Lekarz pogotowia stwierdził zgon, a ofiara przeżyła
Będzie postępowanie dotyczące nieudzielenia
pomocy przez lekarza stołecznego pogotowia 19-latkowi rannemu w
wyniku wypadku na warszawskiej Pradze Południe. Lekarz początkowo
stwierdził jego zgon, po kilkudziesięciu minutach okazało się
jednak, że chłopak żyje.
Poinformowała o tym zastępca szefa warszawskiej prokuratury rejonowej Praga Południe Agata Hanke.
Do wypadku doszło na Pradze Południe. 19-letni student Uniwersytetu Warszawskiego Hubert N. zjeżdżając samochodem z wiaduktu stracił panowanie nad kierownicą, uderzył w krawężnik, a później bokiem auta w słup trakcji elektrycznej.
Lekarz pogotowia - Andrzej M., tuż przed północą stwierdził zgon 19-latka.
Nie wyciągaliśmy go z samochodu czekając na prokuratora - powiedział Wojciech Pasieczny z wydziału ruchu drogowego Komendy Stołecznej Policji. Jak dodał, w pewnym momencie policjanci zabezpieczając ślady zauważyli jednak, że ofiara wypadku się poruszyła.
Mimo, że lekarz stwierdził, iż jest to niemożliwe funkcjonariusze wezwali straż pożarną, by wyciągnęła rannego z wraku samochodu. Po około 40 minutach ten sam lekarz potwierdził, że 19-latek jednak żyje - rannego przewieziono do szpitala.
Policjanci mówią, że ze wstępnych ustaleń wynika, iż lekarz był trzeźwy. Nic nie wskazuje też, że zrobił to umyślnie. Prawdopodobnie popełnił błąd - dodają.