PublicystykaKs. Jacek Stryczek: Wyprowadziłem tysiące ludzi z biedy, ale nigdy przez współczucie

Ks. Jacek Stryczek: Wyprowadziłem tysiące ludzi z biedy, ale nigdy przez współczucie

Ks. Jacek Stryczek: Wyprowadziłem tysiące ludzi z biedy, ale nigdy przez współczucie
Źródło zdjęć: © East News
Joanna Mikos
07.04.2017 16:48, aktualizacja: 14.04.2017 20:58

Najpierw wyręczała nas komuna. Potem pojawił się efekt dorobkiewicza. Zachwyt i skoncentrowanie się na sobie, duże samochody, duże domy, wysokie ogrodzenia. Bardzo spadło zaufanie społeczne w naszym kraju. Nawet rodziny głęboko się podzieliły. Ludzie nie zaakceptowali faktu, że jednemu powodzi się lepiej, a innemu gorzej. Ufamy tylko sobie albo najbliższej rodzinie - mówi ks. Jacek Stryczek w rozmowie z Joanną Mikos.

Joanna Mikos: Mam mówić "proszę księdza" czy "panie prezesie"?

*Ks. Jacek Stryczek: *Jestem księdzem. Jestem człowiekiem. Tytulatura nie ma tu znaczenia.

Słyszałam jednak, jak pracownicy fundacji mówią do księdza "panie prezesie"…

"Prezesie", a nie "panie prezesie". Generalnie skracam bardzo szybko dystans miedzy ludźmi. Nie lubię barier, które niesie ze sobą np. strój duchowny. Z wielu współpracownikami jestem na "ty". Część jednak potrzebuje mieć szacunek do "prezesa".

Zwróciłam też uwagę na brak krzyża w gabinecie księdza w fundacji.

Czemu miałby tu wisieć krzyż? Świadomie zrezygnowaliśmy tu z religijnych symboli. Po naszych czynach widać, że jesteśmy wierzący. Nie musimy się emblematować.

Dlatego w pracy nie nosi ksiądz sutanny czy koloratki?

Dzisiaj akurat jestem po treningu. Stąd mój sportowy strój.

Jakim treningu?

Biorę lekcje boksu. Przygotowuję się do walki z Albertem Sosnowskim. Spotkamy się na ringu w maju, podczas charytatywnej gali bokserskiej „Białych kołnierzyków”. Dochody z imprezy będą przekazane na rozwój „Szlachetnej Paczki”.

Sosnowski to zdaje się bokser wagi ciężkiej. Ksiądz to raczej waga lekka…

Zawsze chciałam się nauczyć bić. Jak byłem młodym chłopakiem trenowałem judo. Nauczyłem się tego - jak prawie wszystkiego - z książki. A zawodowo byłem siatkarzem. Teraz nadarzyła się okazja powrotu do sportów walki. To ciekawe doświadczenie.

Coś mi tu nie pasuje - religia i przemoc?

Nie. To jest religia i sport. Jestem typem sportowca. Promuję sport, bo nie wierzę, że ktoś, kto nie trzyma własnego ciała w dyscyplinie, prowadzi jakieś życie duchowe.

Dlaczego?

Bo jesteśmy duchem, ale w ciele. Asceza rozumiana jako samoograniczanie się w jedzeniu i piciu, jako wysiłek fizyczny - pomaga w życiu duchowym. Człowiek, który nie trenuje, nie ma mięśni - podświadomie czuje się słaby. Na ma odwagi podejmować decyzji, a moja praca polega głównie na podejmowaniu decyzji. I to odważnych. Dzięki nim "Wiosna" z małej organizacji charytatywnej stała się jedną z największych w Polsce.

Stąd wziął się pomysł Ekstremalnej Drogi Krzyżowej (EDK), imprezy sportowej i duchowej zarazem?

Nie tylko. Ekstremalna Droga Krzyżowa jest odpowiedzią na kryzys męskości w naszym kraju. Uważam, że to duży problem. W Polsce na 100 woluntariuszy, 90 osób to woluntariuszki. Rodzaj męski przechodzi w rodzaj żeński. Co takiego robią faceci, gdy kobiety stają się wolontariuszkami?

Co robią?

Trzy rzeczy: grają w gry, piją piwo i oglądają mecze. Ale męskie... Facetom się generalnie nie chce. Mają tendencję do dogadzania sobie. W dużej mierze to wina nadopiekuńczego wychowania. W swoim duszpasterstwie na początku miałem wiele silnych i aktywnych kobiet i niewielu facetów, w dodatku słabych. To mnie strasznie wkurzało. EDK było sposobem na ich wzmocnienie i zaangażowanie. Tam trzeba się mierzyć z ciemnem, zimnem, fizycznością, ale to zaskoczyło. W zeszłym roku w EDK wzięło udział 26 tys. osób. W tym roku szacujemy, że będzie ich 60 tysięcy. Ci, którzy przeszli EDK, opowiadają innym o swojej przemianie. I to jest niezwykłe. Nie ma takiej drugiej imprezy na świecie.

Brak "męskości" u mężczyzn to wina "ideologii" gender?

Nie będę komentował spraw związanych z gender, ale z mojego doświadczenia wynika, że religia typu uniseks nie działa. Jednym z naszych "odkryć" związanych z EDK oraz z projektem "Męska strona rzeczywistości" było to, że najszybszy rozwój następuje w wyniku pogłębiania tożsamości płciowej. Bo jednak jesteśmy różni. Dlatego w moim duszpasterstwie faceci zaczęli pracować nad swą męskością, a kobiety nad kobiecością Efekty są super. Wszyscy są szczęśliwsi. Budują z tego powodu lepsze związki.

Tylko kobieta i mężczyzna mogą stworzyć szczęśliwe małżeństwo? Nie uważa ksiądz, że postęp w sferze obyczajowej jest warunkiem modernizacji społeczeństwa "w ogóle"?

Nie uważam, że jest to postęp. Nie jestem komentatorem tej sfery rzeczywistości. Mogę tylko powiedzieć, że mój świat jest taki, że akceptuję to, że ludzie są różni, że żyjemy w państwie demokratycznym, w którym każdy buduje sobie własne scenariusze życiowe. Nie mam w rękach prawa. Nie mam potrzeby piętnowania ludzi. Zresztą nauka Kościoła nie mówi, że jakiś jeden rodzaj seksu jest zły, np. seks pomiędzy mężczyznami. Dystans Kościoła do nadużyć w sferze seksualnej dotyczy wszystkich ludzi.

Z jakiego powodu?

W dzisiejszych czasach seks zbyt często imituje miłość. A związki, które są oparte na szukaniu przyjemności, a nie budowaniu relacji są, w mojej opinii, szkodliwe. Spotykam wiele ofiar takich związków. Dziś najbardziej popularną przysięgą małżeńską jest: "Ślubuję być z Tobą tak długo, jak będzie mi dobrze". Wiem coś o tym, bo prowadzę również nauki przedmałżeńskie.

Winą za to należy obarczyć więc naszą konsumpcyjną kulturę, która pozwala wymienić partnera życiowego, gdy się znudzi?

Marketing stał się naturalnym środowiskiem człowieka. Jako klienci jesteśmy obsługiwani, a jako konsumenci jesteśmy nastawieni na zaspokajanie własnych potrzeb. To wchodzi tak głęboko w strukturę myślenia niektórych, że zaczynają traktować cały świat z perspektywy bycia konsumentem czy klientem. Z relacją z drugim człowiekiem włącznie. Takie nastawienie nas gubi.

Dlaczego?

Bo mamy duszę. Dusza, która nie jest karmiona obumiera, a wraz z nią cały człowiek. 1/3 mieszkańców USA bierze środki antydepresyjnie nie dlatego, że ma czegoś za mało, tylko dlatego, że nie dba o swoje wnętrze. My z natury potrzebujemy być w dobrej relacji ze swoją duszą, która pyta, jaki jest sens mojego życia? Jeżeli ktoś jest skupiony tylko na konsumpcji - nieważne, rzeczy czy wrażeń - wcześniej czy później będzie miał problemy. Nowy trend, który proponuję m.in. poprzez udział w EDK jest odbiciem w kierunku wartości, duchowego rozwoju.

Dziś jednak to ciało jest na topie, a nie duch.

Nie do końca. Ja działam w "trendach". Nie tylko polskich, ale i światowych. Często odkrywam je wcześniej niż inni.

Uważa się ksiądz za trendsetera?

W zasadzie tak. Jako pierwszy powiedziałem, że kocham ludzi bogatych. Jako pierwszy głośno zwróciłem też uwagę, że nie każda pomoc jest dobra.

Czy 500plus to dobra pomoc?

Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Akcja "Szlachetna paczka" mocno odkryła to, że wielodzietność jest często źródłem biedy w naszym kraju. Większość naszych podopiecznych w 2015 roku - 16 tys. na 21 tys. rodzin - to rodziny wielodzietne lub z chorym dzieckiem. Program 500plus niewątpliwie poprawił poziom ich życia, który był znacznie poniżej standardu. Dzieci stać na wycieczkę szkolną, a nawet wakacje. To dobrze.

Jednak w wyniku 500plus wiele kobiet zrezygnowało z pracy… Też nie wiem, czy to dobrze. Coś takiego jak 500plus jest potężnym impulsem i wiadomo, że program będzie miał wiele różnych skutków. Po co to oceniać i upraszczać? Lepiej to poznać. Szczerze mówiąc, wolałbym, by decyzje typu 500plus czy becikowe były przez polityków głęboko analizowane, a nie tylko podejmowane. Ja zarządzając 800 lokalizacjami oraz 12 tys. woluntariuszami, nie mogę sobie pozwolić na błędy w zarządzaniu, bo organizacja padnie. Muszę wziąć pod uwagę milion czynników. W życiu politycznym można natomiast podjąć jakąś decyzje i potem powiedzieć "no trudno".

Czy podpisuje się ksiądz pod biblijnym cytatem: "kto nie pracuje - ten niech i nie je"

Oczywiście. To jeden z powodów, dla których cały czas manifestuję, że nie pomagam osobom roszczeniowym. Ewangelia mówi: "poznacie po owocach", czyli jak ktoś pracuje, to mu wychodzi. Ma te owoce. A jak ktoś nie pracuje i ja go wyposażam, to on tych dobrych owoców nie ma. Będzie więc potępiony. Ewangelia daje jasną wskazówkę, że każdy musi podejmować wyzwania. Robić tak, by miał dobre owoce. Dlatego, kiedy spotykam biednych ludzi, którzy mówią mi, że nie mogą pracować, to ja ich konfrontuję z opinią, że mogą.

Czasem ktoś ma "owoce", bo oszukuje np. na VAT.

Świat nigdy nie był idealny. Jezus mówił: "Posyłam was między wilki". Znaczy to, że nie możemy być naiwniakami, którzy myślą, że wszyscy są dobrzy. Co do oszustw na VAT, to w chrześcijaństwie nie ma czegoś takiego, że cel uświęca środki. Zarabianie przez oszukiwanie jest oczywiście czymś złym. I odwrotnie. Jeśli ktoś prowadzi firmę, to jego "owocem" jest nie tylko zysk, ale rozwój ludzi, jakość współpracy z kontrahentami, otoczenie biznesu.

Obecny układ polityczny podzielił ludzi na tych, którym się udało i tych specjalnej troski. Czy to jest dobre?

Nie. W naszym kraju racjonalizacja wydatków socjalnych, w krótkim czasie mogłaby zmienić życie społeczne. Jedyny system pomocowy na świecie, który jest w pełni sensowny, dotyczy niepełnosprawnych. Bo usuwa się im bariery, a nie wyręcza. W wielu innych przypadkach daje się ludziom pomoc materialną, nie aktywizując ich. Moje stowarzyszenie pomogło w życiu setkom tysięcy ludzi. Wyprowadzaliśmy ich z biedy, ale nigdy przez współczucie. Tylko przez zmotywowanie do podejmowania wyzwań. Współczucie jest dobre na chwilę, ale potem trzeba coś ze sobą zrobić.

Jezus jednak współczuł biednym i rozdawał chleb.

Chleb był tylko znakiem mesjańskim, a nie sposobem na życie społeczne. Jezus rozdawał chleb, żeby powiedzieć: "Ja jestem chlebem z nieba". Jak chcieli za to go obwołać królem, odparł, że nie będzie "światowym piekarzem", że nie przyszedł po to, by robić chleb dla tych, którzy go nie mają. Jezus działał przede wszystkim na zasadzie motywacji. Jak uzdrawiał żebraka czy niewidomego, to po to, by ten pracował. Dlatego też w naszej pracy charytatywnej uczymy ludzi, że warto przekroczyć swoją strefę komfortu. Warto ryzykować, podejmować wyzwanie, by móc się rozwijać. Tak jak Jezus, który jedno życie oddał, by drugie zyskać.

To dość twarde podejście.

Uważam, że praca jest podstawowym sposobem funkcjonowania człowieka. To praca nas kształtuje. Mówił o tym Jan Paweł II oraz obecny papież Franciszek. Dlatego też powinniśmy stworzyć warunki, w których ludzie pracują, podejmują wyzwania i przez to rozwijają się. Dobrobyt jest na drugim planie. Od lat przyglądam się,jak rozdaje się pomoc unijną przy kościołach. Owszem, przychodzą biedni, ale podjeżdżają też ludzie samochodami i biorą to, co im się nie należy. Zarejestrowani są jako bezrobotni, ale mają ukryte dochody. Przepisy nie są wystarczająco "czułe", by to wychwycić. Za demoralizację tych ludzi my jako społeczeństwo też jesteśmy odpowiedzialni.

Mówi ksiądz bardziej w duchu protestanckim niż katolickim.

Nie umiem się utożsamić z tym stwierdzeniem. Katolickie kraje jak Francja, Włochy, Hiszpania, niemiecka Bawaria są bogate, choć katolickie. Jestem katolikiem i w Ewangelii znalazłem inspirację do pracy i do zarabiania. Nie czyńmy naszej "katomarksistowskiej" ideologii globalną ideologią Kościoła. Pracowałem w różnych miejscach na świecie i stwierdzam, że jest to nasza mentalność.

A co jeśli ktoś nie może pracować, bo np. jest samotnym rodzicem z małym dzieckiem?

Istnieje coś takiego jak odpowiedzialność za siebie w czasie. Jeśli kobieta lub mężczyzna jest samotnym rodzicem, to pojawia się to pytanie, co zrobili wcześniej, by mieć swobodę finansową. Jeśli zaś zmarnowali jakąś część życia, to trzeba się zastanowić, jak na tym etapie się przeorganizować, zbudować nowe kompetencje, kwalifikacje, które pozwolą się nam utrzymać.

Emeryci też powinni pracować?

To co innego. Pracowali przez całe życie, a nagle nastąpiła zmiana, która zdewaluowała cały system. Ci ludzie nie mieli czasu, by na nią zareagować, dostosować się do nowych warunków. To okrutne. Gdybyśmy zweryfikowali nasze wydatki na cele społeczne, to można by było wydać je tam, gdzie są bardziej potrzebne. Trzeba też pamiętać, że nie cały obowiązek w kwestii ludzi starszych spoczywa na państwie. Często po kolędzie odwiedzam emerytów, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Nie stać ich nawet na leki. Tymczasem ich dzieci pracują na przykład w Anglii. Dlaczego więc nie wyślą tych stu funtów miesięcznie? To by znacznie poprawiło ich standard życia. Wygłosiłem nawet kazanie, że słowa: "Czcij ojca swego i matkę swoją" oznaczają też: "Zapytaj ojca i matkę, czy mają się za co utrzymać".

A może lepszym sposobem na biedę byłby sprawiedliwszy poddział zysków w społeczeństwie? Ksiądzu natomiast nie przeszkadza, że prezes banku zarabia 36 tys. zł dziennie.

Nie przeszkadza mi, ponieważ wypleniłem w sobie "katomarksizm" i myślenie: "jeśli ty masz więcej, to mnie jest gorzej".
Nie mam już w sobie tej polskiej zazdrości. Natomiast pytanie, czy świat jest sprawiedliwie urządzony, jest chyba nie do mnie. Wielkim odkryciem dwudziestego wieku była klasa średnia. Badania wykazały, że im liczniejsza klasa średnia, tym życie społeczne jest tańsze, a ogrodzenia niższe. To się wszystkim opłaca. Działania "Szlachetnej Paczki" sprzyjają rozwojowi klasy średniej. Nie ograniczamy się do pomocy materialnej. Podstawą naszego działania jest motywowanie ludzi do samodzielności, podejmowania wyzwań, zarabiania.

Co dokładnie rozumie ksiądz przez "katomarksizm"?

To zbiór negatywnych kodów kulturowych obecnych w naszym społeczeństwie typu, że zarabianie jest podejrzane, że posiadanie jest podejrzane, że nie wolno się chwalić sukcesami. Ileś tam tych kodów mamy wdrukowanych w głowach. Według mnie są one główną przyczyną tego, że nie zarabiamy więcej. Zwalczanie takich postaw jest moim sposobem na biedę w naszym kraju. Ja wypleniłem je w sobie do cna. Kocham ludzi bogatych, choć w Polsce wielu z nich jest dorobkiewiczami, którzy nie czują potrzeby dzielenia się z innymi czy pomagania.

Skąd ksiądz wie, że wielu Polaków ma syndrom dorobkiewicza?

Z moich doświadczeń wynika, że do wejścia Polski do Unii Europejskiej, zaangażowanie polskiego biznesu w pomoc charytatywną praktycznie nie istniało lub było znikome. Zachodnie centrale niemal zmuszały polskie oddziały do działań związanych ze społeczną odpowiedzialnością biznesu (CSR). W rezultacie ich pomoc była zakłamana. Po 2005 roku wielu młodych Polaków wyjechało za granicę. Wracając do pracy w Polsce, przywieźli ze sobą trochę zachodniej mentalności. Podejście polskich przedsiębiorstw do pomagania zmienia się. Choć jak przejrzałem ostatnio listę firm, z którymi współpracuję, na top biznesowym poziomie, to okazuje się, że są to albo firmy zagraniczne, albo prowadzone przez Polaków, który mieszkali za granicą.

Dlaczego nie umiemy pomagać?

Najpierw wyręczała nas komuna. Potem pojawił się efekt dorobkiewicza. Zachwyt i skoncentrowanie się na sobie, duże samochody, duże domy, wysokie ogrodzenia. Bardzo spadło zaufanie społeczne w naszym kraju. Nawet rodziny głęboko się podzieliły. Ludzie nie zaakceptowali faktu, że jednemu powodzi się lepiej, a innemu gorzej. Ufamy tylko sobie albo najbliższej rodzinie. Takie plemienne podejście.

Wierzy ksiądz, że to się da zmienić?

Na szczęście teraz wszyscy na świecie oglądamy te same mecze, słuchamy tej samej muzyki. Coraz więcej ludzi w Polsce mieszka tu, ale głowę ma "gdzie indziej". Ja jestem taką osobą. Wielu moich znajomych tak ma. Ja lubię, kiedy ktoś wygrywa. Jeśli ktoś ma problemy to pomagam. Nie jestem od powstań, ale od pracy organicznej. Zdaję sobie jednak sprawę, że większość ludzi w tym kraju, choć jesteśmy z tych samych korzeni, tkwi w tym co było kiedyś. Jakoś się podzieliliśmy. Czy mniejszość może się stać większością? Czy będziemy bardziej otwarci na współpracę, dzielenie się z innymi, pomaganie? To się okaże.

Rozmawiała: Joanna Mikos, WP Opinie

Ks. Jacek Stryczek - duszpasterz akademicki oraz ludzi biznesu. Pomysłodawca i współzałożyciel jednej z największych organizacji charytatywnych w Polsce, stowarzyszenie "Wiosna". Twórca projektu "Szlachetna Paczka". Pomysłodawca Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Laureat nagrody Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta za działalność społeczną.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także