PolskaKsiądz chciał, by lekarze uśmiercili jego dziecko

Ksiądz chciał, by lekarze uśmiercili jego dziecko

Ksiądz Wieńczysław Ł., proboszcz z Janików na Śląsku, prosił lekarzy o uśmiercenie swojej nowo narodzonej córki. Ci zawiadomili prokuraturę. Księdzu grozi dożywocie oraz wykluczenie z grona duchownych.

Ksiądz chciał, by lekarze uśmiercili jego dziecko
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

22.07.2008 | aktual.: 22.07.2008 15:22

Matka dziecka Edyta L. do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie trafiła w zaawansowanej ciąży. Z powodu wady łożyska dziecku groziła śmierć. Konieczne było cesarskie cięcie. Lekarze trzy dni nakłaniali ciężarną do operacji. Odmawiała. Mężczyzna, który u niej przesiadywał całymi dniami i wypytywał o stan zdrowia, tłumaczył, że lepiej, żeby to dziecko zmarło. Trzeciego dnia pacjentka wyraziła zgodę na cięcie - opowiada jeden z lekarzy.

Zabieg się udał. Dziecko urodziło się zdrowe. Mężczyzna towarzyszący kobiecie nie krył złości. W końcu poszedł do zajmującej się noworodkami doktor Ewy Jaśkiewicz. Mogłaby pani coś zrobić, żeby to dziecko nie żyło? - zapytał.

Już wtedy lekarze wiedzieli, że ojciec dziecka jest księdzem, choć to ukrywał. Lekarze twierdzą, że Edyta L. była pod ogromnym wpływem księdza Wieńczysława.

Dziś Edyta L. swoją córeczkę może oglądać w inkubatorze tylko pod bacznym okiem pielęgniarek. Wczoraj cały dzień przesłuchiwał ją prokurator. Ksiądz Wieńczysław nie może widzieć dziecka. Duchownego zatrzymano w piątek. Potwierdził, że jest ojcem dziecka. Prokuratura chciała wystąpić o jego aresztowanie, ale oświadczył, że jest cukrzykiem. Przywieźli go do nas na badania. Miał podniesiony poziom cukru - mówią pracownicy szpitala.

Toczy się postępowanie przygotowawcze w sprawie nakłaniania do pozbawienia życia noworodka - mówi Robert Wypych z Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.

Ksiądz Wieńczysław Ł. jest proboszczem parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Janikach. Rodzice Edyty L. mieszkają trzy kilometry od kościoła. Córka późno zorientowała się, że jest w ciąży. Nie mówiła, kto jest ojcem - mówi matka Edyty Marta L. Ojciec kobiety twierdzi, że jeszcze przed porodem rozmawiał z nim o przyszłości dziecka.

Powiedział, że można je oddać. Opowiadał, że wystarczy jakieś papiery wypisać i można je zostawić w szpitalu. Mówił: "Jakby było ułomne albo chore, to sobie rady nie dacie". Jak się nie zgodziłem, to mi kazał jakiś papier podpisać, że ja mam dziecko wychowywać. Ja mogę pomóc jako dziadek, ale wychowywać to jest obowiązek ojca - opowiada Franciszek L.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)