PolskaLech Wałęsa dla WP: prezydent musi stać na straży prawa

Lech Wałęsa dla WP: prezydent musi stać na straży prawa

"Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem." Tak brzmią słowa przysięgi na Urząd Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Przytaczam te słowa, bo w ostatnim ataku na mnie nie chodzi tylko o mnie.

W przysiędze nie jest napisane: przysięgam stać na straży interesów partii swej politycznej, stać na straży własnych kompleksów, niespełnionych ambicji i prywatnych wojen. Nie jest tym bardziej napisane, że będę podważać prawomocne wyroki sądowe, że będę mieszać porządki podziału władz, wyznaczane przez Konstytucję RP, na straży której prezydent zobowiązuje się stać. Jak jest w realizacji– oceńcie sami. Ja wiem, że prezydent musi prawa bronić, a nie podważać. Może zmieniać je i poprawiać tylko na drodze przewidzianej, może wprowadzać inicjatywy, ale zawsze musi szanować to prawo, które jest. Jeśli się nie zgadza, ma niezbite dowody –może wstępować na drogę sądową, ale nigdy nie może publicznie podważać wyroków i przepisów. Dla zasady!

Już wielokrotnie mówiłem, zamieszczałem w internecie i w książce, że mam wyrok Sądu Lustracyjnego w wiadomej sprawie, że mam status pokrzywdzonego, że wygrywam sprawy o zniesławienie w tych oskarżeniach. Nie, to się nie liczy. Można nadal ferować wyroki. I to na najwyższych szczeblach. Więcej mają znaczyć kwity bezpieki. Zamiast stać na straży prawa i Konstytucji, staje się na straży myślenia, praw i zamysłów esbeckich.

To nic nowego, że urzędujący prezydent podważa wyroki sądowe. Jeszcze wcześniej przegrywał ze mną sprawę o zniesławienie w kolejnych instancjach. W końcu stojąc na straconej pozycji uprosił mnie o ugodę, bo miał startować na prezydenta. Zgodziłem się. Miałem go zablokować, popełniłem błąd? Wierzyłem w demokrację. Z pełnymi tego konsekwencjami. Innym razem miał wyrok prawomocny i nie miał zamiaru go wypełniać, lekceważąc jawnie prawo. Ktoś mi powie, że ja też balansowałem na granicy prawa jako prezydent, że „falandyzowałem”. Tak, ale to były inne czasy, inne okoliczności - transformacja i duże wyzwania. System i ustrój tworzyliśmy od nowa. Nigdy nie posunąłbym się jednak do osądzania kogoś wbrew wyrokom sądowym! Takich granic prezydent – konstytucyjny strażnik prawa przekraczać nie może!

I jeszcze jedna zadziwiająca sprawa z związku z tą całą batalią i uderzeniem we mnie. Dzień 4 czerwca – pamiętny, zwycięski – pisałem ostatnio. I dodatkowy znak dla mnie – we wszystkich serwisach czytam - a byłem w USA – wiadomość, że znaleźli dowód na niewinność Wałęsy. No dobrze, kolejny kwit – pomyślałem. Nic nowego, żadna sprawa. Ja wiem swoje i nie potrzebuję esbeckich papierów na własną niewinność. Nie będę ich używać na własną obronę, bo narzędzia SB lepiej wykorzystują mali gracze i poszukiwacze sensacji. Ale dobrze, niech i tak udowadniają, niech szukają „prawdziwej prawdy”. Może i taka droga jest właściwa. I co się dzieje dalej? Wieczór, już po wiadomościach i serwisach, wszędzie o podważeniu tez książki IPN, aż tu nagle „łup!” – za ładnie było, że Wałęsa taki odważny - ciężka artyleria. Ten, który ma stać na straży prawa łamie prawo na oczach milionów. Musiał ogłosić, że Wałęsa to „Bolek”. Przypadek? Zbyt słaby efekt miał Wyszkowski, który 4 czerwca urządzał pikietkę przed moim domem, a
zawstydzili go młodzi ludzie, którzy lepiej od niego wiedzą, co to wolność i demokracja. Za ładnie tego dnia było o Wałęsie, więc musieli uderzyć jeszcze raz. Komentarz pozostawiam Wam, chociaż nie znaczy to, że odpuszczę. Zażądałem miliona euro odszkodowania od każdego, kto wbrew prawu i prawomocnym wyrokom nazwie mnie agentem, zniesławi czy rzuci choćby cień podejrzeń. Dość tego!

I na koniec. Mam w tych dniach zaskakująco wiele gestów sympatii, pozdrowień od Rodaków. W samolocie, w drodze do biura, w telefonach, mailach - wszędzie: Panie Prezydencie, jesteśmy z Panem – słyszę i czytam. Listy w mojej obronie. Zawsze więc powtarzam sobie, że nie ma się co martwić, jak jest źle, bo i tak przyjdzie dobrze. Trzeba się martwić, jak jest dobrze, bo przyjdzie źle. Dziękuję wszystkim za dobre słowo, zaufanie, za wsparcie. Jestem o wszystko spokojny, jestem czysty jak łza i swoją historię najlepiej znam.

Prezydent Lech Wałęsa specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
felietonprawoprezydent
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)