Lekarz: słowa Dorna ciągle dźwięczą nam w uszach
Tekst pt. "Lekarze w kamasze?"
wywołał burzę. Czytelnicy oraz dziennikarze innych mediów przez
cały dzień dopytywali, czy dr Jacek Lorkowski ze Szpitala
Uniwersyteckiego w Krakowie, po niespodziewanym otrzymaniu karty
powołania został wcielony do wojska. Na szczęście, po jednodniowym
szkoleniu został zwolniony - podaje "Dziennik Polski".
31.05.2007 | aktual.: 31.05.2007 00:47
Dr Jacek Lorkowski przed wejściem do jednostki wojskowej nie wiedział, czy idzie tam na dzień, rok, dwa czy pięć lat. Na wszelki wypadek zaopatrzył się w szczoteczkę do zębów i inne niezbędne przedmioty.
Dziennikarze czekali na niego przed wejściem do jednostki wojskowej. W międzyczasie rzecznik MON, Jarosław Rybak, zapewnił, że rezerwiści są powoływani na ćwiczenia zgodnie z wcześniej ustalonym planem i nie ma mowy o szykanach wobec strajkujących lekarzy.
Ćwiczenia były zaplanowane w zeszłym roku, nikt wówczas nie wiedział, że będzie strajk lekarzy- wyjaśniał Rybak. Dodał, że celem powoływania żołnierzy rezerwy jest sprawdzenie gotowości mobilizacyjnej - czy rezerwista mieszka pod danym adresem, jak reaguje na wezwanie itp.
Dr Jacek Lorkowski wyszedł z jednostki po godz. 18. Nie chciał mówić na temat zajęć, w których uczestniczył, gdyż - jak oświadczył - jest to objęte tajemnicą wojskową. Potem dodał: nie wiem, czy fakt zwolnienia mnie z jednostki jest wynikiem nacisku mediów, czy też z góry przygotowanego planu ćwiczeń. Ale wiem jedno: gdyby nie ubiegłoroczna wypowiedź ministra Ludwika Dorna na temat przymusowego wcielania lekarzy do wojska, prawdopodobnie dziś nie byłoby problemu.
Dr Lorkowski podkreślił, że Ludwik Dorn nigdy ze swoich deklaracji się nie wycofał. Nam jego słowa ciągle dźwięczą w uszach- dodał.
Dr Piotr Jaszczyński, przewodniczący oddziału terenowego OZZL w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie nie wyklucza, że była to próba badania reakcji środowiska lekarskiego, ogarniętego strajkiem. Nie rozumie, dlaczego informacja o powołaniu do wojska członka związku nie przyszła wcześniej, by mógł on przygotować nie tylko siebie, ale nade wszystko swoich pacjentów, którzy nierzadko na środową, wyczekiwaną od dawna wizytę przybyli z odległych miejscowości - czytamy w "Dzienniku Polskim". (PAP)