ŚwiatKto ostrzelał rosyjskich dyplomatów?

Kto ostrzelał rosyjskich dyplomatów?

(aktualizacja godz. 20.00)

06.04.2003 | aktual.: 06.04.2003 20:31

Konwój z ewakuującymi się z Bagdadu rosyjskimi dyplomatami, w tym ambasadorem Władimirem Titorienką, został w niedzielę dwukrotnie ostrzelany przez Irakijczyków. Rosjanie zaprzeczają doniesieniom katarskiej telewizji Al-Dżazira, że ranny został ambasador Titorienko.

"Według informacji, które otrzymaliśmy od ludzi z kolumny, rannych zostało 4-5 osób. Życiu tych osób nie zagraża niebezpieczeństwo" - powiedział telewizji "Rossija" rzecznik rosyjskiego MSZ Aleksandr Jakowienko.

Jeśli chodzi o ambasadora, to "może on mieć jakieś lekkie draśnięcia, ale nie chodzi o żadne poważne obrażenia" - dodał.

Rosyjski dziennikarz, który był w konwoju, twierdzi, że dostał się on w krzyżowy ogień. Korespondent telewizji "Rossija" w Bagdadzie Aleksandr Minakow powiedział, że gdy kolumna przejeżdżała obok irackich pozycji na obrzeżach Bagdadu, zaczął się ciężki ostrzał tych pozycji. Irakijczycy odpowiedzieli ogniem, a rosyjski konwój znalazł się pośrodku.

Amerykańskie Centralne Dowództwo (CentCom) z siedzibą w Katarze oświadczyło w niedzielę, że teren, gdzie doszło do ostrzelania rosyjskiej kolumny, nie jest kontrolowany przez siły koalicji. W opinii Amerykanów, sprawcami ostrzału mogli być jedynie Irakijczycy.

Dyplomaci opuszczali zgodnie z poleceniem MSZ Bagdad i udawali się do Syrii. Stamtąd jeszcze w niedzielę mieli wrócić do Moskwy.

Pierwszy raz dyplomatów zaatakowano - według cytowanego wcześniej przez agencję Interfax świadka - około 8 km od Bagdadu, a następnie 15 km dalej.

Według rozmówcy agencji, kolumna wyjechała o 11:30 czasu miejscowego (9:30 warszawskiego) z ambasady. W samochodach oznaczonych rosyjskimi flagami było łącznie 25 osób - większość z nich stanowili dziennikarze. Według rzecznika rosyjskiego MSZ, w kolumnie były 23 osoby.

"Przez Bagdad przejechaliśmy spokojnie (...) Mniej więcej 8 km od Bagdadu zaczął się nieoczekiwany ostrzał kolumny, kilka osób zostało rannych" - powiedział rozmówca Interfaxu.

Według niego konwój zmuszony został do porzucenia jednego z samochodów, rannych opatrzono i ruszono dalej. Po przejechaniu 15 km - według świadka - Rosjanie natknęli się na kolumnę dżipów.

"Zatrzymaliśmy się, żeby nie prowokować, wysłaliśmy naprzód samochód z flagą, żeby im powiedzieć, kto jedzie w kolumnie" - relacjonuje uczestnik zdarzenia._ "Zaczęli do niej strzelać, ranili jeszcze dwie osoby. Dzięki Bogu nikt nie zginął. Potem dżipy odjechały. Wjechaliśmy na główną drogę. Głównym zadaniem było teraz jak najszybsze dojechanie do szpitala"_ - dodaje.

Według Minakowa, gdy konwój zatrzymał się, by opatrzyć rannych, obok przejechała kolumna 50-70 amerykańskich wozów bojowych. "Machaliśmy białymi szmatami, by zwrócić na siebie uwagę, ale nikt się nie zatrzymał" - opowiadał dziennikarz w telewizji 'Rossija".

Nie wyjaśnił, czy strzały w kierunku konwoju padały od strony sił koalicyjnych czy irackich. Powiedział jednak, że dwie kule wyjęte przez irackich lekarzy z brzucha jednego z dyplomatów, pochodziły z karabinu automatycznego M-16.

Dodał, że siły amerykańskie pierwsze zaczęły ostrzał i nie wiadomo dlaczego uczyniły to, choć rosyjski konwój był tak blisko, a USA były powiadomione wcześniej o planach ewakuacji ambasady.

Według Minakowa, jedna z kul trafiła samochód ambasadora i przeleciała między nim i kierowcą. Rannych zostało w sumie 3 dyplomatów, w tym jeden poważnie, a dwóch lżej.

Minakow połączył się z telewizją z granicy iracko-jordańskiej, dokąd dotarł po incydencie wraz ze swoją ekipą i dwoma innymi dziennikarzami.

Cały konwój pozostał, zgodnie z decyzją ambasadora Titorienki, w mieście Al-Falludża, ok. 50 km od Bagdadu. Dyplomaci i towarzyszący im dziennikarze postanowili przenocować i w dalszą drogę do Damaszku ruszyć w poniedziałek - poinformował Jakowienko.

Rosyjskie Ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych zamierza wysłać po dyplomatów specjalny samolot do Damaszku. Nie wiadomo, kiedy grupa dotrze do stolicy Syrii, od której dzieli ją odległość 800-900 km.

Do siedziby rosyjskiego MSZ wezwano tymczasem w trybie natychmiastowym ambasadorów USA i Iraku, od których zażądano "podjęcia kroków w celu zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom Rosji", a także wyjaśnienia okoliczności incydentu i ukarania winnych.

Tymczasem szef parlamentarnej komisji spraw zagranicznych Dmitrij Rogozin uznał, że atak może być prowokacją, mającą wciągnąć Rosję do wojny.

Rosja - według słów Rogozina - "do ostatniej chwili robiła wszystko, by nie uczestniczyć w tej awanturze"._ "Jednak komuś, jak widać, spieszno do tego, by wciągnąć Rosję po uszy w te krwawe wydarzenia"_.

W wydanym w niedzielę oświadczeniu Centralne Dowództwo wyklucza, by do incydentu doszło na terenie, kontrolowanym przez siły koalicji.

"Z wstępnych doniesień wynika, że w rejonie incydentu nie działały żadne siły koalicji. Przy podanej lokalizacji należy sądzić, że incydent miał miejsce na terenie, kontrolowanym przez reżym iracki. Śledztwo w sprawie tego incydentu trwa i dalsze szczegóły powinny być dostępne tak szybko, jak to możliwe" - głosi oświadczenie CentCom.

Amerykański sekretarz stanu Colin Powell zadzwonił w niedzielę wieczorem do ministra spraw zagranicznych Rosji Igora Iwanowa, by wyrazić ubolewanie z powodu ataku na konwój.

W oświadczeniu wydanym przez moskiewskie MSZ stwierdzono, że Powell zapewniał Iwanowa, iż "strona amerykańska i on sam zrobią wszystko, by zapewnić bezpieczny wyjazd rosyjskich dyplomatów z terytorium Iraku".(mp)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)