Lachowski szczerze o tym, co będzie po kontrofensywie Ukrainy. "To nie będzie taka ofensywa, którą sobie wyobrażamy"
Dziennikarz, korespondent wojenny i reżyser Mateusz Lachowski w programie Wirtualnej Polski "Didaskalia" wskazał, co powoduje, że Rosjanie zaczynają walczyć po stronie Ukrainy przeciwko Rosji i co nastąpi po kontrofensywie. Rozmówca Patrycjusza Wyżgi podczas wywiadu ujawnił też, jaki był jego najgorszy dzień na wojnie.
- Czy będzie płonęło terytorium Federacji Rosyjskiej? - zapytał na początku rozmowy prowadzący, na co Lachowski natychmiast odpowiedział "tak, ale nie będą robić tego Ukraińcy tylko Rosjanie" - odwołując się do Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego.
- Ukraińcy dostali takich ludzi w prezencie. Prezent, który po raz kolejny zrobili im Rosjanie. Ludzie, z którymi rozmawiałem z Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego pochodzą z różnych miejsc - Moskwy, Nowosybirska, Kubania. Łączy ich to, że nienawidzą Putina i mieli bardzo duże kłopoty w Rosji. Na przykład jednemu wybito zęby na przesłuchaniach. Wcześniej był na protestach antyputinowskich po wyborach. Drugiego nachodzono, przesłuchiwano - opowiadał gość programu "Didaskalia".
Rosyjski Korpus Ochotniczy to jedna z formacji paramilitarnych zrzeszających Rosjan o konserwatywnych i prawicowych poglądach, którzy zdecydowali się wesprzeć Ukrainę. Rozmówcy zgodzili się, że są to "tak jakby konserwatywni liberałowie", ponieważ mimo tego, że są skrajnie prawicowi, co łączy ich z Putinem, jak np. walka z "lewactwem" to głoszą, że Rosja ma być wolna i każdy powinien móc mówić to, co chce.
- Po swoich przeżyciach chcą wolności, więc musieli uciekać do Ukrainy. Przyświeca im idea Rosji, która jeszcze nie jest do końca sprecyzowana, ale ma dać też wolność innym krajom - powiedział Lachowski.
- Jest ich ponad 100 - wyszkolonych, przygotowanych, a ich największą zaletą jest dywersja, potrafią idealnie się wtopić. Dodatkowo dzięki nim Ukraińcy będą mogli powiedzieć, że to nie oni np. przeprowadzili akcje celujące w zaplecze logistyczne Rosji na terenie Rosji, bo przecież oni nie są Ukraińcami. Mają również siać panikę w Rosji, a to uderza w propagandę reżimu. Jej władze twierdzą przecież, że Rosja walczy, ale wcale nie jest w stanie wojny, oni prowadzą "operację specjalną" - dodał.
"Jeżeli Ukraińcy chcą robić ofensywę, to mają jedną szansę"
Na pytanie Wyżgi, kiedy nastąpi ukraińska ofensywa, gość programu prosto odrzekł, że nie wie i myśli, że żołnierze ukraińscy sami tego nie wiedzą. - Wiedzą może dwie, trzy osoby - dowództwo. Wyczekiwanie jest olbrzymie - stwierdził.
- Jeżeli Ukraińcy chcą robić ofensywę, to mają jedną szansę. Wynika to z tego, że poniosą wielkie straty, szczególnie że nie mają przewagi w powietrzu. Nawet jeśli dostaną MIG-i czy nawet F-16, to za mało - uważa Lachowski. Dodał również, że Ukraina musi brać pod uwagę, że podczas kontrofensywy może zostać zabitych ok. 10 tys. żołnierzy.
- Pojawiały się też głosy, że to nie będzie taka ofensywa, którą sobie wyobrażamy (...). Jak to powiedział mi jeden z oficerów, będzie tak "po kawałku". Gdzieś tam, gdzie się uda osłabić zaplecze rosyjskie, tam gdzie akurat będzie rotacja, wejdziemy i odzyskamy jedno miasto, drugie powolutku - powiedział, wyrażając obawę, że czasem dowództwo ukraińskie decyduje się na to, żeby "wysłać swoich żołnierzy na pewną śmierć".
- Wiedzą o tym, że nie mają szans? - dopowiedział prowadzący.
- Tak, żołnierze czasem widzą, że muszą bronić pozycji do końca i to nie wpływa dobrze na morale żołnierzy - odpowiedział przyznając, że wielu jego znajomych tam zginęło, przez co już teraz stara się nie nawiązywać głębszych relacji na froncie.
Zdaniem Lachowskiego najbardziej prawdopodobny scenariusz zakończenia wojny zacznie się od kontrofensywy lub jakiejś próby kontrofensywy, a następnie pojawią się naciski na Ukrainę, żeby zakończyła wojnę. Rosja będzie chciała "ciągnąć" tę wojnę przynajmniej do wyborów w Stanach Zjednoczonych, ponieważ przywódcy okupantów spodziewają się, że wygra je republikanin, który "zakręci kurek z pomocą dla Ukrainy".
"Bomba spadła 100, 200 metrów ode mnie"
Michał Lachowski w studiu programu Wirtualnej Polski przyznał, że jego życie było wielokrotnie zagrożone podczas wykonywania swojej pracy na froncie.
- Najbliżej śmierci byłam w Bachmucie. Było to rok temu w lipcu, kiedy bomba spadła 100, 200 metrów przede mną i kobiecie urwało rękę, nogę na moich oczach. Na mnie poleciała ziemia, na szczęście odłamki poleciały w drugą stronę - opowiadał.
- Najgorszy mój dzień w Ukrainie był w Izumiu, jak były tam wtedy przeprowadzane ekshumacje. Oczywiście cały ten aspekt dodatkowy, zapach, wyciąganie tych ciał, informacje o liczbie zabitych, o tym, że znaleziono kogoś ze związanymi rękoma, kogoś wykastrowanego... były same w sobie trudne - wspomina.
- Ale później, kiedy wróciłem na bazę do żołnierzy i dowiedziałem się, że Brytyjczyk ukraińskiego pochodzenia, z którym spałem w jednym pokoju, kumplowałem się (...) który jeszcze wczoraj pokazywał mi kotka, którego adoptował, którego córki i żony znałem imiona, że ten gość do którego pisałem cały dzień teraz nie żyje, jest najtrudniejsze. Na to nie jest się w stanie przygotować - mówił Lachowski.
Pod koniec rozmowy Mateusz Lachowski oświadczył, że "jest to nasza wojna, dlatego, że ja wiem, że gdyby Ukraina padła to mielibyśmy problemy".