Lech Kaczyński: w negocjacjach w Kopenhadze było niemało teatru

Monika Olejnik rozmawia z Lechem Kaczyńskim - prezydentem Warszawy

16.12.2002 | aktual.: 16.12.2002 10:09

Obraz
© (Archiwum)

Rozmawialiśmy w piątek i mówił pan, że premier Miller powinien ostro negocjować. Jak pan ocenia dzisiaj negocjatora Leszka Millera? Trudna sprawa, dlatego, że w tym, co się stało w Kopenhadze w ostatnich dniach, niewątpliwie było niemało teatru. To znaczy takiego teatru - to nie jest przecież tylko moja opinia, żeby było jasne - który jest dosyć łatwo wyczuwalny. Tutaj należałoby w szkole aktorskiej poćwiczyć niektórych, żeby sprawa wyglądała bardziej autentycznie. Chociaż z drugiej strony rzeczywiście przynajmniej podjęto próbę pokazania, że jest się twardym. Pół godziny czy trzy kwadranse temu słyszałem, że dotąd Hiszpanie - to sam premier mówił, rozumiem, że o sobie - uchodzili za najtwardszych negocjatorów, ale są aniołami w porównaniu z Polakami. No cóż, jak widać, pan premier tutaj ma umiarkowany dystans do siebie. Ale to nie zmienia faktu, że mimo wszystko lepiej, iż tak się stało. Krótko mówiąc, lepiej, że rząd polski przyjął do wiadomości, że należy przynajmniej demonstrować twardość i twardą obronę
swoich interesów. Ale oprócz tych demonstracji teatralnych, jak pan mówi, chyba były kryzysowe sytuacje. Bo premier Danii dostawał szału, wywalczyliśmy to, na czym nam zależało... Walczyliśmy o 108 milionów euro i oczywiście 108 milionów euro nie chodzi piechotą. Wywalczyliśmy również to, że te pieniądze, które miały być w sumie na papierze, czyli pieniądze na fundusze strukturalne, stały się żywą gotówką, a także to, na czym zależało Jarosławowi Kalinowskiemu, czyli wyższe kwoty mleczne. Kwoty mleczne - wcale nie ma się tutaj z czego śmiać... Ale ja się nie śmieję. ...to jest sprawa istotna. Raz jeszcze powtarzam, na ile to były owe zaskórniaki, o których niektórzy wspominali już wcześniej, na ile to był wynik ostrej walki w ciągu tych ostatnich 48 godzin, to na to pytanie nie będę odpowiadał. Sądzę, że nacisk opinii publicznej, w tym również nacisk Prawa i Sprawiedliwości, tutaj się do tego w jakimś zakresie przyczynił. I powtarzam, generalnie należy to oceniać pozytywnie w tym sensie, że to jest dużo
lepiej niż wcześniejsza postawa i wcześniejsze wypowiedzi zarówno polityków, jak i niektórych innych ważnych osób, jeżeli chodzi o opinię publiczną, że należy przyjmować każde warunki przede wszystkim ze względu na cywilizacyjną rolę Unii Europejskiej. Ale jak pan przyjmuje to, co powiedział premier Leszek Miller, że wycofuje się ze swojej wypowiedzi, że jeżeli przegra referendum, to rząd poda się do dymisji. Stwierdził wczoraj, że nie można stawiać opinii publicznej w sytuacji zero-jedynkowej, to nie jest referendum za rządem. To jest sytuacja, która wskazuje na to, że bliższa analiza - która jeszcze nie została dokonana, a której za wszelką cenę trzeba dokonać w najbliższych tygodniach - warunków wejścia do Unii nie daje tutaj rządowi stuprocentowych szans sukcesu. I to są rzeczywiście dwie oddzielne sprawy. Zdaję sobie sprawę, że niejednemu Polakowi to pomoże w podjęciu decyzji i to jest jakby jedna strona medalu. Ale jest także druga strona medalu. Mianowicie rząd skoncentrował swoje wysiłki na wejściu
do Unii Europejskiej nie w tym sensie, że przez cały czas negocjował tak jak trzeba, bo nie negocjował. Natomiast bez wątpienia to były jego sztandarowe hasła. Więc jeżeli teraz się okazuje, że nawet jeśli społeczeństwo to odrzuci, to rząd i tak się nie poda do dymisji, to pokazuje to, że słowa, deklaracje tego rządu mają znaczenie tylko w krótkim czasie. Myślę, że to zostało powiedziane po to, żeby ułatwić jednak opozycji powiedzenie tak. Mówiłem bardzo wyraźnie, że ta sprawa ma dwa aspekty. Mówiłem o tym pani przed chwilą. I z tego punktu widzenia na pewno lepiej jest, że nie będzie to referendum za bądź przeciwko rządowi pana Millera. Premier Miller również zmienia się w tym sensie, że wyciąga rękę do opozycji, wyciąga rękę do pana brata, Jarosława Kaczyńskiego, mówiąc, że jeżeli ma jakieś wątpliwości, to na wszystkie pytania może odpowiedzieć, przesłać wszelkie materiały dotyczące Unii Europejskiej. My pewnie chętnie z tych materiałów skorzystamy, dlatego, że dla nas jest niezmiernie istotne, żeby znać
bardzo dokładnie warunki, na których możemy wejść do Unii. Bo w Polsce przy argumentowaniu „za” posługujemy się terminami, można powiedzieć, ogromnie skrótowymi. Jeśli chodzi o szanse cywilizacyjne, to ja bardzo bym chciał dokładnie wiedzieć, na czym owa szansa cywilizacyjna polega. Jakie będą mechanizmy przyspieszenia rozwoju i modernizacji Polski - i nie w perspektywie całego pokolenia, chociaż to oczywiście też jest ważne, ale w perspektywie najbliższego dziesięciolecia. Proszę pamiętać - ja to już mówię po raz setny w życiu - że Polska ma za sobą trzynaście lat, w ciągu których uzyskała, powiedzmy, rozwój, to i tak jest lepiej niż w innych krajach postkomunistycznych, ale jednak bardzo umiarkowany. A przedtem było jedenaście lat, które były też latami kryzysu, bo już w 1979 roku zaczął się kryzys, z którego Polska do 1989 w istocie nie wyszła - mimo że w latach osiemdziesiątych były przyrosty PKB. Inaczej mówiąc, mamy za sobą całe bardzo słabo wykorzystane pokolenie, to znaczy czas trwania jednego
pokolenia. I fundamentalnym zadaniem naszego państwa jest odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, żeby rozwijać się znacznie szybciej, żeby owa modernizacja istotnie następowała. I właśnie państwo odpowiada, że nasze bycie w Unii Europejskiej daje nam taką szansę. Czy pan będzie namawiał swego brata do tego, żeby PiS opowiedział się za wejściem do Unii Europejskiej? Proszę pani, to nie jest tak, że w PiS decydują wyłącznie bracia Kaczyńscy, proszę o tym pamiętać. My jesteśmy demokratyczną partią, która może ma trochę mniejsze problemy z przywódcami niż niektóre inne, ale to tylko tyle. O tym będzie decydował zjazd partii w drugiej połowie stycznia. Trzeba pamiętać, że nasze ugrupowanie jest partią o stosunkowo szerokim spektrum poglądów. Nie wątpię, że na tym zjeździe będą też prezentowane różne poglądy. Prymas Glemp mówi tak: „Wraz z zakończeniem negocjacji w Kopenhadze otwiera się nowa szansa, my jako Kościół tego się nie boimy”. Słyszałem tę wypowiedź księdza prymasa. Zresztą miałem zaszczyt spotkać się
wczoraj z księdzem prymasem i on też mówił coś podobnego. Postawa Kościoła, także postawa Ojca Świętego w zakresie, o którym mówimy, jest znana. A czy według pana należy teraz mówić o frustracjach, o lękach, czy trzeba mówić optymistycznie? To znaczy, trzeba mówić prawdę, to jest tutaj najistotniejsze. Nasze społeczeństwo, nasz naród będzie podejmował - przed chwilą usłyszałem, że pewnie 8 czerwca przyszłego roku - jedną z najważniejszych decyzji w swoich dziejach. I zarówno ci Polacy, którzy na co dzień obserwują życie polityczne, jak i ci, ta ich większość, którzy tego nie czynią, powinni być po prostu jak najlepiej poinformowani o warunkach wejścia do Unii. Oni powinni wiedzieć, w jakich dziedzinach nasze życie się pogorszy. Na przykład przed chwilą usłyszałem, że wzrosną ceny lekarstw, tak więc wziąwszy pod uwagę obecne ceny lekarstw jest to informacja, powiedzmy sobie, wysoce niepokojąca. Ale są też różnego rodzaju typy usług, towarów, które stanieją, ale oczywiście nie dotyczy to tylko i wyłącznie cen.
Dotyczy bardzo wielu innych spraw, związanych z poruszaniem się po Unii. Jedną z rzeczy, która mnie nieco irytuje, jest to, że Polak bez paszportu będzie mógł się poruszać po Unii dopiero za siedem lat, dopiero w roku 2010. To jest bardzo długi okres przejściowy. W 2007. Nie będę się spierać, ale o ile dobrze pamiętam - w 2010. Pozostaje pytanie, dlaczego. Mi nie chodzi nawet o wolność pracy, chociaż w tym zakresie też są dla nas ciężkie okresy przejściowe, ale jest to jakiś wyraz nieufności. Inni się mogą poruszać tylko w oparciu o swój narodowy dokument tożsamości, natomiast my będziemy musieli na terenie Unii używać paszportów przez wiele następnych lat. Inaczej mówiąc, wszystko to musimy wziąć pod uwagę i następnie podjąć taką decyzję, która z punktu widzenia geostrategicznego, ale także, na krótszą metę, z punktu widzenia interesów naszego kraju, będzie decyzją słuszną. A pan jest na tak czy bardziej na nie? Muszę powiedzieć, że w tej chwili nie zmieniłem swojego generalnego stanowiska. Reprezentuję te
siły polityczne, które w pewnym okresie ograniczyły się jedynie do pewnego środowiska, które były zdecydowanie prozachodnie. Myśmy bardzo wcześnie wysunęli hasło wejścia do Unii Europejskiej i w tym zakresie nie nastąpiła żadna zmiana. Muszę natomiast powiedzieć, że konkretna odpowiedź musi się łączyć z dokładną analizą warunków.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)