Ks. Drozdek: będę bronił swoich praw w sądzie
Ks. Mirosław Drozdek, pierwszy kapelan zakopiańskiej "Solidarności", kustosz sanktuarium na Krzeptówkach w Zakopanem zapowiada pozew do sądu po artykule "Tygodnika Podhalańskiego", który napisał, że "ksiądz przez cztery lata był konfidentem SB o pseudonimie Ewa".
16.02.2006 | aktual.: 01.03.2006 13:51
Będę bronił swoich praw w sądzie. Zostałem zniesławiony. W związku z tym na drodze sądowej będę dochodził swoich praw, które zostały naruszone przez "Tygodnik Podhalański" - powiedział ks. Drozdek.
Kuria Metropolitalna nie komentuje sprawy. Sekretarz metropolity krakowskiego abpa Stanisława Dziwisza, ks. Dariusz Raś powiedział, że nikt z Kurii nie kontaktował się z ks. Drozdkiem w tej sprawie i nikt nie będzie jej komentował.
Według dokumentów, na które powołuje się autor artykułu "Agent czy ofiara SB", jednocześnie właściciel tygodnika Jerzy Jurecki, duchowny współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa od 1985 do 1989 r. Miał spotkać się z prowadzącym go oficerem 28 razy, przekazując informacje m.in. o Lechu Wałęsie i Stanisławie Dziwiszu. Wałęsa w latach 80. dwukrotnie przebywał przez kilka dni w sanktuarium, którego kustoszem jest ks. Drozdek.
Nigdy w życiu nie byłem konfidentem i nie przekazywałem informacji, nigdy niczego nie podpisywałem, nie składałem żadnych relacji poza urzędowymi sprawami załatwiania paszportu i normalnych ludzkich rozmów, które są prowadzone podczas wypełniania kwestionariusza paszportowego - powiedział Drozdek, który przebywa poza Zakopanem.
Duchowny przyznaje, że był wielokrotnie przepytywany przez oficerów Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Zakopanem przy okazji starań o wydanie paszportu. Oni mnie pytali wówczas o coś. Ja im odpowiadałem. Trudno, żebym ukrywał, że był u mnie Lech Wałęsa, gdy przecież o tym wszyscy wiedzieli. Przecież jeździli za mną, gdy wiozłem Wałęsę autem, więc mówiłem, że wiozłem go autem - mówi ks. Drozdek, cytowany przez "Tygodnik Podhalański".
Z materiałów SB, cytowanych w artykule wynika, że oficer prowadzący ks. Drozdka miał rewanżować się za jego informacje przychylnością w załatwianiu paszportów i zezwoleń na wyjazdy zagraniczne dla duchownego oraz jego współpracowników. Według byłego oficera SB, służby zdawały sobie sprawę, że ks. Drozdek musi wyjeżdżać za granicę, aby pozyskiwać fundusze na budowę sanktuarium i skwapliwie to wykorzystywały w kontaktach z duchownym.
Major Andrzej Szczepański, który według gazety miał być oficerem prowadzącym duchownego, powiedział, że nie wie, kim był tajny współpracownik "Ewa", ale nie był nim ks. Drozdek.
Według niego ks. Drozdek formalnie nie był współpracownikiem SB, bo nie podpisywał zobowiązania do współpracy. Przyznał, że wypytywał ks. Drozdka przy okazji załatwiania spraw paszportowych. Oczywiście rozmawiałem z nim tak, żeby uzyskać jak najwięcej informacji - powiedział Szczepański.
Jurecki nie chciał ujawnić źródła dokumentów SB, na które powołuje się w artykule. Na temat źródła muszę zasłonić się tajemnicą dziennikarską - powiedział. Na sugestię, że jeśli materiały te pochodzą spoza IPN, to mamy do czynienia z "dziką" lustracją, odparł: To nie jest dzika lustracja, w takiej sytuacji tak muszę odpowiedzieć.
Jak powiedział dyrektor krakowskiego oddziału IPN prof. Ryszard Terlecki, materiały dotyczące księdza Drozdka mogły pochodzić z krakowskiego IPN. Był u nas badacz, który zajmował się historią góralskich rodów i korzystał z legalnych materiałów IPN. W nich mógł natknąć się na informacje dotyczące księdza Drozdka - powiedział Terlecki.
W archidiecezji krakowskiej ma wkrótce powstać komisja historyczna "Pamięć i Troska", która zajmie się badaniem dokumentów IPN dotyczących duchownych.
Na początku lutego były kapelan hutniczej "Solidarności" ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski zaapelował do duchownych o samooczyszczenie środowiska i ujawnienie, kto współpracował z SB.
Jedną z głośniejszym spraw dotyczących duchownych współpracujących z SB była sprawa dominikana o. Konrada Hejmy, którego IPN uznał za tajnego współpracownika służb specjalnych PRL.