Lech Wałęsa dla WP: przedostatnia rozgrywka PiS
Ostatnie porozumienie NSZZ „Solidarność” z obecnym rządem rzeczywiście przypomina Porozumienia Sierpniowe z 1980 roku. Wtedy też mieliśmy do czynienia z władzą arogancką, niechętną ludziom i manipulatorską. Mieliśmy też, jak dziś, poważny kryzys państwa i propagandę sukcesu.
29.08.2007 | aktual.: 26.09.2007 09:02
Nie bardzo więc pomylił się Janusz Śniadek, kiedy podpisanie porozumienia z obecnym rządem porównał do Porozumień Sierpniowych. Zarzucono mu, że sprofanował tamto wydarzenie, że to był zupełnie inny wymiar i sens. W jednym jednak się nie pomylił: w 1980 roku mieliśmy i w 2007 roku mamy władzę podobnie arogancką, niechętną ludziom i używającą różnych nieczystych metod walki z opozycją. Obecna władza znów się ustawia tam, gdzie w 1980 kiedyś stał rząd – powiem przewrotnie za Jarosławem Kaczyńskim. Z jedną różnicą - tamta władza czuła, że grunt usuwa jej się spod nóg, że trzeba rozmawiać, że naród zaczyna mieć coś do powiedzenia, a obecna ekipa udaje, że nic się nie dzieje, a wszystko podporządkowuje kampanii wyborczej, nawet jeśli wybory będą za dwa lata. Naród jest coraz mocniej po drugiej stronie i podczas wyborów Jarosław Kaczyński boleśnie się o tym przekona. Inna rzecz, że nawet przegrywając nie będzie chciał tego zrozumieć. On powie, że przeciw niemu jest „front obrony przestępców”. Nie zawaha się
nazwać tak całego narodu. Taką ma już konstrukcję.
I jeszcze jedno podobieństwo – natury bardziej osobistej. W 1980 i wcześniej byłem inwigilowany, osaczony przez wianuszki tajniaków i agentów w owczej skórze, a czasem nawet przez „życzliwych” przyjaciół, którzy dzisiaj grają pierwsze skrzypce w mętnych utworach rozpisanych przez Jarosława Kaczyńskiego. W 2007 roku, w wolnej Polsce, słyszę, że również na zlecenie najwyższych władz – w tym przypadku premiera – mogę być podsłuchiwany i rozpracowywany.
Ot, doczekałem się po latach walki o wolność i demokrację! Wolałbym w to nie wierzyć, ale takie przeczucia miałem już wcześniej, o czym tu pisałem. Oznacza to, że ciągle jestem dla władzy kimś..., czyli wrogiem. Pytam tylko, dlaczego nękany jest mój syn Jarosław i być może cała rodzina? Nie mam nic do ukrycia, dlatego jestem nad wyraz spokojny. Dużo bardziej niż powinien być Jarosław Kaczyński i jego ekipa. Swoją nerwowość zresztą pokazuje, wykonując niepewne i rozdygotane ruchy. Powoli chyba zaczynają rządzący rozumieć, że czeka ich pełna odpowiedzialność za nieodpowiedzialne zachowania i niskie, niegodne metody walki politycznej. Na razie, odpychając te nieuchronne wyroki demokracji, premier robi wszystko, żeby zadowolić swój żelazny elektorat, nie szczędząc środków publicznych i obietnic politycznych. W całej zadymie umyka kwestia gigantycznego wyborczego rozdawnictwa publicznych pieniędzy. Mamy na przykład do czynienia najwyraźniej z tajnym biznesowo-politycznym porozumieniem Kaczyńskiego z „politykiem”
Rydzykiem. Okupione już to zostało decyzją rządu o przyznaniu ze środków unijnych kilkunastu milionów złotych na szkołę Rydzyka.
Na szkołę, w której Rydzyk wygłasza swoje nienawistne wykłady, w której nazwał prezydentową „czarownicą”, a prezydenta RP „oszustem”. Premierowi to jakoś nie przeszkadza, a Rydzykowi pieniądze z - „diabelskiej” przecież dla niego - Unii nie śmierdzą. Nie przeszkadzają Jarosławowi Kaczyńskiemu tragedie w szpitalach, trwające strajki. Nie podnosi tematu naszych misji w Iraku czy Afganistanie, a każdego dnia dochodzą stamtąd niepokojące sygnały. Czy jeszcze więcej ofiar trzeba, żeby władza się opamiętała? Niech rozpracowuje terrorystów, a nie przeciwników politycznych w Polsce!
A tymczasem Jarosław Kaczyński walcząc ze wszystkimi jedną ręką, drugą, lekką ręką wydaje pieniądze na kosztowne plakaty, filmy wyborcze i puste hasła. To niemoralne w tak trudnej sytuacji państwa! Ale widać, że skuteczne. Tak działała władza w latach 80. - zaplątana w kryzys i głosząca propagandę sukcesu. I rzeczywiście Jarosław Kaczyński udowodnił, że sięgać po władzę potrafi. Utrzymywać się przy niej też. Nawet różnymi wątpliwymi metodami i za wszelką cenę. Swoją determinację i przywiązanie do władzy pokazał podczas ostatniej konwencji partyjnej. Jednoznacznie powiedział, że mają dwa wyjścia: idziemy po władzę albo idziemy w opozycję. Nie powiedział - idziemy do wyborów, żeby zmieniać Polskę.
Powiedział: idziemy po władzę. Dla niego władza jest dobrem samym w sobie! PiS, chociaż wyglądało to z perspektywy kryzysu państwa śmiesznie i żałośnie, ale jednak ciągle z rozmachem politycznych fajerwerków robi ludziom wodę z mózgu. A Platforma? Podczas swojej konwencji wypadła ot tak, bez wyrazu, bez determinacji, bez efektu. Jak na razie daje się wpuszczać w kanał wykopany przez Jarosława Kaczyńskiego. Za dobrze go znam – naród chyba już zresztą też – żeby uwierzyć, że dobrowolnie odda władzę. Jego hasło o wcześniejszych wyborach jest rzucone wyraźnie pod publiczkę, bo wie, że do wyborów daleka droga. Robi też wszystko, żeby nie dopuścić do powołania komisji śledczych w sprawie podnoszonych coraz głośniej i odważniej nadużyć rządowych. Rozgrywa więc swoją już przedostatnią grę. Ostatnia będzie w wyborach – prawdopodobnie dopiero w 2009 roku – kiedy to poniesie sromotną klęskę.
Miałem zamiar inaczej pisać tuż przed kolejną rocznicą podpisania Porozumień Sierpniowych. Wolałbym pisać o tamtym zwycięstwie, o tamtej jedności. Tragifarsa sierpnia 2007 roku pod rządami braci Kaczyńskich brutalnie przesłania Sierpień 1980 roku. Jednak nawet takie zachowania ludzi mieniących się spadkobiercami walki i filozofii Solidarnościowej nie przysłoni na dobre tego, co nam się wówczas przydarzyło z Bożą pomocą! I niech o tym pamiętają! I niech się wreszcie opamiętają!
Prezydent Lech Wałęsa specjalnie dla Wirtualnej Polski