Kto wygrał w Izraelu? Dwie partie ogłosiły zwycięstwo
Zarówno sondaże jak i wyniki oficjalne z ponad 80% lokali wyborczych
wskazują, że nieznaczną przewagę w wyborach do
izraelskiego parlamentu uzyskała centrowa partia Kadima, przed
prawicowym Likudem. Mimo to zwycięzcami ogłosili się liderzy obu
ugrupowań.
11.02.2009 | aktual.: 11.02.2009 10:31
Według powyborczych sondaży podawanych w izraelskiej telewizji, rządząca obecnie Kadima zdobyła w liczącym 120 deputowanych Knesecie 29-30 miejsc, a Likud 27-28. Partia radykalnej prawicy Nasz Dom Izrael (Israel Beiteinu) uzyskała 14-15 miejsc. Na czwartym miejscu uplasowała się Izraelska Partia Pracy (Awoda) ministra obrony Ehuda Baraka z 13 mandatami.
Oficjalne wyniki z 83% spośród ponad 9 tys. lokali wyborczych wskazują zaś, że Kadima zdobyła 29 mandatów, Likud - 27, Nasz Dom Izrael - 15, a Partia Pracy - 13. Sefardyjska Partia Strażników Tory (Szas) oraz blok partii reprezentujących Arabów izraelskich (Hadasz, Zjednoczona Liga Arabska oraz Balad) będą miały po 11 deputowanych.
Liderka Kadimy minister spraw zagranicznych Cipi Liwni ogłosiła w środę nad ranem swoje zwycięstwo. - Dzisiaj ludzie wybrali Kadimę. Utworzymy nowy rząd pod naszym przewodnictwem - powiedziała swoim zwolennikom.
Stojący na czele Likudu Benjamin Netanjahu ocenił jednak, że to on powinien zostać premierem. Choć jego partia zdobyła mniej mandatów, będzie jej łatwiej zbudować koalicję rządową, ponieważ jej naturalni sojusznicy z obozu nacjonalistycznego także osiągnęli w wyborach dobre wyniki - stwierdził.
"Języczkiem u wagi" w procesie formowania nowego rządu będzie przypuszczalnie radykalnie prawicowe ugrupowanie Nasz Dom Izrael, które po wtorkowych wyborach stanie się trzecią siłą w izraelskim parlamencie. Jego lider Awigdor Lieberman oznajmił, że jest gotów rozmawiać zarówno z Likudem, jak i z Kadimą. Przyznał jednak, że marzy mu się rząd nacjonalistyczny.
- Liberman jest zwycięzcą tych wyborów i od tego, z kim się sprzymierzy zależy to, kto zostanie premierem - potwierdza profesor Menachem Hofnung z Uniwersytetu Hebrajskiego.
Jak wskazuje agencja Reutera, prezydent Izraela Szimon Peres może powierzyć misję utworzenia rządu dowolnemu posłowi. W praktyce jednak, zawsze wybierano na szefa rządu lidera zwycięskiej partii. Tym razem jednak Netanjahu ma najwyraźniej większe szanse na uformowanie koalicji, bowiem według wstępnych szacunków 64 miejsca w Knesecie przypadną partiom prawicowym, a 56 miejsc ugrupowaniom lewicowym.
Agencja Associated Press przypomina w tym kontekście, że bezpośrednią przyczyną rozpisania przedterminowych wyborów była nieudana próba zbudowania przez Liwni koalicji rządowej w listopadzie ubiegłego roku, gdy oskarżony o korupcję premier Ehud Olmert powiadomił, że poda się do dymisji.
Doradca prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa Saeb Erekat ocenił, że niezależnie od tego, kto stanie na czele nowego izraelskiego rządu, nie będzie on w stanie zaprowadzić pokoju z Palestyńczykami.
Także rzecznik rządzącego w Strefie Gazy radykalnego Hamasu Fawzi Barhum oświadczył, że z perspektywy Palestyńczyków wyniki wtorkowych wyborów nie mają żadnego znaczenia.
Niedługo przed wyborami zanosiło się na zdecydowane zwycięstwo Likudu. Jednak przeprowadzona przez obecny rząd izraelski na przełomie grudnia i stycznia ofensywa w Strefie Gazy, którą społeczeństwo Izraela w większości popierało, poprawiła notowania Kadimy.