ŚwiatKrzysztof Liedel: kto stoi za zamachami w Bostonie?

Krzysztof Liedel: kto stoi za zamachami w Bostonie?

Kto odpowiada za zamachy w Bostonie? Zdaniem specjalisty w zakresie terroryzmu międzynarodowego Krzysztofa Liedla w grę wchodzą trzy możliwe warianty: atak mógł być dziełem którejś z organizacji tzw. światowego dżihadu, rodzimego amerykańskiego ugrupowania skrajnej prawicy, bądź "samotnego wilka", indywidualnej, zradykalizowanej jednostki, naśladowcy Timothy'ego McVeigha (sprawca zamachu w Oklahoma City w 1995 r., w którym zginęło 168 osób-przyp.red.). - Dopóki nie będziemy mieli dodatkowych informacji trudno jest jednoznacznie opowiedzieć się za jednym z nich - ocenia. W dwóch wybuchach na mecie maratonu w Bostonie, do których doszło w poniedziałek wieczorem zginęły 3 osoby - w tym 8-letnie dziecko, a ponad 150 zostało rannych.

Krzysztof Liedel: kto stoi za zamachami w Bostonie?
Źródło zdjęć: © AP | The Boston Globe, John Tlumacki

Zastępca Dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Pozamilitarnego Biura Bezpieczeństwa Narodowego i dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas zwraca uwagę, że to Al-Kaida nasuwa się jako pierwsza, gdyż jej przywódca Ajman az-Zawahiri w swoich ostatnich odezwach mówił o tym, że być może organizacja powinna zmienić strategię i przeprowadzać małe, ale częste ataki terrorystyczne, gdyż jest w ten sposób w stanie osiągnąć tyle samo, co dużymi i spektakularnymi akcjami.

Najbardziej sensacyjne teorie mówią o tym, że za zamach odpowiada reżim północnokoreański. Zdaniem eksperta jest to jednak mało prawdopodobne. - Włożyłbym to między teorie spiskowe. Konflikt Korea Północna-Stany Zjednoczone rozgrywa się na poziomie strategicznym. Ze strony Korei Północnej, która kreuje się na mocarstwo atomowe, grozi bombami atomowymi, wyglądałoby niepoważnie, gdyby uderzyła w niewinnych ludzi dwoma nie do końca sprawnie zorganizowanymi zamachami - ocenia.

Zdaniem Liedla ładunki wybuchowe zostały przygotowane nieprofesjonalnie, a liczba ofiar oraz straty materialne nie są duże. Mogło to być celowe działanie. Rozmówca Wirtualnej Polski bierze pod uwagę, że sprawcom mogło zależeć na tym, by nie eskalować liczby ofiar. - Być może chcieli zwrócić uwagę mediów, wywołać efekt psychologiczny, propagandowy, ale nie zabijać wielu osób - ocenia. W takim wypadku, taktyka działania wskazywałoby raczej na któreś ze skrajnych ugrupowań amerykańskich.

Imprezy sportowe przyciągają terrorystów

Duże imprezy sportowe są swoistym magnesem dla terrorystów. Dają im szczególną okazję do zademonstrowania swojej aktywności. Do najbardziej spektakularnej akcji terrorystycznej doszło podczas olimpiady w Monachium w 1972 r., kiedy z rąk palestyńskich terrorystów zginęło 11 członków ekipy izraelskiej oraz jeden niemiecki policjant. W 1996 r. w Atlancie, na terenie Olimpijskiego Parku Stulecia (Centennial Olympic Park) zdetonowany został ładunek wybuchowy, który spowodował śmierć dwóch osób i zranił 111. Sprawcą okazał się Eric Robert Rudolph, biały suprematysta o skrajnie prawicowych poglądach, przeciwnik legalizacji aborcji, wróg gejów i lesbijek, odpowiedzialny za zamachy bombowe na kliniki aborcyjne i kluby lesbijek. Zagrożenie zamachem terrorystycznym pojawiło się również podczas pekińskiej olimpiady w 2008 r. Alarm podniesiono, kiedy na kilka dni przed ich rozpoczęciem w ujgurskim mieście Kaszgar (prowincja Xinjiang) grupę policjantów obrzucono granatami i bombami domowej konstrukcji. W wyniku ataku 16
policjantów zginęło, a kolejnych 16 odniosło obrażenia. Także rajd Paryż-Dakar (obecnie Dakar) nie odbywa się na pierwotnej trasie z powodu zagrożenia terrorystycznego.

Czy trasa maratonu była źle zabezpieczona? Jak tłumaczy Liedel, na tego typu imprezach masowych służby nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa "bez naruszenia ich funkcjonalności". - W języku służb wywiadowczych określa się je jako tzw. cel miękki, bo żeby maraton mógł się odbyć, nie można było wprowadzić takich procedur jak np. na lotniskach, impreza odbywała się przecież niemal w całym mieście - tłumaczy. Jak ocenia ekspert ds. terroryzmu służbom udało się szybko zapanować nad początkową fazą chaosu.

Czy może to być wstęp do następnych ataków terrorystycznych? - Wydaje się mało prawdopodobne, żeby terrorystom udało się przeprowadzić następny atak, służby są bowiem w stanie najwyższej gotowości - mówi Liedel. Z pewnością jeszcze przez kilka tygodni terroryści będą próbowali wykorzystywać te wydarzenia w sposób propagandowy. - Będą się pojawiały kolejne informacje o planowanym zamachach, wysyp różnego rodzaju mniejszych i większych organizacji, które się będą przyznawały do tego ataku, by wprowadzić element dezinformacji i podtrzymać zainteresowanie mediów - dodaje.

Zamachy w Bostonie to pierwszy atak terrorystyczny w USA na tak dużą skalę od 11 września 2001 r. Jak przyznaje amerykańska prasa, Amerykanie przywykli już, że są bezpieczni i niemal uznali, że groźba ataku terrorystycznego należy do przeszłości. Ekspert zwraca jednak uwagę, że prób zamachów na przestrzeni tych kilkunastu lat było wiele, w tym ostatnio podczas meczu futbolu amerykańskiego, ale udało się je udaremnić. - Żaden kraj na świecie nie jest w stu procentach zabezpieczony przed terroryzmem. Ryzyko zawsze istnieje, można je jedynie minimalizować - stwierdza rozmówca Wirtualnej Polski. Dodaje, że dla administracji amerykańskiej sprawa zamachów w Bostonie będzie z pewnością dużym problemem, wiele zależy od tego, kto za nimi stoi. - Większa burza polityczna z pewnością rozpęta się, jeśli okaże się, że atak został przeprowadzony przez którąś z organizacji światowego dżihadu - ocenia.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (256)