Lekarz "wszczepił" nowotwór pacjentom - usłyszał wyrok
Sąd Rejonowy w Lublinie skazał na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, lekarza Andrzeja P. za nieumyślne spowodowanie zachorowania dwójki pacjentów po przeszczepieniu im zakażonych nowotworem nerek.
19.11.2010 | aktual.: 19.11.2010 19:42
Lekarz ma też zapłacić dwa tysiące złotych grzywny. O treści orzeczenia poinformował rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Lublinie Artur Ozimek.
Proces 69-letniego Andrzeja P., będącego obecnie na emeryturze, zaczął się w 2008 r. Sprawa dotyczy dokonanych w czerwcu 2005 r. przeszczepów - dwóch nerek i wątroby - pobranych od 19-letniego dawcy. Nerki przeszczepiono dwóm pacjentom w szpitalu w Lublinie, a wątrobę - w Warszawie. Cała trójka biorców organów zachorowała po przeszczepie na białaczkę limfoblastyczną. Pacjenci z przeszczepionymi nerkami zmarli.
Sprawę przeszczepu wątroby wyłączono do odrębnego postępowania ze względu na inne okoliczności przeszczepu i innych lekarzy, którzy się tym zajmowali.
Sąd uznał lekarza winnym tego, że jako koordynator ds. transplantacji w szpitalu specjalistycznym nr 4 w Lublinie zakwalifikował obie nerki dawcy do przeszczepu, mimo że doraźne badania wycinków grasicy pobranych od dawcy wskazywały na możliwość zainfekowania jego organizmu komórkami nowotworowymi.
Badania te wskazywały na zainfekowanie komórkami grasiczaka. Późniejsze badania genetyczne i molekularne, przeprowadzone po przeszczepach, wykazały, że nie był to nowotwór grasicy, tylko chłoniak, który spowodował u pacjentów białaczkę limfoblastyczną - chorobę nowotworową krwi.
Lekarz nie przyznawał się do winy, twierdząc, że nie widział o zainfekowaniu narządów. Przed sądem powiedział m.in., że podczas pobierania narządów od dawcy lekarze widzieli w śródpiersiu tkankę przypominającą "przetrwałą grasicę". Według jego relacji nie był to guz, lekarze nie określili tego jako nowotwór i "właściwie nie mieli obowiązku" tego badać. Jednak na prośbę Andrzeja P. zdecydowano, że tkanka zostanie zbadana.
Następnego dnia Andrzej P. otrzymał telefonicznie informacje od lekarza badającego materiał, że nie ma w nim niczego podejrzanego. Dlatego zdecydował, że przystąpi do organizacji przeszczepów. O tym, że w tkance pobranej od dawcy był chłoniak dowiedział się kilka miesięcy później od lekarzy z Warszawy, którzy przyjechali do Lublina pobrać kolejny organ do przeszczepu.
Wyrok sądu jest nieprawomocny.
NaSygnale.pl: Złodzieje-specjaliści - brali na cel tylko...