Lech Wałęsa przesłuchany ws. Wachowskiego
Były prezydent Lech Wałęsa został przesłuchany w łódzkiej prokuraturze apelacyjnej jako świadek w śledztwie dotyczącym byłego ministra w jego kancelarii Mieczysława Wachowskiego.
14.08.2006 | aktual.: 14.08.2006 15:43
W połowie września ubiegłego roku PA w Łodzi postawiła b. ministrowi zarzut płatnej protekcji oraz ukrywanie dokumentów, m.in. tajnych, którymi nie miał prawa wyłącznie rozporządzać. Wachowski nie przyznał się do winy. Za zarzucane mu czyny grozi kara do 3 lat więzienia.
Informację o przesłuchaniu b. prezydenta potwierdził Prokurator Apelacyjny w Łodzi Dariusz Barski. Poinformował, ze termin przesłuchania został zaproponowany przez Lecha Wałęsę. . Barski przyznał, że przesłuchanie zostało przerwane przez świadka, który odmówił podpisania protokołu zeznań. Prawdopodobnie b. prezydent ponownie zostanie wezwany na przesłuchanie. Nadal istnieje konieczność przesłuchania świadka w tej sprawie - podkreślił Barski.
Przesłuchanie b. prezydenta trwało około dwóch godzin. Zdaniem Wałęsy "było bez sensu", a odbyło się, "bo ktoś chce zniszczyć Wachowskiego". Jak mówił, był pytany o historię: kiedy Wachowski został przyjęty, czy jest jego przyjacielem; pokazano mu także dokumenty, które nie są tajne. Bez sensu, szkoda czasu pani prokurator i szkoda mojego czasu - mówił Wałęsa.
Jego zdaniem, "widać, że komuś zależy na siłę by skazać Wachowskiego; żadnych argumentów nie ma, by ta sprawa się w ogóle toczyła". Powiedziałem na koniec pani prokurator, że nie widzę sensu, odmawiam rozmów i dyskusji, bo są sprawy ważniejsze, którymi trzeba się zająć - powiedział Lech Wałęsa.
Dodał, że podczas przesłuchania pokazano mu dokumenty jawne i nie widział on tych tajnych dokumentów, które rzekomo miał wynieść Wachowski. Na bazie tego jest on niewinny, natomiast ja nie mogę za niego głowy oddać. Na razie nikt nie ma dowodu, aby rzeczywiście coś mu udowodnić, to są wszystko rzeczy naciągane - powiedział b. prezydent. Teraz rzeczywiście się zastanowię, kto poluje na Wachowskiego - przyznał.
Nie chciał odnosić się do zarzutu płatnej protekcji stawianego Wachowskiemu przez prokuraturę. Co do tych spraw to nie wiem. Wachowski to ani mój brat, ani kolega ani przyjaciel. Pracowaliśmy razem, pasował do mojej koncepcji, dopóki pasował, trzymałem go, kiedy zmieniałem koncepcję, wyrzuciłem go jak każdego innego. (...)Ja tu się nie unoszę za Wachowskim, ja się unoszę za prawdą, za logiką, sensem działania - mówił Wałęsa.
We wrześniu ub. roku Mieczysław Wachowski został zatrzymany przez funkcjonariuszy łódzkiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w związku ze śledztwem w sprawie przyjmowania korzyści majątkowych i powoływania się na wpływy. Zostało ono wszczęte po doniesieniu dwóch znanych biznesmenów z podłódzkiego Rzgowa - braci G., właścicieli hal targowych. Doniesienie związane było również ze sprawą sponsorowania przez nich sportowej spółki SPN Widzew SSA.
Tego samego dnia prokuratura postawiła Wachowskiemu zarzuty płatnej protekcji. Według prokuratury, do zdarzenia doszło w pierwszej połowie 2003 roku. Biznesmeni ze Rzgowa mieli zeznać, że Wachowski w zamian za milion złotych podjął się załatwienia im pozwolenia na działalność tam hal.
Później prokuratura przedstawiła b. ministrowi w Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy zarzut ukrywania dokumentów, m.in. tajnych, którymi nie miał prawa wyłącznie rozporządzać. Prokuratura informowała wówczas, iż chodzi m.in. o kilkadziesiąt dokumentów, w tym z afery FOZZ oraz nie sprecyzowane "rozporządzenie prezydenta Lecha Wałęsy". Trzy dokumenty opatrzone były klauzulą "tajne", jeden - klauzulą "poufne".
Po przedstawieniu zarzutów Wachowski, że dokumenty "wraz z innymi gadżetami" przesłano mu z Kancelarii Prezydenta po tym, jak zakończył tam pracę, ale "zapomniał o nich".