Ks. Wojciech Lemański celowo dał się skrzywdzić?
Ksiądz Wojciech Lemański wykazał nieposłuszeństwo boskim wysłannikom i skrzywdził kościelną wspólnotę? Czy wręcz przeciwnie, jest wzorem do naśladowania i pomimo że obecnie jest potępiany, w przyszłości okaże się świętym? Rozważmy zaistniałą sytuację w kontekście prawa kanonicznego, które mówi, że wydalenie z urzędu jest możliwe z tytułu "uporczywego nieposłuszeństwa prawnym nakazom przełożonych w poważnej materii". Czy ks. Lemański był nieposłuszny i przynosi szkodę Kościołowi? Rozmawiamy z jezuitą ks. Wacławem Oszajcą oraz prawnikiem Maciejem Piotrem Wiśniewskim z kancelarii Kanonicznej HonestaS.
Powodem odwołania ks. Lemańskiego z urzędu, jest - jak głosi dekret abp. Henryka Hosera - "brak szacunku i posłuszeństwa biskupowi diecezjalnemu oraz nauczaniu biskupów w Polsce w kwestiach bioetycznych". Abp Hoser podkreślił także, że publicznie głoszone poglądy ks. Lemańskiego "nie spełniają wymogów prawa i przynoszą poważną szkodę i zamieszanie we wspólnocie Kościoła".
Prawodawca kościelny stanowi, iż "ewangeliczna rada posłuszeństwa (...) zobowiązuje do podporządkowania własnej woli prawowitym przełożonym, zastępującym Boga, gdy wydają polecenia zgodnie z własnymi konstytucjami", czyli w skrócie, jak mówił Jan Paweł II "zakonnicy muszą słuchać przełożonych jak przedstawicieli Boga". Na tej podstawie wynika, że posłuszeństwo jest bezdyskusyjne, a nie da się ukryć, że ksiądz Lemański, nie dość, że tę dyskusję prowadził, to jawnie sprzeciwiał się decyzjom przełożonych.
Podstawą w Kościele jest miłość...
Według Wacława Oszajcy nie wygląda to tak jednoznacznie. - Hierarchia nie oznacza bezduszności, a podporządkowanie biskupowi nie może funkcjonować na zasadzie zgody na wszystko w sposób bezwolny i wbrew swojemu sumieniu – tłumaczy jezuita. Według niego zabrakło woli dialogu.
I rzeczywiście, w Księdze Konstytucji i Zarządzeń Braci Zakonu Kaznodziejów znajdujemy słowa: "- szukając woli Bożej i dobra wspólnoty, przełożony nie w panowaniu władzą, lecz w służbie miłością niech widzi swoje szczęście i stara się, by obowiązki spełniano dobrowolnie, a nie z niewolniczej uległości". - Podstawą w Kościele jest miłość i to nią powinniśmy się kierować, a nie prawem czy posłuszeństwem. O tym się zapomina – przypomina Oszajca. - Mamy być dla siebie braćmi i siostrami, a łączyć nas powinno zaufanie. Z tego dopiero wynika posłuszeństwo jak współdziałanie, współpraca i współistnienie – dodaje.
Ksiądz Lemański działał w błędzie
W zaistniałej sytuacji żadnej z tych rzeczy nie można było zaobserwować. Pomimo wszystko, ksiądz Lemański, podporządkował się decyzji, którą nadal uważa za niesprawiedliwą. Z czego to wynika? Zdaniem adwokata Macieja Wiśniewskiego nastąpiło błędne zastosowanie prawa. - Ksiądz Lemański poczuł się usunięty ze stanowiska w drodze postępowania karnego, a miało ono charakter administracyjny – tłumaczy prawnik. Przy postępowaniu karnym rekurs zawieszałby wykonanie takiego dekretu, a w postępowaniu administracyjnym już nie. Ksiądz Lemański działał w błędzie, stąd zmiana decyzji i podporządkowanie się dekretowi. Czyli posłuszeństwo w kontekście prawa nakazywało mu opuszczenie parafii? - Jak najbardziej – potwierdza Wiśniewski.
Jednocześnie dla adwokata zupełnie inną sprawą jest zasadność wydania takiego dekretu. - Przyczyny jego wydania ponad oficjalne stanowisko merytoryczne w moim odczuciu można by również upatrywać w konflikcie personalnym, o którym sam ks. Lemański otwarcie mówi. Na dany stan wiedzy, jaką posiadam, wydaje mi się, że oprócz przedstawionych zarzutów, które w mojej ocenie są wyolbrzymione nastąpiła eskalacja tego konfliktu, co zostało wyrażone w dekrecie odwołującym – uważa Wiśniewski.
Zderzyły się dwie koncepcje Kościoła: autorytarnego i wspólnotowego
Z kolei zdaniem o. Oszajcy sprawa nie opiera się na sporze personalnym. - Tu zderzyły się dwie koncepcje Kościoła - mówi. Z jednej strony Kościoła autorytarnego, gdzie posłuszeństwo pojmowane jest jako bezwzględne podporządkowanie woli. - Co bardziej przypomina monarchię i rzeczywistość feudalną – ocenia jezuita. Z drugiej strony to koncepcja Kościoła wspólnotowego. Tu docenia się ludzi świeckich i pamięta się o tym, że Kościół to przede wszystkim wszyscy ochrzczeni. - A my duchowni mamy im służyć. Oczywiście również kierować, ale wspólnie z nimi - dodaje. Oszajca wskazuje, że tego czynnika zabrakło w przedstawianym sporze. - Zabrakło dialogu z wiernymi. Oczywiście decyzje leżą po stronie proboszcza czy biskupa, ale z ludźmi trzeba rozmawiać – nawołuje o. Oszajca.
I to właśnie na głosie wiernych adwokat Wiśniewski oparłby podstawę linii obrony ks. Lemańskiego. Zwraca uwagę, że w dekrecie wydanym przez abp. Hosera podkreśla się, że publicznie głoszone poglądy ks. Lemańskiego "nie spełniają wymogów prawa i przynoszą poważną szkodę i zamieszanie we wspólnocie Kościoła". Zdaniem prawnika poważanie, jakim cieszy się ksiądz wśród swoich parafian, przeczy tej tezie. - Ksiądz Lemański robił dla nich dużo dobrego, m.in. pro bono udzielał chrztów i pogrzebów. To wzór posługi o jaką przecież chodzi. Niezrozumiały jest więc zarzut wyrządzania przez ks. Lemańskiego "poważnej szkody we wspólnocie Kościoła", którą de facto są ludzie – wskazuje adwokat.
A czy można zarzucić księdzu Lemańskiemu "brak szacunku i posłuszeństwa biskupowi diecezjalnemu oraz nauczaniu biskupów w Polsce w kwestiach bioetycznych"? Czy to jest ta „poważna materia”, o której mówi prawo? - Systematycznie czytam bloga ks. Lemańskiego i nie widzę tam żadnej herezji, ani odstępstwa od doktryny – ocenia o. Oszajca. Dodaje nawet, że wręcz przeciwnie, poruszane tam kwestie są niezwykle istotne dla Kościoła.
Według prawnika nie jest to takie ewidentne, ale z drugiej strony prezentowanych przez ks. Lemańskiego poglądów nie można wprost uznać, iż stoją w sprzeczności z oficjalną doktryną Kościoła katolickiego. Szczególnie odnośnie jego stanowiska dotyczącego in vitro nie było ono na tyle kategoryczne bądź sprzeczne aby uzasadnić nim wydanie dekretu. - Natomiast poglądy Kościoła są określone i wszelkie odstępstwa stanowią naruszenie doktryny Kościoła i prawa kanonicznego. Kwestia tylko powagi i obiektywnej oceny, co stanowi naruszenie – mówi Wiśniewski.
Media nie powinny wkraczać w progi Kościoła
A więc pojawia się pytanie o granice wolności słowa w Kościele, bo można mieć wrażenie, że rygor jest duży. - Jest i nie jest - odpowiada enigmatycznie Wacław Oszajca, ale po chwili tłumaczy. Przystąpienie do Kościoła jest jednoznaczne z tym, że podziela się poglądy danej grupy. Problem nie polega na granicach wypowiedzi, ale braku umiejętności rozmawiania ze sobą. - Należy docenić wartość sporu, różnicy zdań, bo tylko w ten sposób można dojść do prawdy, bo jak mawia papież, my nie jesteśmy posiadaczami prawdy, tylko do niej dochodzimy, a nie ma innej drogi dojścia do prawdy jak z innymi – mówi. Podkreśla, że problemem jest brak zrozumienia dla krytyki, a sama krytyka "nie może przeradzać się w walkę, kto kogo bardziej skompromituje i poniży".
Do takiej "walki" jednak doszło. Czy jest tak jak powiedział ks. prof. Dariusz Oko, że "jeżeli wchodzi się w otwarty konflikt z biskupem, procesuje się z biskupem na oczach świata, odwołuje się do mediów w walce z biskupem, to zdecydowanie sprzeciwia się Ewangelii"? - Sprzeciw Lemańskiego wobec dekretu wydanemu przez władze hierarchiczną jest w pełni dozwolone, ale poddawanie tego pod osąd opinii publicznej w kontekście naruszenia prawa nie jest już takie jednoznaczne – ocenia Wiśniewski. Zdaniem adwokata, media nie powinny wkraczać w progi Kościoła, zwłaszcza jeśli dochodzi do konfliktów. - Księdzu Lemańskiemu przysługuje pełen wachlarz prawnych możliwości, które przyniosłyby ten sam skutek bez udziału mediów - podkreśla.
Biorąc wszystkie za i przeciw, czy adwokat wygrałby tę sprawę, gdyby hipotetycznie sprawa toczyła się w sądzie? - Na wstępie należy podkreślić, iż postępowanie to toczy się w trybie administracyjnym co wyłącza możliwość takiego rozpatrywania sprawy. Przyrównując jednak ten konflikt do sytuacji analogicznej w kontekście relacji przełożony – podwładny, gdyby hipotetycznie sprawa toczyła się w sądzie, mógłbym przegrać, ale pomimo trudniejszej sytuacji, w jakiej znajduje się ksiądz Lemański, zdecydowanie wolałbym reprezentować właśnie księdza. Do momentu gdy nie zostanie wyczerpana droga odwoławcza nie sposób orzec gdzie leży słuszność – przyznaje adwokat.
Można powiedzieć jedno, za sprawą mediów ksiądz zyskał niebywałą sympatię. Kto by nie stanął w obronie przeciwnika bezdusznej i skostniałej struktury? Może tylko ten, kto media traktuje za wroga, który jak uważa np. posłanka Krystyna Pawłowicz stał się ofiarą niebywałego medialnego ataku. Kto jest tu ofiarą? Cały Kościół czy jeden człowiek? Może właśnie taki przyświecał księdzu cel? Czym kierował się ks. Lemański?
"Komu więcej dano, od tego będą więcej wymagać"
Oszajca zwraca uwagę, że w Kościele w pewnych sytuacjach trzeba dać się skrzywdzić. "Dobra moja krzywda", bo "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" – cytuje. - Można przytaczać cały szereg teologów, którzy byli potępiani, a później okazywało się, że byli to ludzie święci - tłumaczy Oszajca. Zwraca uwagę, że w takiej postawie najważniejsza jest wierność ludziom i według jezuity tak do sprawy podchodzi ks. Lemański. Ale przecież tak naprawdę zostawił wiernych, którzy stanęli w jego obronie. - To prawda - mówi Oszajca, ale dodaje, że to już jest przeszłość i teraz czas na wnioski. - Na tym świecie nikt nie jest bez winy. Ale ten, kto ma większą władzę, powinien cechować się większą wielkodusznością – podkreśla jezuita. "Komu więcej dano, od tego będą więcej wymagać" – przywołuje i wskazuje, że teraz jest dobry czas na przekonanie się, że spór może być ożywiający, a nie niszczący. Czyli biskup powinien wyciągnąć rękę do księdza Lemańskiego? - Myślę że tak, ale w tym przypadku tak naprawdę, kto pierwszy
ten lepszy. Teraz jest odpowiednia okazja aby zasiąść przy dobrym winie i zacząć rozmawiać - mówi Oszajca.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska