L. Wałęsa dla WP: możemy się obrażać na USA i Obamę
Ostatnie dni to ważna lekcja dla polskiej polityki i racji stanu. Boleśnie
przekonaliśmy się, że raczej równowaga niż przechył w jedną stronę powinna
cechować naszą politykę zagraniczną i bezpieczeństwa.
24.09.2009 | aktual.: 24.09.2009 14:18
To też lekcja nowego myślenia. Możemy się obrażać na USA i na prezydenta Baracka Obamę. Można zarzucać, że bliżej mu do Rosji niż do nas. W środę jednak udowodnił, że myśli dalej. Wreszcie głośno powiedział, że polityka świata, cywilizacji zachodniej i pokojowej, musi wejść w nową erę i stosować nową filozofię.
Trzeba rzeczywiście przyznać, że temat tarczy był tematem w kategoriach zimnej wojny. Musimy się bronić, chronić, zabezpieczać, ale trzeba to już dzisiaj robić inaczej, nie używając języka konfrontacji, a współpracy. To próbuje mówić Obama, a nie jest to u nas popularne i cieszy na razie tylko Rosję. Zakłada Obama, że wszyscy mają najlepsze i pokojowe intencje. I ja też chcę w to wierzyć. Jeśli więc ci wszyscy, którzy o takich intencjach mówią, chcą budować taki świat, to jest to nasz cel, do tego musimy dążyć.
Na tym ma właśnie polegać budowanie epoki solidarności i odpowiedzialności. Jest jednak to drugie zobowiązanie - odpowiedzialność. Bo jeśli nie znajdziemy w sobie dość siły i argumentów, żeby wszystkich przekonać do solidarności i współpracy - a widać to było w środę podczas burzliwych wystąpieniach dyktatorów, że nie tak szybko - to jak mamy się chronić. To poważny dylemat typu: ufam, ale sprawdzam, ufam, ale kontroluję. Potrzebna jest więc zasada: współpracuję, solidaryzuję się, ale i zabezpieczam.
USA muszą zrozumieć, że nie da się z dnia na dzień przestawić wszystkich na myślenie otwarte, demokratyczne i globalne z zimnowojennego i konfrontacyjnego. Płacimy w ten sposób, niestety, koszty zaniechań po zakończeniu zimnej wojny, kiedy nie dostosowaliśmy starych struktur do nowych uwarunkowań. Głoszę to od lat. I przekonuje krok po kroku. Jeszcze nie wszystkich, jak widać.
Jakiej odpowiedzi ma więc szukać Polska? Na pewno nie jest to wypłakiwanie się w rękaw prezydenta USA w czasie kolacji. Bądźmy stanowczy, ale róbmy swoje. Umiesz liczyć, licz na siebie - to wiemy nie od dziś. Nie musimy być jednak w tym całkiem sami.
Szukajmy wreszcie mądrej równowagi w naszej polityce, wykorzystajmy nasze położenie. Po pierwsze, jesteśmy w Europie i jej strukturach i to nasza siła. Z taką siłą USA już muszą się liczyć. Jeśli będziemy tu mocni i z nami będą się liczyć. A jak mamy być mocni - nie możemy hamować rozwoju Unii. Nie możemy być tymi, którzy zablokują Traktat Lizboński - to ma być niezbędne spoiwo i element budowy siły Unii.
Możemy budować swoją pozycję przez dobre relacje z sąsiadami. Udaje nam się to z Niemcami, jak po grudzie idzie z Rosją, ale jednak coś przełamaliśmy. Czas mocniej zwrócić się w stronę wschodnich partnerów i mocniej wciągać Ukrainę, także Białoruś w orbitę działania Unii. To powinien być nasz sposób na politykę równowagi. Nie musimy, chociaż sentymentalnie wolimy, tylko bazować na dobrym wujku z USA, który ma 200 innych państw na głowie. Pracujmy nad tym wujkiem, upominajmy się, ale nie zapominajmy, gdzie jesteśmy i do kogo nam realnie najbliżej.
Lech Wałęsa specjalnie dla Wirtualnej Polski