PolskaLepper: dziw bierze, że choróbsko się nie przyplątało

Lepper: dziw bierze, że choróbsko się nie przyplątało

Przez 14 lat wspinał się na polityczny szczyt. W chwilę po tym, jak został polskim wicepremierem, runął na samo dno. Dziś Andrzej Lepper, szef Samoobrony, liże rany i czeka na wyroki, między innymi w tzw. seksaferze. Zapowiada jednak, że wkrótce wróci na polityczne salony i przekonuje, że nieraz już był na zakręcie. Nam, jak przed sądem, opowiada o całym swoim dotychczasowym życiu - biedzie, bójkach, seksie, miłości, problemach z prawem i wielkiej polityce. Od dziś do przyszłego poniedziałku te intymne wyznania publikuje "Super Express".

Lepper: dziw bierze, że choróbsko się nie przyplątało
Źródło zdjęć: © AFP

08.07.2008 | aktual.: 08.07.2008 08:57

Dom i młodość w PGR

Domu rodzinnego, w którym się urodziłem i wychowałem, już nie ma. Bloki na jego miejscu postawili. To była stara wiejska chata, a raczej czworaki. Podobna do innych. Wchodziło się do sieni, na wprost była kuchnia. Po lewej i prawej stronie pokój. I jeszcze wolna przestrzeń pośrodku, w której mój worek bokserski przez lata wisiał. Przed domem było bajoro przypominające staw. I te krowy kąpiące się razem z nami, wiejskimi dzieciakami. Coś strasznego! Aż dziw bierze, że byliśmy zdrowi i jakieś choróbsko się nie przyplątało.

Kiedy niedawno byłem w Indiach, wspomnienia wróciły - te same chaty, bajoro. Młodość stanęła mi przed oczami. Młodość w PGR. Bo ja jestem dzieckiem PGR-u. Dziś Stowięcin (pod Słupskiem) to duża, rozwinięta wioska. Ale starzejąca się. Niewielu żyje tu z ziemi. Większość zajmuje się handlem. Inni pracują w okolicznych miejscowościach. Sporo osób wyjechało za granicę. Dwie moje siostry tam wciąż mieszkają. A w sumie było nas dziesięcioro. Cztery siostry i pięciu braci. Jestem ostatnim dzieckiem Jana i Anny Lepperów. Dzisiaj na świecie zostało nas już tylko pięcioro (ja, trzy siostry i brat). Kontakt mamy ze sobą dobry, choć rzadki. Spotykamy się zazwyczaj na grobie rodziców i przy okazji pogrzebów. Rzadziej na weselach się bawimy. Całe rodzeństwo na państwowych posadach pracowało. Ja tylko gospodarzem zostałem.

Pięć lat miałem, jak do mszy służyć zacząłem. Bardzo szybko tajniki liturgii opanowałem. Codziennie przed szkołą na mszę się chodziło. No chyba że choroba zmogła. Służyłem do 15. roku życia. I w głowie myśli o sutannie i seminarium kiełkować zaczęły. Bardzo poważnie myślałem o zostaniu księdzem. Ale z planów nic nie wyszło. Dlaczego? Cóż, trzeba to otwarcie powiedzieć - dziewczyny zaczęły mi się podobać. Najwidoczniej nie byłem powołany. Mama nigdy nie nalegała, choć myślę, że chciałaby, aby jedno z dzieci Bogu służyło. Niedawno siostrzeniec księdzem został. A ja? W ciężkich chwilach zwracam się do Boga słowami modlitwy, której mnie matka nauczyła: "Wspomnij o Najdobrotliwsza Matko, Panno Maryjo, już od wieku nie słyszano, aby ktokolwiek uciekając się do Ciebie, Twej pomocy wzywając, Ciebie o pomoc prosząc, miał być opuszczony...". Czasem też prostym, chłopskim językiem do Niego mówię.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)