Kurierzy ze Śląska przemycili 14 kg kokainy
14 kg kokainy o rynkowej wartości
sięgającej blisko pół miliona dolarów przemyciła przed trzema laty
z Ameryki Południowej do Europy grupa kurierów ze Śląska.
Obejmujący 10 osób akt oskarżenia w tej sprawie trafił właśnie do
Sądu Okręgowego w Katowicach.
26.03.2004 | aktual.: 26.03.2004 11:14
"Była to profesjonalna działalność grupy przestępczej; wszystkie elementy tego procederu były precyzyjnie dograne od początku do końca. Kurierzy nie mogli powoływać się na to, że nie wiedzieli co przewożą lub dla kogo pracują" - powiedział rzecznik katowickiej prokuratury okręgowej Tomasz Tadla.
Szukają Szymona
Tadla zaznaczył, że zakończone właśnie śledztwo to tylko wycinek podobnych spraw narkotykowych, prowadzonych przez krajowe prokuratury. Narkotyki przemycano na zlecenie gangu pruszkowskiego - ten wątek sprawy bada warszawska prokuratura okręgowa. Jeden z organizatorów procederu - Tadeusz S. pseud. Szymon - jest nadal poszukiwany. Inny "mózg" grupy - Tadeusz I. pseud. Stefal - nie żyje.
W 10-osobowej grupie oskarżonych jest ośmiu kurierów oraz dwie osoby, które pomagały im organizacyjnie. Większość to 30-kilkulatkowie z Bytomia; nie mieli pracy, narkotyki przemycali dla pieniędzy. Postawiono im zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.
Ponieważ przemycili duże ilości narkotyku i uczynili z tego procederu źródło dochodu, grozi im do 15 lat więzienia. Przyznali się do winy. Kurierzy zwykle jeździli do Ameryki Południowej dwójkami, ale każdy osobno.
Po ubiorze lub na hasło
Aby nie wzbudzać podejrzeń, najpierw jechali do Pragi, gdzie odbierali bilety lotnicze i pieniądze (10-15 tys. dolarów) na narkotyki. Potem przez Madryt lub Zurich lecieli do Buenos Aires lub Santiago de Chile. Tam zgłaszał się do nich pośrednik, którego rozpoznawali po ubiorze lub na hasło. Jednym ze znaków rozpoznawczych była czarna czapeczka z daszkiem.
Na każdą wyprawę kurierzy otrzymywali po 900 USD kieszonkowego. W Ameryce spędzali dwa-trzy tygodnie. Na miejscu zachowywali się jak zwyczajni turyści - jeździli na wycieczki i zwiedzali zabytki. W tym czasie płacili za narkotyki i przymierzali turystyczne buty, w których mieli przewieźć kokainę.
Ukrycie narkotyków w specjalnie przygotowanych butach było najczęstszym sposobem przemytu. Kurierzy mieli ze sobą mocny klej, na wypadek rozklejenia się buta, co raz się zdarzyło. Zdarzało się także, że przemycali kokainę w butelkach wina, paczkach kawy i cukierkach. Jednorazowo przemycali ok. 2 kg kokainy.
Narkotyki odbierał pośrednik
W Pradze oddawali narkotyki pośrednikowi (często odbierał je sam "Szymon") i wracali do kraju. Pewien czas potem otrzymywali wynagrodzenie: od 1 do 1,5 tys. dolarów za kurs. Organizatorzy procederu gwarantowali, że w razie wpadki ich rodziny otrzymają pomoc oraz pieniądze na adwokata, ok. 400-800 dolarów.
Kilogram 90-proc. kokainy kosztował w Ameryce Południowej od 3 do 5 tys. dolarów. Po przywiezieniu do Europy jego wartość wzrastała nawet dziesięciokrotnie, do 25-35 tys. dolarów. Przemycenie 14 kg narkotyku oznaczało zatem wpływy zbliżone nawet do pół miliona dolarów.
Przy okazji wywieziono z Polski i w ten sposób "wyprano" około 100 tys. dolarów. Wywożono je bez zezwolenia, co jest osobnym przestępstwem. Proceder trwał od maja do lipca 2001 r. Wyszedł na jaw, gdy w ręce hiszpańskiej i argentyńskiej policji w krótkich odstępach czasu wpadli dwaj kurierzy: w Madrycie i Buenos Aires.
Kurierzy ze Śląska
Dzięki międzynarodowej współpracy udało się rozpracować grupę i mechanizm jej działalności; ślady prowadziły do gangu puszkowskiego oraz na Śląsk, skąd rekrutowali się kurierzy.
Prokuratura ustaliła, że plan stworzenia kurierskiej siatki narkotykowej powstał już na początku lat 90., kiedy dwaj pomysłodawcy procederu spotkali się w więzieniu w Strasburgu.