sprawa jest arcypoważna - powiedział Komorowski, gość audycji "Kwadrans po ósmej" w TVP1. Jego zdaniem, sprawa kwalifikuje się do sądu. Zwrócił uwagę, że poszkodowane osoby zgodziły się wystąpić publicznie w magazynie "GW" Duży Format.
Prokurator Generalny powinien wszcząć sprawę z urzędu, bo tu jest poszkodowana Rzeczypospolita - ocenił Komorowski.
Zgadzam się z panem marszałkiem - podkreślił w rozmowie telefonicznej na antenie programu Andrzej Lepper. Tą sprawą musi się zająć prokurator. To jest coś niesamowitego - oświadczył.
Przyznał, że wie kto to jest Aneta K., podał nawet jej nazwisko. Ale, jak oświadczył: Ja z tą panią nic wspólnego pod względem seksualnym nie miałem.
Tą sprawą powinien się zająć pan prokurator z urzędu. Ja żądam tego - podkreślił. Dodał, że z posłem Łyżwińskim na co dzień nie przebywa. Ta pani nie dostała pracy w Samoobronie, tylko w biurze poselskim posła - dodał.
Zapowiedział też proces cywilny przeciw dziennikarzowi "GW", autorowi artykułu. To uderzenie w moją rodzinę - zaznaczył.
Według Komorowskiego, sprawa ta świadczy fatalnie o zapleczu rządowym. Sprawa ta jest kompromitująca nie tylko dla tych osób, ale i dla Polski - podkreślił.
Jak pisze "GW" w 2001 r. Aneta K. nie miała pracy, za to dwójkę dzieci na utrzymaniu. Propozycję "seks za pracę" dostała od koleżanki, która kierowała biurem poselskim Łyżwińskiego w Tomaszowie Mazowieckim. Koleżanka - jak sama powiedziała "GW" - nie zgodziła się na seks z szefem; miała znaleźć zastępczynię. Zaproponowała Anetę K.
Zadzwonił poseł Łyżwiński. - Sugerował, że mogę liczyć na pracę, opowiada Aneta K. Dzień później sejmowa lancia z Lepperem i Łyżwińskim zabrała Anetę do Warszawy, a tam (...) przewodniczący kazał mi iść pod prysznic. Siedziałam tam pół godziny i myślałam, co zrobić. Nie umyłam się i wróciłam do pokoju. Doszło do zbliżenia.
Dwa dni po wspólnej nocy z przewodniczącym Lepperem Aneta K. została wicedyrektorem biura Łyżwińskiego w Tomaszowie. Później awansowała na szefową, ale żeby utrzymać pracę, musiała cały czas świadczyć usługi seksualne. Gdy stawiałam opór groził, że na moje miejsce są setki innych dziewczyn, mówi Aneta K.
W 2002 r. Aneta K. wystartowała z pierwszego miejsca listy Samoobrony do łódzkiego sejmiku. Była radną cztery lata, wciąż świadcząc usługi seksualne Łyżwińskiemu. Dlaczego po tylu latach postanowiła mówić? W niedawnych wyborach samorządowych przegrała.
- Czy to zemsta? - pyta reporter "Wyborczej". - Wiem, że to będzie tak odbierane, ale muszę to z siebie wyrzucić. Pięć lat temu mówiłam sobie: tysiące kobiet tak robi, ja zrobię to raz i wymażę z pamięci. Ale nie mogę - opowiada Aneta K. Właśnie wylatuje do Londynu. Chce tam "normalnie pracować, bez zmuszania do seksu, do upokorzeń".
Łańcuch molestowanych kobiet jest dłuższy - pisze "GW". 24-letnia Dominika, która cztery lata temu działała w młodzieżówce Samoobrony w Tomaszowie, opowiedziała "Gazecie", jak poseł Łyżwiński zaproponował jej współżycie w trójkącie, tuż przez podpisaniem przez nią umowy o pracę. Zrezygnowała.