Lech Wałęsa nie odwoła się od decyzji o umorzeniu śledztwa przez IPN
Lech Wałęsa nie odwoła się od decyzji IPN w Białymstoku o umorzeniu śledztwa ws. działań SB wobec niego, polegających na fabrykowaniu dokumentów, które miały świadczyć o jego współpracy agenturalnej. - Mi wystarczy, że stałem na czele zwycięstwa - powiedział.
10.04.2015 | aktual.: 10.04.2015 11:38
Pion śledczy białostockiego Instytutu Pamięci Narodowej umorzył ostatnio śledztwo z powodu przedawnienia zarzutów. Decyzja ta nie jest prawomocna. Wałęsie, który ma w tej sprawie status pokrzywdzonego, przysługuje zażalenie.
- Dla mnie sprawa jest zamknięta. Ci ludzie się przyznali do podrabiania i zawodowe służby powinny to rozliczyć. To była walka: oni używali takich środków i sztuczek, ja innych, też nie zawsze zręcznych. Okazałem się jednak silniejszy, wygrałem z bezpieką. I cieszmy się ze zwycięstwa - powiedział b. prezydent.
Opisując strajk w Stoczni Gdańskiej w grudniu 1970 r. Wałęsa wyjaśnił, że doszedł wówczas do wniosku, że ten protest nie doprowadzi do zwycięstwa.
- Postanowiłem oszczędzić najodważniejszych ludzi z myślą, że trzeba się przygotować jak rozegrać tę walkę, bo tak się nie wygra. I dlatego, rzeczywiście, hamowałem bijatyki z milicją. Jak ktoś się temu przyglądał, to mógł dojść do wniosku, że "Wałęsa hamuje, stara się powstrzymać, więc Wałęsa współpracuje" - dodał Wałęsa.
Zapewnił jednak, że nie był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
- Nigdy nie współpracowałem. Gdybym nie miał doświadczeń nawet z bezpieką, to w 1980 r. nie wiedziałbym jak postępować. A tak to ją widziałem, przez te przesłuchania i wiedziałem jak z nimi grać, jak ich przechytrzyć. Jako doświadczenie to było bardzo dobre, ale nie było mowy o żadnej współpracy, że ja kiedykolwiek byłem po tamtej stronie - to nie do pomyślenia - podkreślił b. przywódca Solidarności.
Śledztwo prowadzone było przez pion śledczy IPN w Białymstoku od jesieni 2008 r., przekazano je tam z Gdańska. Chodziło o dokumenty świadczące o rzekomej współpracy Wałęsy z SB, by skompromitować go w 1982 roku przed komitetem pokojowej Nagrody Nobla. W 1983 r. ówczesny lider Solidarności został jej laureatem.
Śledztwo formalnie dotyczyło zbrodni komunistycznych popełnionych w latach 1982-1983 na szkodę Lecha Wałęsy.
W oparciu o zebrane w tej sprawie dowody prokuratorzy IPN ustalili, że w latach 1982-83 w ramach Biura Studiów MSW podjęto próbę podrobienia dokumentów dotyczących rzekomej współpracy Lecha Wałęsy z organami bezpieczeństwa państwa.
"Sporządzane w trakcie tej operacji 'dokumenty' były na bieżąco poddawane badaniom przez pracujących w strukturach MSW biegłych z zakresu identyfikacji pisma ręcznego, którzy za każdym razem stwierdzali ich nieautentyczność. W tej sytuacji wszystkie wytworzone materiały zostały zniszczone" - podał IPN.
W śledztwie nikomu nie postawiono zarzutów. Przedawnienie przestępstw, które były przedmiotem tego śledztwa, nastąpiło z dniem 1 sierpnia 1995 roku.
Prokuratorzy IPN badali także w tym postępowaniu inny wątek przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy SB. Miało to polegać na sfabrykowaniu nagrania rozmowy Lecha Wałęsy z bratem, dotyczącej rzekomego konfliktu Lecha Wałęsy z hierarchią kościelną, a także przesłania na zagraniczne konta ok. miliona dolarów, które to nagranie zostało potem wyemitowane w mediach, by poniżyć go w oczach opinii publicznej lub narazić na utratę publicznego zaufania potrzebnego w działalności opozycyjnej. Postępowanie w tym zakresie także umorzono wobec przedawnienia karalności czynu.
Śledztwo wszczął w maju 2005 r. gdański oddział IPN po zawiadomieniu złożonym przez b. prezydenta, potem przekazano je do Białegostoku.
W śledztwie prowadzonym w Gdańsku prokuratorzy badali m.in. akta operacji SB o kryptonimie "Ambasador" i "Sąd", interesowali się też sprawami obiektowymi o kryptonimie "Tęcza" i innymi materiałami wytworzonymi przez różne jednostki MSW czy przez SB, a dotyczącymi Lecha Wałęsy.