PolskaLekarz pogotowia obnaża klęskę służby zdrowia

Lekarz pogotowia obnaża klęskę służby zdrowia

Rozmowa z lekarzem pracującym w pogotowiu od 33 lat. - Kiedyś lekarze pracowali lepiej - mówi.

Lekarz pogotowia obnaża klęskę służby zdrowia
Źródło zdjęć: © WP.PL | Marcin Gadomski

07.03.2013 | aktual.: 07.03.2013 09:59

Czy śmierć Dominiki to dowód na kompletną klapę systemu ratowniczego?! A ściślej, czy zastąpienie starego systemu PCPR (Powiatowe Centrum Powiadamiania Ratunkowego), nowoczesnym CPR (Centrum Powiadamiania Ratunkowego) zdaje egzamin w praktyce?

Lekarz pogotowia: Powiem od razu: nowy system to klapa! Wygrała "moda" na kopiowanie wzorców z zachodu, tyle że skopiowaliśmy zachodni, świetnie działający system po łepkach i teraz są same problemy. Moim zdaniem zrobiliśmy krok w tył. Efekty możemy obserwować na cmentarzach...

Użył pan ciężkiego sformułowania...

- Już tłumaczę. Kiedyś (w systemie PCPR – dopisek red.) dyspozytor przyjmował zgłoszenie, wpisywał je do komputera i powiadamiał zespół wyjazdowy. Ten ostatni dostawał informację na tablicy świetlnej w pogotowiu i na swoje pagery. Gdy zespół ratunkowy jechał do chorego, przy wyjściu z pogotowia stała drukarka, która drukowała kartę wyjazdu z rozpoznaniem i miejscem, gdzie mamy się udać. Wsiadając do karetki wiedziałem wszystko, tzn. czy jest to wypadek, zawał, nieprzytomne dziecko czy pijak leżący pod ławką. Do tego w powiatach były nawet po dwie lub trzy dyspozytornie. Teraz np. w warmińsko-mazurskim jest jedna dyspozytornia na całe województwo!

Ale wróćmy do samego momentu wyjazdu... W nowym systemie dostaję polecenie wyjazdu z centralnej dyspozytorni na pager i dopiero w karetce drukuje mi się karta wyjazdu z informacją, gdzie jadę i po co. Nie mogę się wcześniej odpowiednio przygotować. Nie wiem, do jakiego przypadku jadę. Dlatego twierdzę, że kiedyś pogotowie działało lepiej!

Może jednak wystarczy centralna dyspozytornia, przecież została wprowadzona nowoczesna technika do karetek; łączność, GPS-y, lokalizatory?

- (śmiech)
Pracowałem na zachodzie i widziałem, jak tam to działa. Na elektronicznej mapie w dyspozytorniach było widać, gdzie fizycznie są karetki i skąd dzwoni potrzebujący pomocy. U nas tak nie ma. Dyspozytor szuka miejscowości na zwykłej mapie. Robi się problem, gdy są dwie miejscowości o takich samych nazwach... Dyspozytor wówczas musi dopytywać, dociekać, sam ustalać, o jaką chodzi... Pracuję w nowym systemie od roku i mimo zgłaszanych uwag, nie zostaje on modyfikowany, tylko jest coraz gorzej. Powiem tylko, że nawet mapy w GPS-ach w karetkach są niedokładne. Do tego szwankuje też łączność radiowa.

Może twórcom nowego systemu chodziło o oszczędności. Utrzymanie każdej dyspozytorni kosztuje, a tak jedna centralna obsługuje wszystkie powiaty?

- Tu raczej chodziło o wyciągnięcie pieniędzy od szpitali. Żeby mieć kontrakt z NFZ, trzeba było przystąpić do CPR (Centrum Powiadamiania Ratunkowego). Każda karetka musiała wyposażyć się w odpowiedni sprzęt umożliwiający łączność z tym centrum. Koszt to około 10 tys. złotych od jednego ambulansu za GPS, drukarkę i pager... A to wszystko nagminnie się psuje. Do tego dochodzi abonament - my mówimy haracz - 200 złotych dziennie od jednej karetki. Efekt? Szpitale zmniejszają ilość karetek, bo nie stać ich na abonament.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (483)