Kto zapłacił za fant dla premiera?
Ręce precz od prezentów! - winni grzmieć koledzy Leszka Millera (i jego potencjalnych następców) po tym, co się premierowi w Bydgoszczy przydarzyło. Podarowali mu nad Brdą zegarek, a teraz krzyczą, że... kradziony. Chodzą słuchy, potwierdzone ustami rzecznika rządu, że podarunek ma trafić na licytację. Pieniądze wrócą do bydgoskiego ratusza, bo stąd - jak wieść medialna niesie - zostały skradzione . - Nie pozwolę! - protestuje pewien bydgoski przedsiębiorca i działacz BKS Polonia - To ja zapłaciłem za ten zegarek.
27.01.2004 07:42
No to się porobiło. Szykuje się nam nowa afera. Tym razem... "Maurice Lacroix-gate". Takiej marki był zegarek, który wręczono premierowi podczas bydgoskiej żużlowej Grand Prix. Czasomierz kosztował 3.600 zł. Po dwóch latach w Polskę poszła wieść, że kupiono go za "zdefraudowane przez BKS Polonia pieniądze z miejskich dotacji". Innymi słowy: klubowi działacze, zamiast zapłacić za prąd, kupili Millerowi zegarek.
Można dyskutować o tzw. kindersztubie, ale zatrzymajmy się faktów. Faktem jest, że Miller zegarek przyjął, choć miał już zapewne w swej upominkowej kolekcji kilka innych. Faktem jest, że zrobił sobie premier zdjęcie z prezydentem Jasiakiewiczem, które ten wykorzystał w akcji wyborczej. Przegranej. Niektórzy wręcz twierdzą, że to plakaty z Millerem kandydatowi zaszkodziły. Millerowi zresztą też. Upominek z Bydgoszczy odbił mu się teraz czkawką.
Faktem jest - sprawdziliśmy - że na zakup zegarka wzięto z klubowej kasy "zaliczkę". Faktem jest, że potem - po paru miesiącach - "oddał" te pieniądze, sięgając do własnego portfela, pewien bydgoski przedsiębiorca i zarazem klubowy działacz. Można mieć wątpliwości, dlaczego tak późno.
- Chciałem, żeby te pieniądze potrącono z pożyczki, której wcześniej udzieliłem BKS Polonia - twierdzi darczyńca ("dla świętego spokoju" pozostawia swoje nazwisko do wiadomości redakcji). - Ponieważ tak nie zrobiono, a osoba, która pobierała zaliczkę na swoje nazwisko, naciskała, wyjąłem te pieniądze z kieszeni i oddałem. De facto prezent dla Millera był więc ode mnie.
To prawda, że od lat bydgoski urząd miejski dotuje kluby sportowe. Dotował także Polonię. Partycypował w utrzymaniu i remoncie obiektów, które miasto użyczyło klubowi, w organizowaniu imprez i szkoleń sportowych. Prawdą jest, że do 2001 roku przymykano oczy na rachunki. Miejscy urzędnicy przyjmowali od Polonii faktury za media i nie sprawdzając, czy w ślad za nimi szły przelewy pieniędzy z klubowego konta, wypłacali kolejne transze dotacji. Zapominano, że miejskie fundusze celowe miały być jedynie formą refundacji kosztów poniesionych przez klub. Czy było to... nadużycie?
Było. To ocena kontrolerów, których w maju ubiegłego roku wysłał do BKS Polonia prezydent Konstanty Dombrowicz. Przewodził im inspektor Jerzy Szczurek. On też podpisał się pod stwierdzeniem, że BKS Polonia nieprawidłowo wykorzystał 51,6 proc. celowych dotacji i jest zobowiązany zwrócić do miejskiej kasy 1.O76.135 złotych wraz z odsetkami. Za lata 2000, 2001 2002 i połowę 2003 r.
Kontrolerów nie interesowało, na jakie cele szły bezpośrednio pieniądze przelane z urzędu. Nie było dla nich żadnym usprawiedliwieniem to, że za prąd, ciepło czy wodę (na to przeznaczone były kolejne transze dotacji celowej) klub płacił potem z własnych funduszy, zawierał z wierzycielami umowy kompensacyjne bądź oddłużeniowe. Dla kontrolerów nadużyciem był sam fakt, że klub przedstawiał w urzędzie niezapłacone faktury i to one były (choć nie powinny) akceptowane przez decydujących o wypłacie urzędników.
Kto jest winien tych zaniedbań? Wnioski o przyznanie kolejnych transz dotacji, kierowane do Wydziału Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki UM w Bydgoszczy, podpisywał dyrektor klubu Tadeusz Chyliński. Dołączał do nich faktury za media z adnotacją, że zostały one sprawdzone oraz zatwierdzone do wypłaty. Następnie wydział kultury fizycznej kierował do Wydziału Budżetowego UM pismo z prośbą o przekazanie raty dotacji na konto bankowe BKS Polonia. Kontrola wykazała, że klub przed złożeniem wniosku nie dokonywał zapłat za owe faktury. Mimo że potem uiszczał tylko część opłat za media (na które była dotacja), przyjmowano i akceptowano kolejne wnioski.
Zdaniem kontrolerów, to właśnie w Wydziale Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki UM w Bydgoszczy, którym kierował wówczas Edward Pasterski, doszło do nieprawidłowości. Musiał też przymykać na to oczy wydział kontroli UM, który w rozliczeniach klubu z ratuszem za 2000 r. nie stwierdził większych nieprawidłowości. Dopiero w połowie 2001 roku wybuchła... burza.
Latem 2001 zaczęły się w BKS Polonia wewnętrzne niesnaski. Rywalizowały ze sobą dwie grupy działaczy. Łączył ich żużel, dzieliły interesy i wspieranie dwóch skonfliktowanych asów: Golloba i Protasiewicza. Pojawił się anonimowy list, potem personalny donos do prezydenta. Było w nim o "lewej kasie" w klubie i o nieprawidłowo rozliczanych dotacjach. Pisaliśmy o tym w kilkuodcinkowym serialu "Polonia Restituta" ( czerwiec - lipiec 2001 r.). Efektem tej burzy była kontrola. Nikogo nie ukarano, ale faktem jest, że już w 2002 r. w urzędzie pilnowano rozliczania faktur związanych z dotacjami.
Zauważyli to także kontrolerzy od Dombrowicza. W protokole z lipca 2003 r zapisali:
"Wydział Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki UM w 2002 roku, przed akceptacją wniosku, kontrolował prawidłowość wykorzystania każdej poprzedniej raty dotacji. W wyniku tak rzetelnej kontroli BKS Polonia dokonywał zapłat dostawcom energii elektrycznej, cieplnej, wody i kanalizacji, niezwłocznie po otrzymaniu dotacji".
Z ustaleniami kontrolerów, którzy nakazali zwrócić do kasy miasta ponad milion złotych, nie zgodzili członkowie komisji rewizyjnej BKS Polonia pod wodzą Piotra Kawałka. Ich zdaniem, kontrolujący winni uwzględnić (jako prawidłowo wydatkowaną) dotację na wodę. Chodzi o prawie 175 tysięcy złotych, które klub rozliczył z Miejskimi Wodociągami i Kanalizacją w drodze kompensaty. Bilety na Grand Prix, basen itp. równoważyły rachunki za wodę na tę kwotę. "Uważamy, że regulowanie zobowiązań następuje w formach prawnie dopuszczonych" - uzasadnili swoje stanowisko.
Komisja rewizyjna podważyła również zasadność zwrotu dotacji za ciepło. We wrześniu 2001 r., na mocy porozumienia z bydgoskim Zespołem Elektrociepłowni i KPEC oraz klubami sportowymi Polonia i Astoria, podpisano porozumienie o oddłużeniu. Zwolniono Polonię z długu w wysokości 37O.380 złotych.
Działacze Polonii twierdzą, że kiedy występowali z wnioskiem o te dotacje, nie wiedzieli, że będzie abolicja. Pieniądze poszły na bieżące wydatki, takie jak organizacja Grand Prix. Dowodzą, że w ciągu ostatnich kilku lat klub - ze środków własnych i pozyskanych - za ponad 9 milionów złotych zmodernizował obiekty Polonii, stanowiące mienie miasta. Na ten cel Urząd Miasta wydał jedynie 3,6 mln zł.
Grażyna Ostropolska