Kto nie jest wirtualny, nie istnieje
Kiedyś byli nieznani żołnierze, teraz są nieznani użytkownicy. Wszystko dzisiaj wirtualne. Również irlandzka Polonia funkcjonuje głównie w Internecie. Przybywa polskich bloggerów, zwanych po angielsku pamiętnikarzami, uwieczniających swoje przygody w krainie Bajobongo. W końcu do wirtualnej imprezy dołączyłem i ja, z własną stroną internetową piotrczerwinski.com.
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Wszystko wskazuje na to, że nie tylko w Polsce mamy swoją wirtualną Polskę; mamy ją też w Irlandii bądź, jak to zwał, na ogólnie pojętych Wyspach Brytyjskich. Jak się dowiedziałem ze statystyk, 60% Polaków na emigracji używa Internetu jako medium informacyjnego, zaś 90% regularnie używa go do komunikacji. Tutejsi Polacy przez Internet robią wszystko: kupują, sprzedają, wyjeżdżają, przyjeżdżają, chodzą na randki, piją wódkę i pewnie nawet łowią ryby. Jedni z pożytkiem, inni ze szkodą. Jedni robią na tym interesy, inni kradną własny czas, ale jedno jest pewne: wszyscy jesteśmy wirtualni, a każdy kto nie jest, nie istnieje.
Czasy się zmieniają i prasa drukowana odchodzi powoli do lamusa, podobnie jak tradycyjna reklama i inne tradycyjne wartości duchowe, w rodzaju wysyłania papierowych pocztówek oraz strzepywania kropli z opróżnionego kieliszka. Emigracyjni odbiorcy mediów, z braku laku albo potrzeby gardłowania, stają się masowo ich współtwórcami. Ma to swoje dobre i złe strony, bo z powodu bezgranicznej wolności słowa narodowi rzuciło się na mózg: każdy chce być nowym Janem Chryzostomem Paskiem, choć wielu preferuje naśladowanie Gala Anonima i przybiera pseudonimy, co jest zgodne z naszą partyzancką tradycją. Tak czy owak z dnia na dzień przybywa w Irlandii pamiętnikarzy, zakładających internetowe blogi, w których widzą i opisują, bo tęsknią po tobie, parafrazując wieszcza.
Wystrzeliło nas do wirtualu, moi Państwo, na taką skalę, że już niedługo każdy Polak mieszkający w tych stronach będzie miał swoją stronę albo bloga, a jestem prawie pewien, że niektórzy założą sobie po dwa blogi albo więcej, by jeden był za siebie, a drugi za teścia. Emigrację zalał paw blogów i stron wu-wu-wu, w którym jednakowoż można odnaleźć resztki bardzo kaloryczne. Nie sposób jest opisać całej wirtualnej Polonii szczegółowo. Wiele z tych inicjatyw na pewno jest godnych podziwu, ale nie ma dużego zasięgu, a co za tym idzie, nie wiem o ich istnieniu. Inne nie wymagają specjalnej uwagi, jeszcze inne dotyczą zamkniętych klubów wzajemnej adoracji, których publiczne adorowanie przeczyłoby ich ideologii.
Jedną z najlepszych wirtualnych wizytówek naszej Polonii jest z całą pewnością blog www.piotrslotwinski.com, jak się można domyślać, prowadzony przez człowieka nazwiskiem Piotr Słotwiński. Popularny społecznik z Cork jest bez wątpienia najważniejszym polskim bloggerem, a nawet najważniejszym Polakiem w Irlandii i gdyby spytano mnie, kto reprezentuje społeczność polską w tej części świata, bez zająknięcia odpowiedziałbym, że on Piotr mozolnie uwiecznia w swoim wirtualnym pamiętniku wszystko, co można opowiedzieć o nas rodakom w Polsce, ale nie tylko. Ja na przykład czytuję regularnie relacje z jego eksperymentów kulinarnych, jakimi przeplata impresje etnograficzno-socjologiczne na temat Irlandii.
Inny blog, którego moc propagandowa jest nieoceniona, to www.pendragon.onet.pl. Paradoksalnie nie jest to polska strona fanklubu słynnej grupy rockowej, ale profesjonalny dziennik poświęcony irlandzkiej turystyce, choć nie tylko. Jego właściciel jest bodaj jedynym Polakiem na wyspie, prowadzącym własne biuro podróży: Pendragon Tours. Ktokolwiek nie ma pojęcia o tym, co zwiedzać w Irlandii i z czym ją się je, a także gdzie się to robi i jak tam dojeżdża, powinien choć raz zajrzeć na tę stronę, jeśli chce się tego dowiedzieć.
Wielbiciele polityki, którzy chcieliby spojrzeć na nią przez pryzmat polsko-irlandzki, mogą to zrobić odwiedzając blog niejakiego Oranje, pod adresem: http://oranje.salon24.pl. Poważne wydarzenia relacjonuje ów autor z niepodrabialnym literackim zadęciem w stylu Grzesiuka, toteż nadają się do czytania same w sobie, nawet gdyby pisał o lodach śmietankowych. Przyznaję, że ja prywatnie wolę lody śmietankowe i od polityki trzymam się z daleka, ale Oranje jest na tyle błyskotliwym publicystą, że zaglądam czasami do niego z warsztatowej ciekawości. Innym jego konikiem jest piłka nożna, o której potrafi rozprawiać równie poetycko.
Kierując się zaś na inne tory... jak mogą wiedzieć niektórzy czytelnicy, w dublińskiej metropolii występują aż dwie linie tramwajowe, zwane Luasem. Nie będzie to pewnie zaskoczeniem dla nikogo, że Luas ten zatrudnia polskich motorniczych, zaś nie ulega wątpliwości, że w jednym dniu z życia motorniczego dzieje się tyle, że przeciętny człowiek zbierałby takie ciekawostki przyrodnicze przez rok. Chcecie wiedzieć, co dzieje się w dublińskim Luasie? Poczytajcie blog polskiego motorniczego, www.tramwajowy.pl.
A teraz coś z zupełnie innej beczki: Gdyby ktoś nie chciał ani zwiedzać, ani czytać o polityce, ani poznawać tajników tramwajowego mikrokosmosu, tylko dowiedzieć się, jak wygląda codzienny żywot polskich emigrantów w Dublinie, może zajrzeć na blog* www.xpil.eu*. Rzeczony Ekspil jest informatykiem, który jednakowoż sprawnie włada kwiecistą polszczyzną. Siłą rzeczy rozwodzi się często na temat twardych dysków oraz map bitowych i innych atrakcji, ale wszystko to wplata w historie z życia wzięte, a życie jak to życie, raz trzeba pojechać na pogotowie, a raz stanąć w kolejce do okienka. Irlandzkiego okienka, oczywiście.
Oprócz irlandzkich Janów Chryzostomów tutejsza Polonia obrodziła w ogromne ilości portali informacyjnych i ogłoszeniowo - społecznościowych, których moc rażenia, przy braku infrastruktury off-line, jest naprawdę zadziwiająca. Potentatem w tej dziedzinie jest www.gazeta.ie, która rządzi polonijną siecią głównie dzięki rozbudowanej opcji ogłoszeń. Chyba każdy Polak w Irlandii choć raz w życiu kupił coś albo sprzedał za pośrednictwem gazety.ie. Prócz tego popularne jest tamtejsze forum dyskusyjne, a właściwie cała farma kilkudziesięciu tematycznych forów dyskusyjnych. A jeśli ktoś nie lubi takich dyskusji, zostaje mu zawsze lektura reportaży z naszego podwórka.
Na podobnej zasadzie działają dwa inne portale, www.irlandia24.ie i www.nadajemy.ie. Swoje lokalne strony społecznościowe mają też polskie skupiska w poszczególnych irlandzkich miastach: www.corkinfo.net, www.dublinek.net i www.galway.pl. Polskie stowarzyszenie My Cork ma swoją siedzibę pod adresem www.mycork.ie. Także tutejsza prasa zdążyła wyczuć, że papier jest passé i że idzie nowe, i tak oto coraz więcej gazet poświęca coraz więcej uwagi swoim internetowym wydaniom. Przykładem takiej strony jest choćby www.kurierpolski.ie.
Za klasę samą w sobie należy uznać portal www.firmawirlandii.pl, czyli biznes na wyspie dla każdego, bo tak brzmi podtytuł tej witryny. Cytując założyciela: ideą portalu jest zebranie w jednym miejscu wszystkich najważniejszych informacji potrzebnych do prowadzenia własnej firmy w Irlandii oraz pokazanie Polaków, którzy nie bali się zaryzykować i postawili na swoim otwierając własne biznesy. I rzeczywiście, jest to możliwe i są tutaj tacy Polacy. Tytaniczne dzieło i bardzo krzepiące - lektura obowiązkowa dla przedsiębiorców.
-Nie ma cię w sieci? Człowieku, ty nie istniejesz!- powiedział mi kiedyś jeden znajomy irlandzki fascynat Internetu. Poszedłem więc za ciosem i też założyłem stronę, jak wszyscy. Nazywa się najbanalniej na świecie: piotrczerwinski.com. Znajdziecie tam wszystko, co chcielibyście o mnie wiedzieć, ale boicie się zapytać, ze szczególnym naciskiem na "wszystko", bo jak zauważyłem, wiele osób kojarzy mnie wyłącznie z felietonów w Wirtualnej Polsce. Teraz na deser będą mogli wraz ze mną zakosztować wirtualnej emigracji.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com