Lekarze nie przyznają się do oszustw na receptach
Dwaj białostoccy urolodzy, oskarżeni o
bezprawne wystawianie i realizowanie recept na refundowane leki,
nie przyznali się przed sądem do zarzutów. Twierdzą, że
wypisywali recepty, ale czynili to za wiedzą pacjentów po to, by
pomóc ciężko chorym i ułatwić im życie.
Według prokuratury, leki były wypisywane bez wiedzy pacjentów i oni ich nie otrzymywali, a straty Narodowego Funduszu Zdrowia z tytułu nienależnej refundacji przekraczają 50 tys. zł. Według aktu oskarżenia, w sumie było to ponad 50 recept dla blisko 30 pacjentów, w tym inwalidów wojennych.
Lekarze tłumaczyli, że współpraca z dwoma aptekami służyła pacjentom, bo dzięki temu mieli na czas trudnodostępne leki, na które zwykle trzeba było czekać. Wypisane recepty trafiały bowiem do aptek z pominięciem pacjentów, a stamtąd leki dostawali lekarze. Zapewniali, że zawsze trafiały do pacjentów. Lekarstwa każdorazowo przekazywałem pacjentom zaraz po otrzymaniu - mówił przed sądem jeden z oskarżonych urologów.
Lekarze mówili, że w ten sposób pomagali ciężko chorym osobom, by nie musiały szukać lekarstw w aptekach. Jak podkreślali, nie było ich bowiem nawet w aptece przy szpitalu, w którym obaj pracują, a przy poważnych chorobach, przy których specyfiki były stosowane, niezbędne było zachowanie zalecanych w terapii terminów.
Trzy współoskarżone w tym procesie aptekarki również nie przyznają się do stawianych im zarzutów.