L. Kaczyński: mam skromne wymagania wobec polityków
Prezydent Lech Kaczyński i prezes PiS Jarosław Kaczyński udzielili wspólnie wywiadu tygodnikowi "Wprost". Mówią w nim m.in. o projekcie IV RP, rządach PiS, przyczynie przegranej z Platformą Obywatelską, rządzie Donalda Tuska, a także o senatorze Krzysztofie Piesiewiczu.
Prezydent mówi m.in. o tym, jak media przedstawiają sprawę senatora Piesiewicza, który może otrzymać zarzuty posiadania narkotyków. - Media bronią go w sprawie, która jest ewidentnym przestępstwem, a polityk powinien być traktowany jak każdy inny obywatel i nie ma tu miejsca na ochronę - ocenia Lech Kaczyński.
- Natomiast czy istnieje problem sfery prywatnej osób publicznych, nie tylko polityków? Niewątpliwie tak, chociaż wszyscy ludzie, w tym także politycy, bywają grzeszni. Czym innym są jednak różne błędy, a czym innym ekscesy czy przestępstwa. Ja wobec polityków mam skromne wymagania. Chciałbym, żeby nie brali narkotyków, nie bili żon, bo to nie jest ich prywatna sprawa, potrafili się zachować po kieliszku, nie kradli. Inaczej mówiąc - aby byli normalnymi w miarę porządnymi ludźmi - dodaje.
Lech Kaczyński podkreśla w wywiadzie, że w Unii Europejskiej potrzebny jest "wielki ruch solidarności ekonomicznej i jednocześnie obrony wartości". Według prezydenta w Unii jest zagrożona wartość, jaką jest wolność. - Chodzi też o równość, bo na przykład równouprawnienie katolików w Unii to dziś fikcja. Jeśli Polska ma mieć jakąś misję, to starać się zbudować w Unii taki ruch - zaznacza.
Lech i Jarosław Kaczyńscy krytykują działania rządu Donalda Tuska. - Ich koncepcja, to nic nie robić, po prostu trwać. A w polityce międzynarodowej zależy im tylko na akceptacji w kraju. Rezygnują z polityki na wschodzie. Poza tym mają kompleks niemiecki - uważa prezes PiS.
Z kolei prezydent przyznaje, że Jan Krzysztof Bielecki mógłby być lepszym premierem niż Tusk. - Dość dobrze znam go i lubię (...)To rzadki przypadek, który odniósł wielki sukces, lecz nie wykluczam, że czuje się niespełniony. Ale jeśli idzie o sprawność, to może byłby lepszy - powiedział.
Jarosław Kaczyński odpowiadając na pytanie o przegraną PiS w wyborach parlamentarnych twierdzi, że decydująca była jego konfrontacja z Tuskiem. - Naciskali na to spin doktorzy. Namówili mnie na Kwaśniewskiego. A potem (Kazimierz Michał) Ujazdowski, który mentalnie był już poza PiS, ogłosił publicznie, że powinienem się skonfrontować z Tuskiem. (...)Jestem zły na tych, co namawiali - mówi.
- To była jednak moja decyzja, a więc i odpowiedzialność jest moja. Powinienem to inaczej rozegrać, ale czasu się nie cofnie - dodaje.
Prezes PiS przyznaje, że receptą jego partii na dobry wynik w wyborach mogą być osoby, które "potrafią opowiadać o swoich sukcesach". Jako pozytywny przykład w tym kontekście podaje Zbigniewa Ziobrę? - Ziobro ma przed sobą wielką przyszłość, jeśli będzie miał tylko trochę szczęścia, bo to jest zawsze potrzebne - zaznacza Jarosław Kaczyński.
Lech i Jarosław Kaczyńscy tłumaczą też, dlaczego, po tym jak rząd PiS opuściły LPR i Samoobrona, nie doszło do zawarcia koalicji z PSL. - Ceną za sojusz z PSL byłoby premierostwo dla Pawlaka - wyjaśnia prezes PiS.
- Jak były rozmowy, Pawlak zapytał mnie, czy nie pojechałbym do Sulejówka. Porównanie bardzo grubo ponad miarę, ale skutki niebyt interesujące. Pawlak chce być po raz trzeci premierem, rozumiem go, ale to on sam musi sobie załatwić - dodaje.
Bracia Kaczyńscy negatywnie oceniają byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Według nich urząd, jaki sprawował spowodował, że uderzyła mu do głowy "woda sodowa".
Wywiad ukaże się w świątecznym wydaniu tygodnika "Wprost".