Kupili dziecku wymarzony skuter - chłopak stracił nogę
Kilka poważnych operacji, kilkanaście zabiegów naprawczych i leczenie w komorze barycznej przeszedł już szesnastolatek, który skuterem wjechał pod samochód ciężarowy. Nastolatek jest kolejną ofiarą „pojazdu dla małolatów”, który okaleczył młodego kierowcę na całe życie. Jak przerwać modę uszczęśliwiania dzieci motorynkami, quadami i skuterami, na które nie muszą mieć prawa jazdy?
11.12.2009 | aktual.: 14.12.2009 10:53
Mateusz bardzo chciał mieć skuter. Kochający rodzice w końcu się ugięli, ale mama postawiła warunek: poprawisz stopnie i zdasz do liceum, wtedy będzie wymarzona nagroda.
- Gdybym wtedy nie zgodziła się na taki układ, syn byłby dzisiaj zdrowy - wzdycha zrozpaczona Ewa Wojciechowska, mama chłopca, która od połowy października trwa przy łóżku dziecka. W tym tygodniu Mateusz przeszedł najcięższą i najtrudniejszą operację z dotychczasowych. - Rekonstruowaliśmy ubytki tkanek po urazie, przygotowując go stopniowo do protezy kończyny - informuje dr hab. Przemysław Mańkowski, szef chirurgów z Kliniki Chirurgii, Traumatologii i Urologii Dziecięcej UM w Poznaniu.
Matka nigdy nie zapomni pochmurnego październikowego dnia, gdy syn wyjechał z domu na ukochanym skuterku. Nagle zatelefonował policjant. - Powiedział, że syn ma urwaną nogę - wspomina dziś matka w poznańskim Szpitalu Klinicznym im. K. Jonschera.
Potem go zobaczyła - nieprzytomnego i pokiereszowanego. Lekarze z konińskiej lecznicy po trzech dniach ratowania chłopca przekazali go poznańskim chirurgom. Był w bardzo ciężkim stanie. Sam nie oddychał, a rany zainfekowane podczas wypadku nie chciały się goić. Zaraz w dniu przyjęcia usuwano Mateuszowi martwicze tkanki.
Zaintubowanego wysłano do komory barycznej w Gdyni, gdzie w warunkach niskiego ciśnienia oczekiwano poprawy. W najtrudniejszych, ortopedycznych zabiegach pomagali specjaliści z Kliniki Chirurgii Urazowej UM nowomiejskiego szpitala im. Strusia w Poznaniu.
- Jak ustrzec rówieśników Mateusza? - zastanawia się dr hab. Przemysław Mańkowski. Ewa Wojciechowska gotowa jest wspierać rodziców, którzy zbyt łatwo ulegają prośbom. - Nie kupujcie dzieciom skuterów i motorynek, bo to może się skończyć takim samym dramatem jak nasz - prosi za naszym pośrednictwem.
Mateusz bardzo przeżywa utratę kończyny. W szpitalu odwiedzili go piłkarze Lecha, bo jest ich wiernym kibicem. Ucieszył się, ale na krótko. Uprawiał akrobatykę sportową, więc już wie, że będzie musiał zmienić zainteresowania i przywyknąć do protezy. Czym zajmie się w przyszłości? - Opowiadamy mu o rówieśnikach, którzy odnajdywali cel w życiu po takich przeżyciach i mimo kalectwa są ludźmi szczęśliwymi - opowiada Ewa Wojciechowska.
W dziecięcym szpitalu klinicznym w Poznaniu mimo wysiłków lekarzy jeden nastoletni dzieciak nie przeżył samodzielnej jazdy na quadzie. Inny wyszedł z połamaną miednicą i kolejny już miesiąc leży w szpitalu. Jeszcze inny zostanie kaleką. - Młodzież w tym wieku nie ma wyobraźni, rozkręca szybkościomierze, popisuje się jazdą.
Tymczasem znowu pod choinkę wjadą skutery i motorynki - ostrzega prof. Andrzej Jankowski, kierownik kliniki, w której jest leczony Mateusz. Jego obawy potwierdzają policjanci. Planowane zaostrzenia przepisów co do wieku wydawania uprawnień do kierowania motorowerami ich cieszy, ale są sceptyczni co do weryfikacji faktycznych umiejętności młodych kierowców.
- Trzynastolatek zdobywa kartę motorowerową zdając nie egzamin, ale jedynie sprawdzian. Warto byłoby się uważniej pochylić nad tym, czy młode osoby zdają sobie sprawę z odpowiedzialności prowadzenia pojazdu mechanicznego - przypomina Józef Klimczewski.