Lepiej wyrzucić żywność niż oddać biednym
Wielu producentów i handlowców z regionu
łódzkiego, w obawie przed fiskusem, zaczęło niszczyć żywność,
której kończy się termin ważności, zamiast ofiarować ją biednym.
Do dobroczynności zniechęcił ich przypadek piekarza z Legnicy,
który zbankrutował, bo skarbówka kazała mu zapłacić gigantyczny
podatek od darowizn w postaci bochenków chleba, przekazywanych
m.in. domom dziecka pisze "Dziennik Łódzki".
16.10.2006 | aktual.: 16.10.2006 07:31
Żeby nie podzielić jego losu, Krzysztof Parol, współwłaściciel piekarni w Głownie, pali pieczywo, którego nie sprzedał. Na stos idzie regularnie około 10% wypiekanego chleba. Zmuszają mnie do tego przepisy - przyznaje. Gdybyśmy ten stary chleb i bułki rozdali, zapłacilibyśmy VAT od darowizny i podatek dochodowy. Nie stać nas na to.
Jerzy Antczak, właściciel sklepu w podłódzkim Ozorkowie, tylko część niesprzedanego mięsa oferuje za grosze właścicielom psów, a resztę niszczy. Też nie chce mieć kłopotów z fiskusem.
Swoich wyrobów nie rozdają pabianickie zakłady mięsne "Pamso", choć i im nie udaje się wszystkiego sprzedać. Wiceprezes Józef Cieślak pamięta, co przytrafiło się piekarzowi z Legnicy. Nie jesteśmy bogatą firmą, więc nie chcemy mieć dodatkowych problemów. Wszystko, co zostaje, wysyłamy do zakładów utylizacyjnych - mówi.
Urzędy skarbowe w Łódzkiem nie doprowadziły (jeszcze!) do bankructwa żadnego darczyńcy. US w Skierniewicach podczas kontroli wykrył kilka przypadków rozdawania żywności._ Nie musieliśmy nakładać kar, bo wszyscy płacili VAT_- mówi Wiesław Kupisiński, zastępca naczelnika US.
Nieoficjalnie urzędnicy skarbowi tłumaczą, że przepisy w tym przypadku łatwo obejść. Wystarczy fikcyjny protokół zniszczenia żywności, spisany przez przedsiębiorcę...
Z dobroczynności handlowców i producentów żywności korzystają organizacje, m.in. "Caritas", pomagające biednym i bezdomnym. Dostają głównie żywność, która ma krótki termin ważności. (PAP)