Kuroń - wróg numer jeden
Ćwierć wieku nieustannej inwigilacji. Nikomu
bezpieka nie poświęciła tyle uwagi, co Jackowi Kuroniowi. "To był
ich wróg numer jeden" - powiedział "Rzeczpospolitej" Andrzej
Friszke, historyk z Polskiej Akademii Nauk.
18.06.2004 | aktual.: 18.06.2004 06:31
Poważnie esbecy zajęli się Kuroniem w 1964 roku. Przestali dopiero 25 lat później, gdy latem 1989 roku został posłem na Sejm.
"Inwigilowanie Kuronia było przedsięwzięciem imponującym, jeśli idzie o rozmiary operacji. Główni opozycjoniści mieli tzw. sory, czyli sprawy operacyjnego rozpoznania. W przypadku Kuronia to jest 80 tomów akt, w przypadku Adama Michnika kilkanaście. To obrazuje zainteresowanie Kuroniem ze strony bezpieki" - mówi Antoni Dudek, historyk z Instyutu Pamięci Narodowej.
Według "Rzeczpospolitej", Andrzej Friszke jest jedną z niewielu osób, które zapoznały się z materiałami dotyczącymi Jacka Kuronia. "Dokumentację gromadzono, by go uwięzić. Oficer bezpieki co jakiś czas pisał raport do zwierzchników. Oceniał w nim, czy zebrane papiery pozwalają na skazanie i uzyskanie wysokiego wyroku" - opowiada Friszke.
Mieszkanie Kuronia i jego telefon były na podsłuchu od połowy lat 60. Kuroń oczywiście miał tego świadomość, dlatego część rozmów z opozycjonistami prowadził na świeżym powietrzu. "Kilka razy bezpieka zdołała podsłuchać nawet rozmowy na podwórku albo na ulicy" - mówi Friszke.
SB nie tylko podsłuchiwała, ale też filmowała. Jerzy Eisler, szef warszawskiego oddziału IPN powiedział "Rzeczpospolitej": "Mamy w zbiorach film z sierpnia 1967 roku. Kuroń i Karol Modzelewski w letnich koszulach spacerują wokół Pałacu Kultury. Po ich minie, gestach widać, że zdają sobie sprawę z obserwacji. Z późniejszych relacji obydwu wynika, że ich podejrzenia wzbudził pewien samochód. W upalny dzień kilku facetów siedziało w aucie z zamkniętymi szybami".
Historycy na łamach "Rzeczpospolitej" podkreślają, że inwigilacja Kuronia musiała kosztować majątek. "Bezpieka rejestrowała wszystkie jego wypowiedzi. Wywiady, których udzielał w domu zachodnim dziennikarzom, były spisywane. W latach 1980-1981 nagrywano jego wszystkie spotkania w zakładach pracy i na uczelniach. Potem pieczołowicie spisywano to z taśm, słowo po słowie" - opowiada Andrzej Friszke. (PAP)