PolskaKs. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: "Delegat" to osoba z Gdańska

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: "Delegat" to osoba z Gdańska

"Delegat" to na pewno nie jest osoba z Warszawy czy z Watykanu, jak sugerowano. I na pewno nie są to, jak mówił pan Wałęsa, trzy osoby ukrywające się pod jednym kontaktem operacyjnym. To jest konkretna osoba z terenu Gdańska - mówił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski w "Salonie Politycznym Trójki" w rozmowie z Krystianem Hanke.

Krystian Hanke: Zdaniem księdza, kto powinien ujawnić kim jest kontakt operacyjny "Delegat"?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski:Jeżeli redakcja "Rzeczpospolitej" zgodziła się na to, żeby opublikować ten artykuł, to ponosi odpowiedzialność moralną, żeby nie robić takiego polowania, kto to jest, ten jeden z osiemnastu, że nawet jeżeli ma materiały na 90 proc., powinna redakcja opublikować kogo podejrzewa o to, że jest "Delegatem".

Lech Wałesa zapewnia, że pomoże ujawnić, jesli nie zrobią tego dziennikarze. Ks. Jankowski też mówi, że za trzy tygodnie ujawni. Zrobił się taki quiz narodowy. Teraz wszyscy zgadują. To dobrze?

- Nie. Moim zdaniem to nie jest dobrze. Ja właśnie chcę uciec od tej sytuacji i przygotowuję publikację, w której stawiam kropkę nad i. Bo nie ma nic gorszego, jak takie niedopowiedzenia, bo rzeczywiście wtedy są pomówienia pod adresem osób nieraz czasem niesłusznie podejrzewanych o to, że są "Delegatem" czy współpracownikiem. I myślę, że w ogóle ta sytuacja, że od 17. lat nie ujawnia się akt posiadanych obecnie przez IPN powoduje, że wybuchają te sensacje, a powinniśmy to dawno zrobić, co zrobili nasi bracia Czesi czy Niemcy w 1990 roku. Po prostu to ujawnili i mają święty spokój od tego.

Ksiądz też domyśla się kto jest "Delegatem"?

- Tak. Bo opis pasuje tylko do jednej osoby.

Jednej z tych osiemnastu?

- Tak. Ten opis pasuje do jednej z tych osiemnastu osób. Wiem doskonale, że Wydział IV, który prowadził kontakt operacyjny o ps. "Delegat" jest wydziałem związanym, wymierzonym przeciwko Kościołowi katolickiemu.

Czy to oznacza, że to musi być osoba duchowna, czy może to być osoba świecka związana z Kościołem?

- Nie. Nie. Może być świecka. Większość agentów prowadzona przez Wydział IV, to byli ludzie świeccy, związani z Kościołem. Ale na pewno nie jest to osoba z Warszawy czy z Watykanu, jak sugerowano. I na pewno nie jest to - pan Wałęsa chyba o tym mówił, że są to trzy osoby ukrywające się pod jednym kontaktem operacyjnym. To jest konkretna osoba z terenu Gdańska.

A czy kogoś ksiądz może wykluczyć? Kogo ksiądz wyklucza?

- Np. panią Annę Walentynowicz, która nie mogła być prowadzona przez pułkownika - i to też trzeba powiedzieć, że ranga oficera SB jest tutaj bardzo charakterystyczna, jednak była pewna gradacja. Najważniejsze osoby prowadzili oficerowie wysocy rangą. Pani Walentynowicz nie była taką osoba. Ale podaje to tylko jako przykład.

Mówił ksiądz, osoba z Gdańska ale blisko kard. Wyszyńskiego?

- Tak. Były takie kontakty. Natomiast, myślę, że tutaj decyzja jednak należy do redakcji "Rzeczpospolitej". Trudno bawić się w taką zgaduj-zgadulę, bo ani ja, ani inni historycy IPN-u też nie do końca znają te dokumenty, które posiada "Rzeczpospolita". Tu na razie opieramy się na przesłankach redakcji.

A czytając te informacje w "Rzeczpospolitej", ksiądz bada archiwa byłej SB, być może coś chrakterystycznego nam umknęło, co nam samym pomogłoby odczytać lepiej tę treść? Było wiele cytatów.

- Tak. Trzeba pamiętać, że wybuch "Solidarności", pojawienie się "Solidarności" było też zaskoczeniem dla SB, więc oni posługiwali się w rozpracowywaniu "Solidarności", zwłaszcza w pierwszych miesiącach, agentami, których mieli pozyskanych wcześniej, albo właśnie kontakty operacyjne, kandydaci na tajnych współpracowników, więc tu widać wyraźnie, że w rozpracowaniu sięgnięto do tych osób, z którymi już prowadzono tzw. dialog operacyjny. Czyli były rozmowy. Kontakt operacyjny to jest osoba, której bano się zaproponować współpracę, żeby tej osoby nie spłoszyć i która była jednak dla nich ważna, bo w końcu nie jest najważniejsze jak ona była zarejestrowana w aktach SB, tylko jaka była szkodliwość tych informacji. A szkodliwość informacji w wypadku "Delegata" była bardzo duża.

A wczoraj prymas Glemp mówił, że było wśród donosicieli więcej ludzi bardziej niebezpiecznych. Bagatelizuje sprawę?

- Nie. Myślę, że tylko podkreśla, że takich przypadków jak "Delegat" jest więcej. Ja też badając akta krakowskiego IPN-u znalazłem ogromną ilość osób, o których do tej pory nikt nie wiedział. I przypadków trudnych jest naprawdę bardzo dużo. Pomijam drobne sprawy, że ktoś się zaplątał we współpracę z SB rok, dwa. Koncentruję się na tych najtrudniejszych sprawach, zwłaszcza na tzw. odcinku watykańskim - używając języka SB, kto jest kontaktem z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, przynajmniej trzech, czterech podobnych "Delegatów" znalazłem w aktach krakowskich.

Przeczytaj cały wywiad

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)