Kto trzeźwieje w "żłobku"?
Z jednej strony - dyrektor izby wytrzeźwień zapewnia, że dzięki jej istnieniu wiele rodzin spędziło spokojną noc, a policja na samo wspomnienie o jej likwidacji buntuje się, że nie będzie rozwozić pijanych do domów. Z drugiej - choć po apelach Amnesty International zmieniono prawo i teraz zatrzymani mogą składać zażalenia do sądu, nikt tego nie robi, bo, zdaniem adwokatów, są na przegranej pozycji mając przeciwko sobie policję i lekarzy. I wreszcie z trzeciej - państwo na działalność izb wytrzeźwień wydaje ciężkie miliony.
22.01.2005 | aktual.: 22.01.2005 09:15
Poniedziałek godzina 15.00. W "żłobku" przy ulicy Podolańskiej w Poznaniu tylko kilku panów dochodzi do siebie. W powietrzu unosi się nieprzyjemny zaduch, pomieszany z zapachem środków czystości. Przez kratki judasza widać, że większość z 50 łóżek jest wolnych. Mieczysława Wierzejewska, dyrektor izby wytrzeźwień pokazuje pomieszczenie, w którym zamyka klientów. – Kilka razy brakowało miejsc. Najwięcej osób jest przywożonych podczas meczów Lecha – wyjaśnia.
Izba na wariackich papierach
Przed rokiem weszło w życie rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie organizacji izb wytrzeźwień. Nowelizacja Ustawy o Wychowaniu w Trzeźwości ujednolica wysokość opłat za pobyt w izbie wytrzeźwień oraz stwarza prawną możliwość zaskarżenia decyzji o zatrzymaniu. Wcześniej placówki funkcjonowały na granicy prawa. Ich działalność krytykowali obrońcy praw człowieka, prawnicy i politycy. W 2001 roku izby wytrzeźwień zostały wymienione w raporcie Amnesty International. Obrońcy praw człowieka apelowali w nim, że prawo, zezwalajace na przetrzymywanie osób przez 24 godziny, jest wykorzystywane przez policję do stosowania samowolnych aresztowań. Zgodnie z ówczesnym prawem, zatrzymanie w izbie wytrzeźwień nie podlegało rewizji sądowej. Raport powoływał się na wyrok Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Po rozpatrzeniu skargi obywatela polskiego orzekł on, że zatrzymanie w izbie wytrzeźwień jest niezgodne z Europejską Konwencją o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolnościach. Zeszłoroczna nowelizacja ustawy
wprowadziła możliwość zaskarżenia w sądzie decyzji o zatrzymaniu w izbie. Do dziś jednak do poznańskiego sądu nie trafiła przez rok ani jedna skarga w tej sprawie. - To prawo formalne, z którego nikt nie korzysta - ocenia możliwość zaskarżenia w sądzie decyzji o zatrzymaniu "do wytrzeźwienia" Andrzej Reichelt, wicedziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu. - Z jednej strony mamy osobę zatrzymaną w stanie nietrzeźwym, z drugiej policjantów i lekarza. Jako adwokat nie dziwię się że nie ma odwołań od decyzji o zatrzymaniu.
Pobyt dla wszystkich
Mieczysława Wierzejewska pracuje w poznańskiej izbie wytrzeźwień prawie 30 lat. Poza nią w placówce zatrudnionych jest 40 osób. – Policjanci decydują, czy wieźć pijanego do szpitala, czy do nas – wyjaśnia pani dyrektor. – Lekarz bada nietrzeźwą osobę alkomatem i rozstrzyga, czy ją zwolnić, czy pozostawić w izbie. Długość pobytu zależy od stopnia upojenia alkoholowego. Nie może jednak przekraczać 24 godzin. Pół promila alkoholu we krwi wystarczy, by pozostawić kogoś na oddziale. Poznański rekordzista miał ponad 6 promili. Zatrzymany oddaje rzeczy osobiste do depozytu i wędruje (jeśli ma siłę) na salę. Bezdomni biorą wcześniej prysznic. Często konieczne jest odwszawianie i odrobaczanie. Przepisy umożliwiają powiadomienie najbliższych o zatrzymaniu. Klienci izby skarżą się jednak, że często odmawia się im tego prawa. Natomiast w przypadku zatrzymania nieletnich informuje się rodziców lub opiekunów. W ubiegłym roku do izby trafiło 71 osób poniżej 18 roku życia, w tym 3 dziewczyny. Sale w poznańskiej izbie
wytrzeźwień są monitorowane. Kamery nie zapobiegły jednak tragediom - samobójstwom i okaleczeniom. Najbardziej drastyczny przypadek zdarzył się latem 2002 roku. Przebywający na przepustce z więzienia mężczyzna zasłonił prześcieradłem kamerę, wyrwał kratki wentylacyjne i uciekł z izby. W domu zamordował żonę. Jednak nie tylko kryminaliści i degeneraci trafiają do izby wytrzeźwień. – Wszyscy się przewijają. Naukowcy, urzędnicy, politycy – zapewnia Wierzejewska. – Ci ostatni najbardziej się odgrażają.
Kto za to płaci?
W ubiegłym roku izba przyjęła 10.562 osoby. Ci, którzy nie zapłacili za pobyt, winni są placówce w sumie ponad 2 mln zł. Gdyby wyegzekwować wszystkie zaległości, izba zarobiłaby 7,5 mln zł.
Tymczasem 70% klientów izb wytrzeźwień to bezdomni i osoby bez stałych dochodów. Prawo zabrania ściągania należności od ludzi, żyjących poniżej minimum socjalnego. Trudno się spodziewać, że obniżenie stawki za pobyt w izbie, spowoduje zmniejszenie długu wobec placówek. Rada Miasta Poznania dwukrotnie w ubiegłym roku debatowała nad zmianą charakteru izby wytrzeźwień i sposobem jej finansowania. – Rozważaliśmy zmianę nazwy na ośrodek socjoterapeutyczny – wyjaśnia Stanisław Bobrzyk, dyrektor Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu Miasta, któremu podlega izba wytrzeźwień. – Postulowaliśmy zmianę funkcji izby na leczniczą. Nie było jednak odpowiednich podstaw prawnych. Izba wytrzeźwień nadal więc funkcjonuje jako jednostka budżetowa. Roczny koszt jej utrzymania to 1,2 mln zł. W połowie finansują go podatnicy. Resztę stanowią skromne wpływy z opłat za pobyt w izbie. Dyrektorka poznańskiej placówki zapewnia, że choć izba ledwie wiąże koniec z końcem, pieniędzy starcza na wszystkie opłaty. W tegorocznym
budżecie radni znaleźli jednak kilkanaście tysięcy złotych więcej na działalność "żłobka".
Kontrowersje wzbudza nie tylko sposób finansowania izby wytrzeźwień. Przed wejściem w życie rozporządzenia wysokość opłat za pobyt w "żłobku" ustalali jego dyrektorzy. Jeszcze pół roku temu pobyt w poznańskiej izbie wytrzeźwień kosztował tyle, co pokój w czterogwiazdkowym hotelu. Nic dziwnego, że tylko 13% osób stać było na zapłacenie 397 zł. Dyrektorzy tłumaczyli, że przy tak niskiej ściągalności długów, opłaty muszą być wysokie, by pokryć koszty utrzymania. W rozporządzeniu minister zdrowia określił, że opłata za pobyt w izbie nie może przekraczać 250 zł.
Radykalne Gniezno
Inne miasta Wielkopolski lepiej lub gorzej radzą sobie z problemem funkcjonowania izb. Rozwiązanie znalazła Piła, gdzie w miejsce izby utworzono Ośrodek Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Część kosztów utrzymania pokrywają fundusze koncesyjne i organizacje pozarządowe. Za działalność izby wytrzeźwień w Kaliszu w całości zapłaciło miasto. W 2004 roku wydano na ten cel milion złotych. To prawie tyle samo co w Poznaniu, choć kaliska izba ma dwa razy mniej miejsc.
W Koninie izba wytrzeźwień, przez którą przewinęło się w zeszłym roku 3148 osób, finansowana jest na podobnych zasadach co w Poznaniu. Najbardziej radykalne rozwiązanie znalazła Rada Miasta Gniezna. W zeszłym roku zlikwidowała ona tamtejszą izbę wytrzeźwień. Powodem były wysokie koszty utrzymania placówki. Gdy nietrzeźwy nie wymaga hospitalizacji, policja zobowiązana jest odwieźć go do miejsca zamieszkania. Pijani sprawcy przestępstw trafiają do komisariatu. Na decyzję radnych skarżą się zarówno policjanci, jak i dyrektorzy szpitali, którzy nie chcą gościć u siebie pijanych i często agresywnych pacjentów. W policyjnej izbie zatrzymań utworzono jedno pomieszczenie dla nietrzeźwych. Brak w niej stałego nadzoru lekarskiego. Niezgodny z rozporządzeniem ministra zdrowia jest też brak oddzielnych sal dla kobiet i nieletnich. Mimo obietnic prezydenta Gniezna nadal nie obsadzono 4 etatów tzw. profosów, czyli osób zajmujących się pijanymi.
Skazani na izbę
Podobnych rozwiązań obawia się policja w innych miastach. Funkcjonariusze sprzeciwiają się pomysłowi likwidowania izb wytrzeźwień. – Nie mamy warunków, by zapewnić zatrzymanym opiekę – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik poznańskiej policji. – Brakuje ludzi i pieniędzy. Zajmowanie się pijanymi odciąga policjantów od innych zadań. Niechęć funkcjonariuszy wzbudzają bezdomni, których stan higieny pozostawia wiele do życzenia. Radiowozy, którymi przewozi się takie osoby, muszą zostać zdezynfekowane. Policjanci buntują się też przeciwko zmienianiu pojazdów w taksówki, wożące pijanych do domów. – Powinna powstać całodobowa służba, przeszkolona w tym zakresie – postuluje Andrzej Borowiak. Wtóruje mu Mirosław Brotkowski, poznański specjalista zajmujący się terapią uzależnień. - Likwidacja izby to wylanie dziecka z kąpielą. Sprawę rozwiązałaby instytucja, która, podobnie jak MPK, nie obciążałaby tak znacznie budżetu miasta.
Brodkowski opowiada się także za zmianą charakteru izb wytrzeźwień. Ponieważ większość pensjonariuszy to alkoholicy, pracownicy izb powinni motywować do podjęcia leczenia. Przy wyjściu osoby uzależnione powinny dostawać informację na temat możliwości wyjścia z nałogu. Terapeuta proponuje, by osoby, które zgłoszą się na leczenie, były zwolnione z opłat za pobyt. – Izby wytrzeźwień powinny zostać przekształcone w oddziały detoksykacyjne - uważa Barbara Kęszycka, kierownik Centrum Profilaktyki Leczenia Uzależnień w Poznaniu. Dyrektor Wydziału Zdrowia UM, Stanisław Bobrzyk, przyznaje, że izba to w znacznej mierze ośrodek, w którym pijanych bezdomnych "przywraca się do higieny".
Proponowane zmiany wymagają odrębnych regulacji prawnych. Dla poznańskiego mecenasa Macieja Łuczaka to podstawowa sprawa. M. Łuczak uważa, że likwidacja izb nie rozwiąże problemu, a aspekt przestrzegania praw człowieka to tylko jeden z wielu wiążących się z izbami wytrzeźwień. Dla Mirelli Panek, rzecznik Amnesty International, to sprawa zasadnicza. – Mimo że sytuacja się zmienia, nadal niepokoi nas możliwość nadużyć i brutalnego traktowania pacjentów, a także bezkarności personelu. Dlatego należy się uważnie przyjrzeć, jak rozwiązano ten problem w innych krajach. Według niej, w Polsce trudno będzie wprowadzić zachodnioeuropejski model postępowania z osobami pijanymi. W krajach "starej" Unii izby wytrzeźwień nie istnieją, gdyż poziom spożycia alkoholu wśród mieszkańców zawsze był zdecydowanie niższy niż u nas. Nietrzeźwym do domów pomagają dotrzeć policjanci lub służby miejskie. Pijanych przestępców i awanturników zamyka się w areszcie.
Mirella Panek rzecznik Amnesty International
- Mimo że sytuacja się zmienia, nadal niepokoi nas możliwość nadużyć i brutalnego traktowania pacjentów, a także bezkarności personelu izby wytrzeźwień. Należy uważnie przyjrzeć się, jak rozwiązano ten problem w innych krajach.
mec. Maciej Łuczak
- Izby powinny zostać "ucywilizowane" i poddane większej kontroli społecznej, by nie dochodziło do przemocy i kradzieży. Władza państwowa powinna mieć możliwość ingerencji wobec osób, które zakłócają normy współżycia społecznego.
Mirosława Wierzejewska dyr. Izby Wytrzeźwień w Poznaniu
- Niejednokrotnie zamknięcie awanturnika domowego w izbie pozwala rodzinie przespać noc spokojnie. Wątpliwości budzą tylko zasady finansowania placówki.
Rekordy izby wytrzeźwień
- 6 promili alkoholu miał jeden z klientów izby
- 300 razy lądował w izbie jeden z alkoholików
- 10 lat miał najmłodszy w historii poznańskiej izby pensjonariusz
- 83 lata miał najstarszy klient izby
Przyczyna pobytu w izbie (2004 r.)
- leżał w miejscu publicznym 22,69%
- awantura w miejscu publicznym 7,94%
- awantura w domu 26,49%
- zagrożenie życia 23,5%
- wykroczenie pod wpływem alkoholu 5,68%
- prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu 3,84%
Kto był w izbie wytrzeźwień? (2004 r.)
- bezrobotni 6280
- renciści 1256
- właściciele zakładów prywatnych 232
- pracownicy umysłowi 145
- studenci 122
- uczniowie 165
- pracownicy fizyczni 988
- emeryci 248
Marcin Rogoziński