PolskaKto łyknął 400 tysięcy?

Kto łyknął 400 tysięcy?

Przedstawiliśmy już, jaki był mechanizm dotowania bydgoskiego klubu Polonia przez Urząd Miasta. Dziś czas na kolejne szczegóły "afery bydgoskiej", o której dzięki medialnej wrzawie wie już (choć niekoniecznie rozumie ją) cała Polska. Na co konkretnie były wydawane pieniądze z dotacji, czy - jak spekulują niektórzy kupowano za nie mecze, urządzano bankiety - sprawdza prokuratura. My, bawiąc się w księgowych, próbowaliśmy ustalić, na co została wydana dotacja wypłacona klubowi przez obecne władze. Chodzi o 400 tysięcy złotych, które - jak ustalili kontrolerzy - też jest do zwrotu.

26 stycznia 2003 r. wiceprezydent Bydgoszczy Maciej Obremski oraz miejski skarbnik Ambroży Pawlewski zawierają umowę z prezesem Polonii Lechem Różyckim i wiceprezesem Grzegorzem Kloską. Urząd zobowiązuje się przekazać klubowi 500 tys. zł. dotacji "na pokrycie części wydatków z przeznaczeniem na utrzymanie obiektów i urządzeń sportowych od stycznia do końca grudnia 2003 r.". Chodzi o energię i wodę.

Pierwsza rata ma wynosić 400 tys. zł. Druga, po rozliczeniu pierwszej, ma być wypłacona w IV kwartale.

13 marca 2003 r. prezes Polonii zwraca się do prezydenta Konstantego Dombrowicza z pisemną prośbą o przekazanie w formie zaliczki kwoty 400 tys. zł z przeznaczeniem na uregulowanie najpilniejszych należności związanych z działalnością klubu. "Brak wpływu w/w kwoty spowoduje załamanie płynności finansowej i zaprzestanie regulowania jakichkolwiek należności, co w konsekwencji doprowadzi do upadłości klubu" - motywuje.

Wniosek o dotację wpływa tego samego dnia do wydziału edukacji i sportu UM. Jest akceptacja, choć i tu podkładki nie stanowią faktury za media, które należałoby jedynie refundować. 18 marca na subkonto klubu wpływa 400 tys. zł celowych dotacji. Tego samego dnia BKS Polonia wydaje 362.798 zł - niezgodnie z celem dotacji. Spłaca nimi kredyt bankowy, opłaca zawody Grand Prix, usługi ślusarskie, wypłaca wynagrodzenia pracownikom, szkoleniowcom i zawodnikom. Jeżeli wierzyć liście wypłat, która przypadkiem wpadła w nasze ręce, 100 tysięcy złotych otrzymują Tomasz i Jacek Gollobowie, 20 tysięcy - Jacek Krzyżaniak, 10 tysięcy - Michał Robacki, 2 tysiące - Robert Umiński. 73,5 tys. zł idzie na spłatę kredytu, 30 tys. płaci firmie "GABO" na części do motocykli. 3.400 zł otrzymuje mechanik R. Kowalski. 7 tys. zł. kosztują licencje w PZM, zaś 60 tys. zł kasuje BSI - za organizację Grand Prix. 45.400 zł z dotacji celowych idzie na wynagrodzenie pracowników, pozostała suma na drobne opłaty. .

20 marca 2003 r. pozostałą na subkoncie kwotę klub przeznacza na opłatę za prąd. Dopiero 15 października 2003 r. Urząd Miasta pismem wzywa klub do rozliczenia raty dotacji. Potem żąda zwrotu.

Klubowi działacze twierdzą, że i tym razem było na takie wydatkowanie pieniędzy... ciche przyzwolenie.

Donosi o tym w oficjalnym piśmie do zastępcy dyrektora wydziału edukacji i sportu UM wiceprezes BKS Polonia

Maciej Świątkowski: "Urząd Miasta wiedział o tym, że te 400 tys. zł dotacji klub przeznaczy na rozpoczęcie sezonu żużlowego. (...) Niestety, następne kierownictwo Polonii w osobie Andrzeja Walkowiaka nie dokonało żadnej zapłaty za utrzymanie mediów za 2003 r., mimo wygenerowania dochodów z organizacji Grand Prix w Chorzowie".

Walkowiak był w klubie krótko, potem klubowe konta zajął komornik, a plan uratowania BKS Polonia autorstwa Antoniego Tokarczuka nie zainteresował ratuszowych władz. Konstanty Dombrowicz zgasił światło.

Gollobowie opuścili Bydgoszcz. Gazety rozpisywały się o próbach zatrzymania mistrzów. Nadal noszono ich na rękach. W końcu jednak trzeba było pogodzić się z odejściem Gollobów. W centrum uwagi pojawił się za to "Miki", skrzywdzony policjant. Oznajmił, że chciał aresztować byłych lewicowych notabli, bo wytropił, na co naprawdę szły z ratusza dotacje. Zaczęła się nagonka na klan Gollobów. Jeszcze trochę i ich oskarżą, że... kradli.

Miasto zawsze hołubi swoich mistrzów. Pamiętam burzę, jaką wywołali niegdyś wokół Golloba policjanci - związkowcy. Zaprotestowali, że przyznano mu z policyjnej służbowej puli mieszkanie. Dali się przekonać, że mistrzowi należą się specjalne względy. Potem przez lata języczkiem u wagi bydgoskiego żużla były kontrakty z mistrzem. Zawsze brakowało na nie pieniędzy. Sponsorzy też chcieli coś za coś. Tak tworzyły się układy między politykami, biznesmenami i sportowcami. Nie zawsze przejrzyste i nie zawsze świetlane (pisaliśmy o tym w listopadzie ub. r. w serii publikacji "Dogorywka").

Tak działa sport w wielu miejscach na świecie. W palącej potrzebie mecze się kupowało i nadal kupuje. Trzeba z tym walczyć. Trzeba karać za bezprawie. Prokuratura ustala, czy w BKS Polonia doszło do przestępstw i czy są podstawy do przedstawienia zarzutów nadzorującym miejskie dotacje urzędnikom.

Wkrótce okaże się, czy gra warta była świeczki. Tej na grobie bydgoskiego żużla.

Grażyna Ostropolska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)