Lekarz nie chciał ratować dziewczynki
Były lekarz pogotowia, który przerwał akcję ratowania życia 2,5-letniej dziewczynki i odjechał z miejsca wypadku, został oskarżony o umyślne narażenia dziecka na utratę życia. Dziecko zmarło kilka godzin po zaprzestaniu reanimacji - poinformował Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Kłodzku.
12.03.2004 17:30
Do zdarzenia doszło w styczniu 2003 roku w Szczytnej. Samochód, którym jechała czteroosobowa rodzina, w wyniku poślizgu zjechał z drogi i wpadł do Bystrzycy Dusznickiej. Z auta wydobyto rodziców; dzieci - 2,5-letnią dziewczynkę i 1,5-rocznego chłopczyka - porwał nurt rzeki. Strażacy, którym udało się odnaleźć tylko dziewczynkę, podjęli jej reanimację. Po przyjeździe karetki pogotowia dziecko reanimował lekarz pogotowia Eugeniusz M.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do Sądu Rejonowego w Kłodzku. Wynika z niego, że Eugeniusz M. nie zachował odpowiednich procedur. Nie udrożnił dróg oddechowych dziecka, nie przeprowadził wentylacji płuc i nie podał odpowiednich leków. Na koniec odstąpił od reanimacji, mówiąc, by kontynuowali ją strażacy. Odjechał z miejsca wypadku, zabierając, będącą w ciężkim stanie, matkę dziewczynki. Gdy na miejsce zdarzenia przyjechała druga karetka, lekarzom udało się przywrócić akcję serca u dziecka. Niestety, po przewiezieniu do szpitala dziewczynka zmarła.
Za czyn zarzucany Eugeniuszowi M. grozi do 5 lat więzienia. Lekarz nie przyznaje się do winy. Odmówił też składania wyjaśnień. Przebywa na wolności, został zwolniony z pracy w pogotowiu.