LEP na lekarzy
W tym roku po raz pierwszy młodzi lekarze
mają zdawać Lekarski Egzamin Państwowy. Ich zdaniem, jego zasady
nie są jasne i uczciwe - informuje "Gazeta Pomorska". Adepci sztuki
lekarskiej zorganizowali się w Ogólnopolską Akcję Lekarzy
Stażystów i protestują przeciwko egzaminowi. Twierdzą, że przez
sześć lat studiów i prawie dwóch stażu byli wystarczająco
egzaminowani. Poza tym, nie buntowaliby się przeciw LEP, gdyby
wyznaczono jasne zasady jego zdawania. Natomiast te, które
sprecyzowano, w większości są nieuczciwe - podaje dziennik.
Minister zdrowia w rozporządzeniu napisał na przykład, że mamy pisać test ołówkiem B3, ale gdy nie zdamy, nie mamy prawa wglądu do wyników ani odwołania się - mówi Aleksandra Sieradzka z bydgoskiego oddziału OALS. Innym nonsensem jest sposób wyznaczania materiału. Na przykład jest hasło: cukrzyca - leczenie. Nie określono zakresu wiedzy, który nas obowiązuje. A przecież, co innego powinien wiedzieć stażysta, a co innego diabetolog.
Jak pisze "Gazeta Pomorska", od 1996 roku trwają przepychanki absolwentów studiów medycznych z ministerstwem zdrowia. Wtedy bowiem uchwalono ustawę o zawodzie lekarza. Jest tam mowa o Lekarskim Egzaminie Państwowym. Przepisy kilkakrotnie zmieniano. Poprzednie roczniki stażystów unikały zdawania testów, bo gdy zaczynali studia nikt ich o egzaminie nie informował. Teraz kończą staż osoby, które o nim wiedziały, gdy wybierał się na medycynę - podaje dziennik.
LEP jest niezgodny z konstytucją, bo zmusza nas do "obowiązkowego" bezrobocia" - mówią stażyści. Między zakończeniem stażu w szpitalu a państwowym egzaminem stażysta nie ma prawa wykonywania zawodu, nie może się więc zatrudnić - wyjaśnia "Gazeta Pomorska". Wszyscy pójdą na bezrobocie i przez trzy miesiące będą pobierać zasiłki. W Polsce dotyczy to około 2 tysięcy przyszłych lekarzy - mówi Aleksandra Sieradzka. Jeśli ktoś nie zda egzaminu, na następny musi czekać pół roku. Bez możliwości podjęcia pracy w zawodzie - informuje gazeta. (PAP)