Lek jak cukierek
Lek jak cukierek, dostępny jest w
hipermarkecie, na stacji benzynowej, w kiosku. Zdaniem
szczecińskich aptekarzy, ta niebezpieczna zasada zaczyna
kształtować rynek farmaceutyczny. Skojarzona z narodową cechą
Polaków, z których co drugi to lekarz eksperymentujący na własną
rękę, niesie poważne zagrożenie dla zdrowia - pisze "Głos
Szczeciński".
"Mamy coraz więcej pacjentów, którzy próbują leczyć się na własną rękę, co powinno przerażać i dać wszystkim do myślenia" - mówi internistka Ewa Jędrzejczak-Opałka. Lekarze ostrzegają nie tylko przed uzależnieniem, np. od leków przeciwbólowych dostępnych w wolnej sprzedaży. Więcej szkody niż pożytku mogą przynieść również niewłaściwie wykorzystywane środki, po które sięgają nastolatki, by szybko się odchudzić - podaje dziennik.
Do listy takich leków dołączył, jeszcze niedawno wydawany tylko na receptę, Bisacodyl. "Przestały obowiązywać jakiekolwiek reguły i normy postępowania na rynku farmaceutycznym" - mówi "Głosowi Szczecińskiemu" Danuta Parszewska-Knopf, prezes Zachodniopomorskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej w Szczecinie.
"Zapanowała wolna amerykanka, a wszystko zmierza w złym kierunku, niebezpiecznym dla zdrowia pacjenta. Coraz częściej mamy do czynienia ze staraniami, by więcej leków wprowadzić do wolnej sprzedaży. Najlepszym przykładem z ostatnich dni jest Bisacodyl, lek o działaniu przeczyszczającym i absorbującym wodę z organizmu. Do tej pory był wydawany tylko na receptę, bo może dawać poważne skutki uboczne jeśli jest nadużywany. Teraz jest w wolnej sprzedaży i obawiam się, że będzie nadużywany przez odchudzające się nastolatki" - dodaje.
W ulotce załączanej do Bisacodylu można przeczytać, że nie powinny go stosować osoby z niedrożnością jelit, bólami brzucha o nieznanej przyczynie, z żylakami odbytu, zapaleniem jelita grubego. "Nie każdy pacjent, a zwłaszcza nie każda młoda dziewczyna zwróci uwagę na te istotne przeciwwskazania" - podkreśla Danuta Parszewska-Knopf. "Nie wszyscy pacjenci są w stanie sami ocenić swój stan zdrowia" - ocenia na łamach "Głosu Szczecińskiego".(PAP)