Kup pan cegłę, czyli o zaufaniu

Gdzie się nie obejrzeć, słychać rozważania dające się streścić jednym
pytaniem "Jak wygrać referendum?" Panie profesorze - pyta pani redaktor „skarbnicę wiedzy” z dziedziny wpływania na tzw. ludzi - co powinniśmy robić, aby wygrać referendum? Profesor czyni błyskotliwe uwagi, po czym sumuje: najlepiej gdyby o Unii Europejskiej mówił codziennie raz Adam Małysz, raz Kamil Kosowski. No ale - dopytuje dociekliwa Pani redaktor "na uszach" milionów Polaków - co miałby mówić? To już zupełnie bez znaczenia rozsądnie puentuje „wiedza i autorytet”.

23.04.2003 | aktual.: 23.04.2003 12:37

Spostrzegając niezwykłe natężenie tych rozważań, połączone z urodzajem prześlicznych plakatów na ulicach naszych miast oraz decyzją parlamentu o 2-dniowym (właściwie dlaczego nie siedmio - no a jak ktoś zechciałby zagłosować w środę ?) referendum, warto zadać sobie pytanie "jaka jest przyczyna tego zgiełku, tych - wyglądających na nieco nerwowe- starań i poczynań?"

Prawdopodobnie przyczyną są dwie przesłanki: przeciw-skuteczność dotychczasowej kampanii zachęcającej do udziału w referendum oraz niskie wyniki frekwencji w referendach poprzedzających referendum polskie. Analiza tych przesłanek nasuwa wniosek, iż oczekiwane 50% frekwencji w Polsce oddala się z prędkością światła, w stronę stanów niemożliwych.

Wydaje się także, że prowadzący wyżej wspomniane starania nie dostrzegają - prostych i jasnych zależności, przypominając nieodparcie grupę, która przedzierając się przez dżunglę doskonali sposoby szybszego poruszania się naprzód, miast udać się na drzewo i stwierdzić, że owszem - przedzierają się coraz szybciej, tyle że w niewłaściwym kierunku.

Pierwszy błąd to operowanie ogółami, podczas gdy społeczeństwo postrzega swoją przyszłość głównie praktyczne. Każdego interesują odpowiedzi na proste pytania - ile w Polsce (a przez to w jego kieszeni) będzie więcej pieniędzy, jak zmniejszy się bezrobocie i kiedy, jakie są odpowiedzi na powszechnie dostępne argumenty eurosceptyków? Odpowiedzi - choć z domysłu odpowiadających nie satysfakcjonujące - padać powinny. Powinny padać w imię szacunku dla stawiającego je człowieka. Drugi błąd to taka intensyfikacja i krzykliwość działań kampanijnych, która zdaje się ciążyć szaremu człowiekowi. Zamiast spokojnej argumentacji, przekazywanej w wyważony i rzeczowy sposób, przychodzi mu konsumować natłok bodźców niczym ceny produktów w hipermarkecie, podawane nieustannie przez megafony. Błąd trzeci jest błędem komunikacji. Ralph Waldo Emerson powiedział: "To kim jesteś krzyczy tak głośno, że nie słyszę co mówisz".

Prawdę tę - należy rozumieć w taki sposób, że poza czytelnym i zamierzonym przekazem komunikacyjnym istnieje też inny, znacznie silniejszy i decydujący. Ten ważniejszy przekaz sprowadza się do poza-słownej identyfikacji sytuacji oraz osoby przekazującego.

Co zatem widzi i słyszy "Kowalski", gdy ogląda "cały ten zgiełk". Widzi, że wobec znikomych szans na zwiększenie frekwencji za pomocą 2-dniowego głosowania, parlament przedłuża referendum mimo, że to będzie kosztować oraz że w ten sposób naraża głosowanie na pomówienia o manipulacje. Widzi, że wszyscy pytają wszystkich - co robić?, widzi coraz więcej tablic i ogólników, w miejsce odpowiedzi na swoje konkretne pytania.

Może więc coś zmienić, może by tak spokojnie i rzeczowo informować... i najzwyczajniej w świecie zaufać ludziom? Zawsze mnie uczono, że zaufanie procentuje. Byle nie na pokaz.
Komentator39

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)