Kurczuk: prokuratura nie poluje na dziennikarzy
Nie ma w prokuraturze polowania na dziennikarzy - oświadczył minister
sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. Poinformował też, że śledztwa mają za zadanie przede wszystkim ustalić, kto jest źródłem przecieków do prasy, a dziennikarze występują w nich jedynie jako świadkowie.
14.11.2003 | aktual.: 14.11.2003 12:16
Z wnioskiem o informację ministra sprawiedliwości na temat śledztw prowadzonych przeciwko redakcjom i dziennikarzom wystąpiła grupa posłów Platformy Obywatelskiej i Stronnictwa Konserwatywno- Ludowego.
Marek Zagórski (SKL) mówił o eskalacji liczby postępowań przeciwko dziennikarzom śledczym. Wymienił postępowania dotyczące "Gazety Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Gazety Polskiej", tygodnika "Wprost" i telewizji TVN, związane m.in. z informacjami na temat sprawy Rywina i "sprawy starachowickiej".
"To w interesie wymiaru sprawiedliwości są sukcesy mediów. (...) Obawiamy się, że wystarczy, by dziennikarz zadał podchwytliwe pytanie, a już można go uznać za osobę podżegającą do przestępstwa. Czy to nie próba ukarania dociekliwości mediów?" - pytał Zagórski.
Kurczuk przypomniał, że jest współautorem kodeksowego zapisu o ochronie tajemnicy dziennikarskiej i opowiedział się za jej utrzymaniem. "Ani ja, ani nikt w prokuraturze nie prowadzi polowania na dziennikarzy. Nie było tak i nie będzie, dopóki ja jestem ministrem sprawiedliwości-prokuratorem generalnym" - zadeklarował. Publikacje o takiej represji wobec mediów uznał on za "obraźliwe i kłamliwe".
Według Kurczuka, celem działania prokuratury jest wykrycie źródeł przecieków bez naruszenia tajemnicy dziennikarskiej. "Oczywiście dziennikarze występują w takich sprawach jako świadkowie. A urzędników zobowiązanych do zachowania tajemnicy, którzy się temu sprzeniewierzyli, będziemy ścigać" - dodał.
Minister podał, że większość z 38 śledztw dotyczących publikacji prasowych, jakie prowadziły prokuratury w całym kraju od 2000 do 2003 r., wszczynano z doniesienia pokrzywdzonych osób lub organów. Najwięcej z nich (12) dotyczy ujawnienia informacji ze śledztwa lub z niejawnej rozprawy sądowej. "Prokuratorzy powinni do takich spraw podchodzić z roztropnością i rozwagą, mając na uwadze to, czy określona działalność dziennikarzy jest szkodliwa społecznie. Przekażę to prokuratorom i sędziom na najbliższej odprawie" - powiedział Kurczuk.
Zapewnił, że premier Leszek Miller nie zlecił mu żadnego postępowania. "Nawet premier nie ma takiego prawa wobec prokuratora generalnego" - dodał.
Poseł PSL Józef Szczepańczyk zapytał Kurczuka, czy nie obawia się, że niejednokrotnie za ujawnieniem tajnych informacji kryje się obawa "źródła przecieku", że jeśli coś nie zostanie upublicznione, to "sprawie ukręci się łeb".
Minister przyznał, że mogło tak być w sprawie starachowickiej, choć brak na to dowodów. Dodał też, że wie o tym tylko osoba, która poinformowała dziennikarkę "Rzeczpospolitej" o tym, że wiceminister SWiA Zbigniew Sobotka miał uprzedzić Andrzeja Jagiełłę o akcji Centralnego Biura Śledczego, dziennikarka i "Ten, Co Ponad Nami".
Zwrócił on też uwagę, że każdy pokrzywdzony przez publikację prasową ma prawo skarżyć redakcję na drodze cywilnej lub z oskarżenia prywatnego, bez angażowania prokuratury. "Podsłuch przeciwko dziennikarzom, by ustalić źródło przecieku, jest bezprawny. Nie stosujemy podsłuchu w tym celu" - tak Kurczuk odpowiedział Cezaremu Grabarczykowi (PO) na pytanie, czy prokuratura podsłuchuje dziennikarzy.