ŚwiatKto jest przeciw, ten ginie

Kto jest przeciw, ten ginie

Najprawdopodobniej nikt nigdy nie stanie przed sądem za zamordowanie kolejnej rosyjskiej obrończyni praw człowieka Natalii Estemirowej.

Kto jest przeciw, ten ginie
Źródło zdjęć: © AFP

27.07.2009 | aktual.: 27.07.2009 15:06

Miała to być krótka wycieczka. 15 lipca br. Natalia Estemirowa opuściła swe mieszkanie w Groznym i ruszyła na przystanek autobusowy. Droga do pracy zajmowała jej zwykle 15-20 minut. Jadąc po wyboistej drodze busikiem numer 55, mogła z jego okien obserwować zielone bloki mieszkalne, ogromne plakaty przedstawiające prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa i premiera Rosji, Władimira Putina. Nie dojechała jednak do pracy. Sto metrów od bramy jej bloku czekało czterech uzbrojonych mężczyzn. Złapali ją, wepchnęli do samochodu żiguli i odjechali. Przechodząca obok kobieta widziała porwanie i słyszała krzyk Estemirowej.

Było wpół do dziewiątej rano. Porywacze pojechali w kierunku Inguszetii. Przejechali przez kilka punktów kontrolnych. Dwie godziny później Estemirowa już nie żyła. Mężczyźni zatrzymali samochód tuż po przekroczeniu granicy Inguszetii. Ze związanymi rękami kazali jej zejść z drogi. Strzelili do niej, pięć razy trafiając w głowę i klatkę piersiową. Nie zabrali jej pieniędzy ani dokumentów.

Obsesja sprawiedliwości

To nie był napad rabunkowy: była to podła, tchórzliwa, dokonana z premedytacją egzekucja na zamówienie władz republiki. Jej celem było zastraszenie nielicznych obrońców praw człowieka, którzy wciąż działają w Czeczenii. Kolega Estemirowej, Oleg Orłow, nie ma najmniejszych wątpliwości, kto ją zabił.

Jej śmierć była przerażająca, ale nie była zaskoczeniem. Estemirowa to kolejna obrończyni praw człowieka o międzynarodowej sławie zabita w putinowskiej Rosji. W październiku 2006 roku zamachowiec zastrzelił Annę Politkowską, bliską współpracowniczkę i przyjaciółkę Estemirowej. Politkowska często bywała w jej skromnym mieszkanku w Groznym. Innym częstym gościem był Stanisław Markiełow, 34-letni prawnik obdarzony wielkim poczuciem humoru, który także współpracował z Estemirową, a w sądzie reprezentował prześladowanych Czeczenów. W lutym został zastrzelony w centrum Moskwy, niedaleko Kremla. Razem z nim zginęła Anastazja Baburowa, dziennikarka „Nowej Gazety". W połowie lipca przyszła kolej na Estemirową.

- Była niezwykłą osobą, wciąż pełną nowych pomysłów. Miała obsesję na punkcie sprawiedliwości - mówi jej przyjaciółka Tania Łokszyna z moskiewskiego oddziału Human Rights Watch. Od 2000 roku Estemirowa pracowała w Groznym dla rosyjskiej organizacji obrony praw człowieka Memoriał. Zdawała sobie sprawę z ryzyka, na jakie się naraża i - jak twierdzi Łokszyna - liczyła się z tym, że może zostać uprowadzona, a nawet zamordowana. Z wykształcenia była historykiem. Jej praca w Memoriale polegała na dokumentowaniu i podawaniu do publicznej wiadomości aktów przemocy popełnianych przez czeczeński wymiar sprawiedliwości i służby specjalne kontrolowane de facto przez Kadyrowa.

Każdego dnia w jej biurze tuż przy głównej ulicy - Alei Putina - ustawiała się kolejka kobiet. Jak wspomina jej 15-letnia córka Lana, Estemirowa nie chciała nawet chodzić ulicą, której Kadyrow nadał imię Putina, składając niezdrowy hołd rosyjskiemu premierowi. Kobiety opowiadały jej o swoich problemach: o krewnych zabitych przez oddziały Kadyrowa, o zaginionych synach, którzy wyszli na chwilę z domu i nigdy nie wrócili, o domach podpalonych przez zamaskowanych, uzbrojonych ludzi w mundurach. Estemirowa natychmiast po wysłuchaniu kolejnej skargi pisała listy do prokuratury.

To musiało doprowadzić do konfliktu z Kadyrowem, czeczeńskim carem-bandytą. Były buntownik, nawrócony lojalista Kadyrow wprowadził w Czeczenii reżim w stylu stalinowskim przy pełnej aprobacie Kremla. Jego portrety są tu na każdym kroku. Jazda przez Czeczenię jest jak podróż przez album ze zdjęciami rodzinnymi Kadyrowa. Nawet krytycy przyznają, że Kadyrow zajął się podnoszeniem republiki ze zniszczeń wojennych, zatroszczył o odbudowę Groznego. Jednocześnie jednak zamienił Czeczenię w feudalne państwo bezprawia. Jego pełna przemocy strategia - pod płaszczykiem walki z terroryzmem - wykorzystywana jest nie tylko przeciw muzułmańskim rebeliantom, ale i przeciw ludności cywilnej. W marcu 2008 roku Kadyrow zaprosił Estemirową na spotkanie, podczas którego wyraził ogromne rozczarowanie jej pracą i protestem przeciw nakazowi noszenia chust przez Czeczenki. Według Orłowa, szefa Memoriału, Kadyrow powiedział jej: Tak, to prawda, moje ręce rzeczywiście unurzane są po łokcie we krwi. I wcale się tego nie wstydzę. Będę
dalej zabijał złych ludzi.

- Nie mówiła mi o tym, ale wiedziałam, że żyje w stałym napięciu i zagrożeniu - opowiada Lana. - Jednak nigdy nie namawiałam jej do rzucenia pracy. Wiedziałam, jak ważne jest to, co robi dla tysięcy ludzi. A ona nie żyła dla siebie. Nawet nie dla mnie. Żyła dla tych, którzy potrzebowali jej pomocy.

Po pierwszym konflikcie z Kadyrowem Estemirowa zdecydowała się wyjechać do rodzinnego domu w Jekaterynburgu. Potem obie wyruszyły do Wielkiej Brytanii, do Oksfordu. Jednak mimo perswazji przyjaciół Estemirowa zdecydowała się wrócić do Groznego we wrześniu 2008 roku. W kwietniu Kreml ogłosił koniec antyterrorystycznej krucjaty w Czeczenii. To był oficjalny koniec wojny z islamskimi separatystami, która trwała przez ostatnich 15 lat. Prawda jest taka, że dla Kremla bardziej istotnym problemem stała się sąsiednia Inguszetia, gdzie rozkwitło islamskie podziemie zbrojne.

Ludzie z kolejki

Rząd w Moskwie postanowił uczynić swego lojalnego sojusznika Kadyrowa głównym rozgrywającym na terenie Kaukazu, czyli przede wszystkim w Czeczenii i Inguszetii. Według Szachmana Akbułatowa, który pracował z Estemirową w Memoriale, ogłoszenie przez Kreml końca walki zaowocowało gwałtownym wzrostem liczby przypadków łamania praw człowieka w Czeczenii. Estemirowa została zasypana nowymi sprawami. Ludzie Kadyrowa porywali cywilów - w niektórych przypadkach także ich mordowali - utrzymując, że to islamscy bojownicy.

Jedną ze spraw, którymi zajmowała się Estemirowa, był przypadek Madiny Junusowej, 20-letniej kobiety, której mąż został zabity 2 lipca podczas specjalnej operacji wojskowej w wiosce Staraja Sunża niedaleko Groznego. Władze twierdziły, że Junusowa była zamieszana w zamach na Kadyrowa. Kobieta została ranna podczas wymiany ognia i trafiła do szpitala. Tam jednak z nieznanych przyczyn zmarła. 4 lipca o trzeciej nad ranem mężczyźni w wojskowych drelichach podpalili dom rodziców Junusowej w mieście Argun. Mieszkańcom domu udało się uciec.

Przyjaciele Estemirowej są przekonani, że zapłaciła ona życiem za swoją pracę, za chęć niesienia pomocy takim ludziom jak Junusowa. Nie wiadomo tylko, dlaczego wrogowie Estemirowej postanowili ją uśmiercić akurat teraz. Czyżby wyniki jej ostatnich śledztw zaniepokoiły najwyższe władze Czeczenii? Albo czy jest jakiś związek między tą tragiczną śmiercią a zapowiedzią prezydenta Dmitrija Miedwiediewa z 14 lipca (dzień przed zabójstwem), że teraz walkę z terroryzmem w Czeczenii i Inguszetii podejmą służby federalne, odsuwając na bok siły Kadyrowa? Czy z zabójstwem Estemirowej mają coś wspólnego rosyjskie służby specjalne?

Po zabójstwie Kadyrow lał krokodyle łzy. Zapewniał, że śmierć Estemirowej to próba zdyskredytowania go w oczach światowej opinii publicznej, że władze nie mają nic wspólnego z tym „okropnym mordem". Obrońcy praw człowieka obawiają się teraz, że Kadyrow wyciągnie z kapelusza przypadkowych sprawców, którzy sami szybko zginą, co pozwoli bez dalszych ceregieli zamknąć śledztwo.

W odróżnieniu od swego poprzednika Władimira Putina, który bagatelizował śmierć Anny Politkowskiej, prezydent Miedwiediew zareagował bardzo szybko. Zapowiedział w liście wysłanym do Memoriału, że zabójcy Estemirowej będą poszukiwani z najwyższą starannością. Jednocześnie wykluczył udział Kadyrowa w zbrodni, nazywając takie sugestie „prymitywnymi i nie do przyjęcia".

Obrońcy praw człowieka nie widzą szans na ujawnienie rzeczywistych kulis jej śmierci. Przypominają, że proces czterech mężczyzn oskarżonych o zamordowanie Anny Politkowskiej był zwykłą farsą. Kadyrow też wyparł się odpowiedzialności, deklarując, że nie zabija kobiet. Po śmierci matki Lana chce wyjechać z kraju. - Wezmę ze sobą książki, a resztę rozdam miejscowym biedakom. Więcej płakać nie będę, zabrakło mi już łez.

Luke Harding,© The Guardian

prawa człowiekaczeczeniazabójstwo
Zobacz także
Komentarze (0)