Lekarka-lekomanka uniewinniona
Białostocki Sąd Rejonowy uniewinnił lekarkę oskarżoną o przywłaszczenie z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku znacznej ilości leku narkotycznego o nazwie dolargan. Uznał, że na podstawie poszlak takiego zarzutu nie udało się udowodnić.
09.02.2004 | aktual.: 09.02.2004 16:35
W uzasadnieniu sędzia zwrócił też uwagę, że gdy lekarstwa zginęły, na oddziale DSK, gdzie pracowała oskarżona, panował bałagan przy wydawaniu leków o działaniu odurzającym, mimo iż obowiązywały w tym względzie stosowne wewnętrzne przepisy.
Prokuratura, która domagała się dla oskarżonej wyroku więzienia w zawieszeniu i czasowego zakazu wykonywania zawodu, nie wyklucza apelacji. Wyrok nie jest prawomocny.
Lekarce anestezjologowi zarzucono, że w 2000 roku przywłaszczyła 271 ampułek dolarganu ze szpitala, w którym wówczas pracowała. Lekarze zauważyli bowiem, iż wyjątkowo wzrosła liczba wpisów tego leku w receptariuszu. Tymczasem po analizie kart pacjentów okazało się, że nie podawano go im. Gdy sprawa wyszła na jaw, zniknęła książka rozchodu leków narkotycznych. Zarzut jej zniszczenia postawiono lekarce, ale i od niego sąd ją uniewinnił.
Kobieta pracuje obecnie w szpitalu w Olecku (woj. warmińsko- mazurskie). W czasie całego procesu nie przyznała się do zarzutów, choć przed sądem mówiła, że po operacji, którą przeszła, sama brała dolargan, by uśmierzyć ból. Zapewniała jednak, że nie jest uzależniona od narkotyków, co potwierdziły badania biegłych.
Sędzia Marcin Kęska podkreślił w uzasadnieniu, że proces miał charakter poszlakowy (jedną z nich było używanie przez oskarżoną dolarganu) i nie było żadnego bezpośredniego dowodu na poparcie zarzutów stawianych lekarce. Przyznał co prawda, że udało się udowodnić, iż w okresie objętym aktem oskarżenia było większe zużycie dolarganu na oddziale, ale to nie oznacza, że przywłaszczyła go oskarżona.
Sąd zwrócił też uwagę, że z zeznań prawie wszystkich świadków wynikało, iż na oddziale panował bałagan dotyczący rozchodu i podawania leków narkotycznych oraz prowadzenia książki tych lekarstw. "W szpitalu były przepisy wewnętrzne, regulaminy określające ściśle te kwestie (...), jednak de facto nikt się do tego nie stosował" - dodał sędzia Kęska.