PolskaKto pomoże stoczniowcowi?

Kto pomoże stoczniowcowi?

Były działacz "Solidarności" ze Szczecina nie
może znaleźć lekarza, który ulży jego cierpieniom - pisze gazeta
"Metro". Nie będziemy poprawiać po tamtych, którzy tak pana
załatwili - słyszy od medyków.

04.06.2007 | aktual.: 04.06.2007 00:47

Nie ma w Polsce specjalisty, który podjąłby się leczenia 54-letniego Stanisława Ratusznego. Niech poprawiają ci, którzy tak pana załatwili- odpowiadają lekarze z Piekar Śląskich, Poznania i Lublina, których prosi o pomoc.

Pan Stanisław porusza się o kuli, nie trzyma moczu i przez całą dobę musi chodzić w pampersach._ Jestem wrakiem człowieka. Coraz częściej się duszę. Z każdym dniem mój stan się pogarsza. Nie wychodzę z domu, bo jak?_ - opowiada przez ściśnięte gardło o swym cierpieniu.

Ratuszny pracował w latach 80. w Stoczni Szczecińskiej. W czerwcu 1982 r. podniósł jakąś pompę. Coś mu łupnęło w plecach. Lekarze uznali, że to poważny uraz kręgosłupa. Do pracy już nie wrócił - przeszedł na rentę. A ponieważ czuł się coraz gorzej, zaczął szukać neurochirurga, który mógłby mu pomóc. Zoperował go profesor K. z Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Za łapówkę. Ale poprawa nie trwała długo - czytamy w dzienniku.

Kilka lat później pan Stanisław znów trafił na zabieg do profesora K. Tym razem specjalista pracował w Szpitalu Wojskowym w Bydgoszczy i jako łapówki zażądał mięsa. Stoczniowiec po operacji czuł się lepiej, ale niebawem bóle wróciły. A więc kolejna operacja - na łapówki dla profesora K. musiała się złożyć cała rodzina. I znowu pomogło na krótko.

Przeszedłem ponad 20 operacji. Za każdym razem słyszałem, że trzeba coś poprawić - wspomina stoczniowiec. W bydgoskim szpitalu poznał współpracowników profesora: doktora Ś. i profesora T. Doktor Ś. asystował przy kolejnym zabiegu, T. prowadzi rehabilitację. Pan Stanisław nie pamięta już, ile im płacił - czytamy w "Metrze". (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)