Lekcja na „maryśce”

Instytut Psychiatrii i Neurologii razem z Krajowym Biurem ds. Przeciwdziałania Narkomanii przeprowadziły niedawno badania w warszawskich szkołach. Okazało się, że co drugi licealista palił już skręta z marihuany, a 90% przynajmniej raz wychyliło jednego głębszego.

09.02.2004 13:13

– Próbowanie nie oznacza od razu wejścia w nałóg. Ale poważnie niepokoi odsetek młodych ludzi, którzy ten eksperyment mają już za sobą – mówi współautor badań, Janusz Sierosławski. Najpopularniejsze wśród uczniów są marihuana i haszysz. Miało z nimi kontakt 28% gimnazjalistów i 45% licealistów. Na sen najlepiej robią im środki uspokajające polecane przez kolegę z ławki, a nie lekarza. Sięga po nie sporadycznie 25% nastolatków.

– Marihuana to bardzo wygodny i elegancki narkotyk. Nie trzeba dawać w żyłę, nie odrzuca widok krwi – mówi terapeutka z Monaru, Anna Kowalska. Przyznaje, że marihuana bije wśród młodzieży rekordy popularności. Decyduje o tym niska cena. Skręt z marihuany kosztuje tyle co paczka papierosów albo dwa batoniki. Uzależniony 12-latek w poradni to jeszcze rzadkość. Ale jego trzy lata starsi koledzy przychodzą coraz częściej. Wtedy okazuje się, że pierwszy kontakt z narkotykami mieli w wieku 11 lat. Nie tylko coraz młodsi sięgają po narkotyki, ale też coraz młodsi gotowi są zrobić wszystko, żeby być na haju. – W 2002 r. najmłodsza osoba będąca pod wpływem mieszanki amfetaminy i ecstasy miała siedem lat – mówi komisarz Lidia Woć z Wydziału ds. Patologii Komendy Głównej Policji w Warszawie. – W tym czasie 2041 nieletnich, czyli 13-, 17-latków, odpowiadało przed sądem rodzinnym za przestępstwa narkotykowe (posiadanie, rozprowadzanie). Ponad 93% to uczniowie. 174 nieletnich pod wpływem narkotyków dokonało przestępstw.
Zwykle były to rozboje i wymuszenia, kradzieże, włamania i bójki. Bywały jednak też zabójstwa i gwałty. Miejscem tych przestępstw najczęściej były ulica i mieszkanie. Ale już na trzecim miejscu właśnie szkoła.

– Narkotyki są w każdej szkole. Bo do jednego liceum czy gimnazjum chodzą dzieci z wielu podwórek. I jeżeli choć jedno z nich przyniesie narkotyk do szkoły, to jest olbrzymie ryzyko, że jednego dżointa może wypalić nawet kilka osób. W ubikacji czy w szatni, w przerwie między lekcjami – mówi Lidia Woć. – Tym bardziej że narkotyki dostają się do szkół w taki sposób, że żadnej agencji ochrony nie da się ich wyłapać. Przemycane w piórnikach, opakowaniach od płyt CD. Pomysłów jest wiele. – Marihuana to niegroźne ziółko. Alkohol to element życia, mamy do niego pełne prawo – tak rozumuje teraz młodzież. I podobnych praw domaga się w przypadku narkotyków – podsumowuje Janusz Sierosławski.

Wjarani w temat

Warszawscy uczniowie mają swój ranking szkół. I nie chodzi wcale o poziom angielskiego, wyposażenie pracowni komputerowej czy salę gimnastyczną. To giełda informacji. Co i gdzie można dostać, w której szkole pilnują, a gdzie patrzą przez palce. – Na początku roku zapowiedziano nam, że jest ochrona i każdy będzie szczegółowo rewidowany przed wejściem do budynku. A jeśli ktoś zapomni identyfikatora ze zdjęciem, to lepiej, żeby wracał do domu – mówi Tomek z liceum im. Konopnickiej. – Z czasem ostał się jeden ochroniarz, ale teraz i on stracił chyba pracę. Bo faceta nie widać, a do szkoły można wejść bez problemów. Z uczniowskiej giełdy informacji wynika, że największy luz jest w Janie Kazimierzu. Bo tam ponoć papierosy można palić w wyznaczonych miejscach, a gdy któryś z nauczycieli przyłapie, to konsekwencji też nie ma. Luz też jest z innymi używkami, bo szkoła znajduje się między podwórkami i zawsze można na przerwie wyskoczyć po towar. Zresztą podwórkowe wypady uczniów to zmora okolicznych mieszkańców.
Kiedyś ulubionym miejscem spotkań młodzieży z Konopnickiej było podwórko naprzeciwko szkoły. Wystarczyło przejść przez osiedlową uliczkę i wejść w bramę. W końcu mieszkańcy nie wytrzymali, wstawili bramę z kodem i skończyły się nasiadówki z piwem, papierosami i trawką. Swoje podwórko ma też liceum Czackiego. Wychodzi się tam głównie na papierosa, ale wszyscy wiedzą, że przy huśtawkach urzęduje znajomy diler. Niektórzy mają do niego komórkę. Rano dzwonisz, a na długiej przerwie już zapalasz skręta. Z kolei pod Rejtanem odbywa się ławkowy handel. Szczególnie gdy robi się ciepło. Samochód podjeżdża do siedzących w umówionym miejscu nastolatków. Wszystko trwa góra kilka minut.

Z tematu „narkotyki” przeciętny licealista mógłby odpowiadać na piątkę wyrwany do tablicy w środku nocy. 84% bez pudła rozpoznaje ecstasy, a 83% grzyby halucynogenne i amfetaminę. – Młodzi ludzie świetnie orientują się, co, gdzie i za ile można kupić i co najlepiej brać dla konkretnego efektu. To wszystko wychodzi na pogadankach organizowanych w szkołach przez policję – przyznaje Lidia Woć. Dodaje, że policja nie rozmawia bezpośrednio o samych narkotykach, ale o związanych z nimi konsekwencjach prawnych. – Młodzież nie ma zielonego pojęcia, co grozi za posiadanie narkotyków albo za podsunięcie dżointa koledze z ławki. Nastolatki coraz częściej eksperymentują. 13-, 15-latki na przykład łączą tabakę ze środkami uzależniającymi. – Kombinują coraz młodsi, to widoczny trend. W kioskach można kupić fifki, fajki, zapalniczki. Tylko do narkotyków – dodaje Lidia Woć. Jej zdaniem, dorośli sami ułatwiają życie małolatom. I tak koło się zamyka. Nad nastolatkami już nikt nie ma kontroli.

Narkostyl

Najpopularniejszym alkoholem wśród nastolatków jest piwo, na drugim miejscu – wódka, listę zamyka wino. Aż 90% nastolatków nie ma problemu z kupieniem piwa, a 80% z łatwością kupuje wódkę. Dlaczego piją? Żeby się odprężyć (31%) i zabawić (28%), dla towarzystwa (25%), wreszcie dla zapicia swoich smutków (19%). Mało kto jest świadomy konsekwencji, alkohol to po prostu dodatek do życia. Instytut Psychiatrii i Neurologii podobne badanie przeprowadził wcześniej w roku 1995 i 1999. – Patrząc z perspektywy lat, teraz jest nieco lepiej. W przypadku najgroźniejszych narkotyków – heroiny, amfetaminy – u młodszej młodzieży widać nawet pewien spadek zainteresowania. Ale z drugiej strony w stolicy ciągle przybywa osób, które palą marihuanę – mówi Janusz Sierosławski. Dodaje, że ciągle zbyt wiele młodzieży sięga też po leki uspokajające i nasenne. I nie chodzi wcale o preparaty ziołowe, ale o leki kupowane na receptę, które powinny być przyjmowane pod kontrolą lekarza. Mało kogo dziwi, że jeden czy drugi środek można
łatwo kupić na bazarze. A jeśli nie, to ma go kolega z ławki albo ciocia czy mama, które chcą być mądrzejsze od lekarzy. Zapominają, że leki uspokajające uzależniają. Analogiczne badanie dotyczące brania leków prowadzono jednocześnie w kilkudziesięciu krajach Europy. I zarówno w 1995 r., jak i cztery lata później Polska zajmowała pierwsze miejsce. Teraz też nie zanosi się na to, abyśmy stracili pozycję lidera.

W badaniach instytutu nie chodziło o pokazanie skali narkomanii w warszawskich szkołach, raczej o stosunek do używek. – W niektórych szkołach wstyd jest nie palić, w niektórych klasach taka postawa grozi wyrzuceniem poza nawias towarzyski – mówi Anna Kowalska. I dodaje: – Reforma szkolna zmieniła sposób traktowania dzieci. Kończąc podstawówkę, są już uznawane za młodzież. Kiedyś było nie do pomyślenia, żeby 14-latek balował do rana w dyskotece. Teraz, gdy dziecko nie wraca na noc do domu, rodzice nie mają zielonego pojęcia, co robi, z kim i gdzie. Skończył się też podział na szkoły elitarne i przeciętne. Narkotyki to zjawisko masowe. Jak picie piwa na Dzień Wiosny. Niestety.

Paulina Nowosielska

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)