PolskaLech Wałęsa: muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolony

Lech Wałęsa: muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolony

Gdy patrzę dziś po 24 latach na to wszystko i widzę, ile rzeczy po drodze spapraliśmy i nie wykorzystaliśmy, to muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolony. Czyli powiem tak klasycznie: "jestem za, a nawet przeciw" - o swojej prezydenturze, patriotyzmie i konsekwencjach Sierpnia 80 mówi w rozmowie z PAP Lech Wałęsa, który w niedzielę kończy 70 lat.

Lech Wałęsa: muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolony
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Wittman

29.09.2013 | aktual.: 29.09.2013 09:41

Mamy już ćwierć wieku Polski wolnej i niepodległej. Czy właśnie o taką Polskę pan walczył?

Lech Wałęsa: Nie było człowieka, który by mnie przekonał w tamtym czasie, że dożyję Polski wolnej i demokratycznej, że nie będzie wojsk sowieckich i będą otwarte granice. Musiałby mnie ktoś wówczas mocno poobijać i zmaltretować, żebym uwierzył, że coś takiego się zdarzy, a i tak byłbym najszczęśliwszym człowiekiem nie tylko na ziemi, ale w całej galaktyce.

Natomiast, gdy patrzę dziś po 24 latach na to wszystko i widzę, ile rzeczy po drodze spapraliśmy i nie wykorzystaliśmy, to muszę powiedzieć, że nie jestem zadowolony. Czyli powiem tak klasycznie: "jestem za, a nawet przeciw".

A co się panu głównie nie podoba w dzisiejszej Polsce?

L.W.: Za mało solidarności, pieniądze dla partii politycznych, zła ordynacja wyborcza, zły regulamin sejmu. To są błędy strukturalne, które potem powodują kolejne błędy w programach i zachowaniach ludzi. Potrzebny był system prezydencki, potrzebne były dekrety i 100 milionów - czyli te główne hasła, które ja wtedy głosiłem.

Kiedy udowodniłem, że potrafię zwyciężać w boju, to liczyłem, że ludzie też zrozumieją, że potrafię poprowadzić kraj w nowym kierunku. To się nie udało, sprawy poszły źle.

Czyli zwycięstwo polskich robotników w sierpniu 1980 r. nie zostało w pełni wykorzystane?

L.W.: Oczywiście, że nie. Ale ja już wtedy przewidywałem, jakie mogą być kłopoty. Powiedziałem wówczas, że ci którzy mnie tak niosą na rękach, jutro mogą rzucać kamieniami. Jako przywódca tamtych czasów zdawałem sobie sprawę, jak trudne to będzie zadanie. Wierzę jednak, że z czasem to naprawimy.

W latach 80. był pan prawdziwym przywódcą narodu, noszonym przez Polaków na rękach, ale dziś kiedy się spojrzy chociażby na komentarze w internecie, ale nie tylko tam, to widać, że wiele osób miesza pana z błotem i odsądza od czci i wiary. Jak pan to znosi?

L.W.: Kiedy była ta sierpniowa euforia powiedziałem: "wy się cieszycie, a ja dopiero się martwię; teraz to dopiero się zacznie" - mówiłem to wtedy na stoczniowej bramie. Naród, tak jak w walce mnie słuchał, to potem demokracja pokazała, że ma swoje prawa... Mój program został zrealizowany w połowie. Szansę na dokończenie reszty przekreśliło zwycięstwo SLD i Kwaśniewskiego. Nie czuję się tu spełniony, ale tak zdecydowała demokracja.

Krytyka pana osoby zaczęła się głównie po prezydenturze. Czy gdyby mógł pan cofnąć czas, to zmieniłby coś ze swoich decyzji w tamtym okresie?

L.W.:Boję się pomyśleć, co by było, gdybym nie został prezydentem. Komuniści mieli chytry plan: "dopuśćmy ich do władzy na 35 procent, oni wykonają te reformy i całą brudną robotę, polikwidują PGR-y, pozamykają zakłady - my ich wtedy obciążymy i następnych wyborów żaden solidaruch nie wygra". Sytuacja byłaby beznadziejna, gdyby utrzymał się Jaruzelski, a ja bym tego układu nie rozbił. Długo musielibyśmy czekać na następną Solidarność, już Europy środkowo-wschodniej, by powrócić na drogę przemian.

Co by pan jednak powiedział tym rodakom, który narzekają na dzisiejszą Polskę, są sfrustrowani?

L.W.: Kochani, jak wybieracie? Proponowałem wam szybkie rządzenie, dekrety, inne zarządzanie? Proponowałem 100 milionów? Nie chcieliście, wybraliście SLD i Kwaśniewskiego, który popsuł moje i wasze zwycięstwo. Więc jeśli ktoś popełnił błąd, to nie ja. Gdybyście wprowadzili moje pomysły, to Polska byłaby uporządkowana, na innych zasadach weszłaby do NATO i Unii Europejskiej.Takie warunki, gdyby mi postawiono to trzeba by trzymać stół, bo wyrzuciłbym go wraz z tymi, którzy by to proponowali. Ale ja miałem argumenty, a Kwaśniewski nie miał.

Jest pan najbardziej znanym na świecie żyjącym Polakiem. To ciężar czy zaszczyt i duma?

L.W.: Jedno i drugie. Ja rozumiem te polskie problemy i z wieloma pretensjami nawet się zgadzam. Wiem też, że Zachód nie spełnił naszych nadziei, zachęcał nas do walki, a nie miał programu na potem. Świat nie rozumie, że kiedyś to się jakoś trzymało, bo były dwa supermocarstwa i podział. A dziś przechodzimy z pojedynczego państwa, kraju na państwo Europa i globalizację i trzeba innych rozwiązań i struktur. Trzeba zachowywać się solidarnie - nie interes państwa, tylko interes państwa Europy. Nie ma takich programów i to powoduje zniecierpliwienie i niezadowolenie.

A czym jest dziś polskość, patriotyzm?

L.W.: Dla pokolenia mojego ojca patriotyzmem było bić Niemca i bić Sowieta. A teraz patriotyzm to kochać Niemca i bardzo dobrze, żeby zacząć kochać Rosjanina. Kochać się, nie bić, nie podpalać i niszczyć, ale budować. Przechodzimy więc z małego państwowego patriotyzmu na patriotyzm europejski.

Jak młodym ludziom mówić dziś o patriotyzmie?

L.W.: Otwierać się na naszych sąsiadów, rozumieć na przykład, że przez Niemcy wróciliśmy do Europy. Wyobraźmy sobie, że mój ojciec wstaje z grobu i ja mu mówię: "tato - patrz, co my zrobiliśmy: nie ma granic w Europie, między Niemcami a Polską nie ma żołnierzy". Nawet nie dokończyłbym zdania, a on ponownie by zmarł na zawał serca, bo by mi nie uwierzył. A w tym pokoleniu tego dokonaliśmy. I musimy to utrzymać.

A jak pielęgnować pamięć o Sierpniu'80?

L.W.: To jest dla mnie i naszego pokolenia największy dramat. To, co dokonaliśmy wtedy w Stoczni Gdańskiej jest pierwszym pomnikiem mądrego zwycięstwa. Tyle wcześniej było krzywd, a my pokojowo się porozumieliśmy. W przyszłości będą powstawać pomniki mądrości, finezji i solidarności. Pierwszy taki pomnik powstanie w Stoczni Gdańskiej, bo my tu pokazaliśmy, że mimo tylu pretensji można dojść do porozumienia. Dzięki temu sowieccy żołnierze wyszli z Polski, a tu nie ma pomnika. Przyzwyczailiśmy się przez wieki do krwi i bijatyk i stawiamy im pomniki. Taki sposób myślenia upadnie, jestem o tym przekonany.

Rozmawiali Robert Pietrzak i Marianna Lutomska

Źródło artykułu:PAP
lech wałęsaurodzinysolidarność
Zobacz także
Komentarze (1119)