Krytyka ukumplowiona
Gdyby Antoni Słonimski żył dzisiaj, zostałby uznany za zakałę towarzystwa
14.02.2005 | aktual.: 14.02.2005 09:21
Między artystami a krytykami sztuki trwa stan permanentnej wojny. Stan twórczego napięcia, w którym artysta stara się oczarować, wzruszyć, a czasem wyprowadzić krytyka i widzów w pole, zaś krytyk pilnuje, czy artysta jest uczciwy, a jego dzieło wartościowe, czy jest jak najbardziej zdrowy i pożądany. Spór twórców z krytykami jest konieczny, bo tak tworzy się kultura. Tymczasem u nas tzw. elity lansują model, w którym krytyk powinien kadzić artyście, a po premierze iść z nim razem na wódkę i dziwki. Nic dziwnego, że te elity oburzyły się na recenzenta "Gazety Wyborczej" Romana Pawłowskiego, gdy poważył się skrytykować świętość polskiego teatru Jerzego Grzegorzewskiego.
Ludzie z naszej paczki
Być może już niebawem powstanie w Polsce powieść kryminalna z kluczem, a nawet pękiem kluczy, której bohaterem będzie osaczony przez złych krytyków wrażliwy artysta. Po kolejnej "głupiej i napastliwej" recenzji, niszczącej nie tylko jego, ale także sztukę polską w całości, artysta nie wytrzymuje i zdejmując ze ściany sztucer myśliwski swego dziadka powstańca, idzie do redakcji, aby odstrzelić łeb wstrętnemu pismakowi. Po drodze do redakcji nachodzą go wątpliwości. Spotyka duchy Norwida, Wyspiańskiego, chór stoczniowców i Matkę Boską. Rozmawia ze zjawą, która przypomina mu starego cenzora z urzędu na Mysiej, gra w miny z Gombrowiczem i wypala skręta z Witkacym. Tuż przed wejściem do redakcji bije się z myślami i strażnikiem miejskim. Stojąc przed drzwiami gabinetu wstrętnego krytyka, zakochuje się w przypadkowej dziewczynie idącej korytarzem pionowym (licencja poetica Anita Błochowiak!). Niestety, dziewczyna okazuje się napaloną syrenką warszawską, która uciekła z cokołu, gdyż ma randkę z kolumną Zygmunta.
Doprowadzony do ostateczności twórca wypija trzy jabole i wygłasza przejmujący, acz nieco przydługi monolog niczym Kordian w godzinie szczytu w centrum Warszawy. Jednym kopem otwiera drzwi i celnym strzałem w środek przeterminowanej kurtki kuloodpornej zabija krytyka, który właśnie pisał kolejną szkodliwą i nieodpowiedzialną recenzję. Dręczony wyrzutami sumienia twórca pisze list, w którym zrzeka się praw do strzelby i przekazuje ją na licytację orkiestrze Owsiaka, a sam znika przez szpary w podłodze, śpiewając piosenki powstańcze dziadka.
W Niemczech powieść o nienawiści do krytyka stała się bestsellerem. A w Polsce... W Polsce nienawiść do krytyków i brak zgody na przyznanie im prawa do własnych (choćby okrutnych) ocen staje się powoli normą. Krytyków, którzy naruszają środowiskowe tabu, atakują etatowych purpuratów sztuki, przestaje się zapraszać na premiery (taki los spotkał przed laty m.in. Zygmunta Kałużyńskiego), wyrzuca się ich z jury konkursów (Marta Sawicka z "Wprost" została usunięta z jury konkursu na polską powieść współczesną pod naciskiem rozwścieczonego jej recenzjami Jerzego Pilcha). Oburzone recenzjami instytucje kulturalne potrafią zerwać długoletnie umowy patronackie (galeria Zachęta zerwała umowę z "Wprost" po krytycznym artykule Łukasza Radwana "Wydzielina z artysty"). Gdyby bezkompromisowy recenzent teatralny Antoni Słonimski żył dzisiaj, zostałby uznany za zakałę towarzystwa.
Krzysztof Skiba
Więcej: Wprost - Krytyka ukumplowiona