Zaciekły szturm Rosjan. "Putin uruchomił maszynkę do mielenia mięsa"
Coraz trudniejsza sytuacja ukraińskiej armii w Siewierodoniecku i Lisiczańsku w obwodzie ługańskim. Jak informują przedstawiciele władz w Kijowie, Rosjanie atakują ze wszystkich stron i w najróżniejszy sposób - z samolotów, wszelkich rodzajów artylerii, pociskami Toczka-U. - Bardzo słusznie, że Ukraińcy się stamtąd wycofują i nie powtarzają drugiego Mariupola. Bardziej opłaca się "puścić Rosjan przodem", by później uderzyć na ich tyły lub skrzydła – uważają w rozmowie z WP eksperci wojskowi.
Jak przekazał w piątek szef obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj, ukraińskie oddziały otrzymały rozkaz wycofania się z miasta. Stwierdził, że obrona zniszczonych w ciągu ostatnich miesięcy pozycji jedynie po to, aby tam być, nie ma sensu, bo każdego dnia liczba poległych będzie wzrastać. Dlatego obrońcy miasta otrzymali rozkaz przejścia na nowe umocnione pozycje.
Z kolei w kierunku sąsiadującego z Siewierodonieckiem Lisiczańska oddziałom rosyjskim udało się zająć kilka wsi w pobliżu miasta. Rosyjskie grupy dywersyjne pojawiały się na przedmieściach miejscowości. Jednak - jak zadeklarował szef władz rejonu siewierodonieckiego Roman Własenko - na razie nie ma mowy o wycofaniu ukraińskich wojsk z Lisiczańska.
Zdobycie Siewierodoniecka i Lisiczańska - największych miast położonych w części obwodu ługańskiego kontrolowanej przez władze w Kijowie - pozostaje głównym celem inwazji Kremla na wschodzie Ukrainy. Siewierodonieck znajduje się obecnie pod ciągłym ostrzałem wroga i jest praktycznie całkowicie zniszczony - zburzono lub uszkodzono 90 proc. budynków.
W Siewierodoniecku wciąż przebywa około 7-8 tys. cywilów, natomiast w Lisiczańsku około 10 tys. Przed rosyjską inwazją na Ukrainę oba te ośrodki liczyły po 95-100 tys. mieszkańców.
Zobacz też: Ukraina wygra wojnę? "Rosjanie mogą sobie pozwolić na większe straty"
Jak podkreśla płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert Fundacji Stratpoints, Ukraińcy muszą obecnie ewakuować jak najwięcej osób z tamtego rejonu.
- Bardzo słusznie, że wycofują się stamtąd. Siewierodonieck był od samego początku trudny do obrony, Ukraińcy powinni potraktować bitwę o miasto, jako możliwość wykrwawienia się Rosjan. Wojska Putina tam się wręcz zaparły, bo chcą mieć opanowany cały obwód ługański. Siewierodonieck i Lisiczańsk to dopięcie tego rejonu tak, by potem Rosjanie mogli przejść do działań w obwodzie donieckim – mówi WP płk Matysiak.
W jego opinii Rosjanie mają przewagę na polu bitwy, polegającą na ciągłym artyleryjskim ostrzale.
- Ukraińcy w tamtym rejonie mają sporą grupę walczących rezerwistów. Razem z regularną armią muszą nadal stawiać opór, żeby nie otworzyć drogi Rosjanom i zadawać im straty. Z kolei Rosjanie mają tam jednostki, które cały czas rażą ogniem ukraińskie formacje, wypychając je z Siewierodoniecka i Lisiczańska. Armia Putina uruchomiła od jakiegoś czasu meat grinder (maszynkę do mielenia mięsa – przyp. red.) i uderza ostrzałem artyleryjskim, niszcząc ukraińskie cele. Tak, by potem ich wojska lądowe mogły przejść do ofensywnych działań. Od budynku do budynku, po kilkaset metrów dziennie – ocenia ekspert Fundacji Stratpoints.
W podobnym tonie wypowiada się gen. Roman Polko, były szef jednostki specjalnej GROM.
- To wojna na wyniszczenie i wyczerpanie. Szczególnie w rejonach Siewierodoniecka i Lisiczańska. Ukraińcy, mając mniejsze siły, walczą tam mądrze i prowadzą tzw. obronę manewrową. Nie popełniają błędu z Mariupola i nie dają się całkowicie zamknąć. Pamiętajmy, że wojna się nie kończy, a Siewierodonieck to nie Słowiańsk czy Kramatorsk, które mają większe, strategiczne znaczenie. Miejmy nadzieję, że zanim Rosjanie dotrą w tamte rejony, do Ukraińców dotrze zachodni sprzęt artyleryjski. Słusznie, że armia ukraińska nie traktuje swoich żołnierzy jako mięsa armatniego. Bardziej się opłaca puścić Rosjan przodem, by później uderzyć na ich tyły lub skrzydła – uważa gen. Polko.
I - jak dodaje - sytuacja jest trudna dla Ukrainy również z innego powodu. - Kończą się jej zapasy postsowieckiej amunicji. Potrzebują bieżących, szybkich dostaw z Zachodu. Ale też broni i systemów artyleryjskich, pozwalających im prowadzić walki na większych odległościach – ocenia były szef GROM.
Putin chce zdobyć obwód ługański do 26 czerwca
Jak informowało ukraińskie ministerstwo obrony, Rosjanie tak zaciekle szturmują miejscowości w Donbasie, by do 26 czerwca zająć cały obwód ługański. To już kolejna, po 10 czerwca, data, którą wojskowym miał wyznaczyć Putin.
- Niewykluczone, że po deklaracjach Francji i Niemiec i niektórych polityków Zachodu, że czas ten konflikt zatrzymać, Putin "wyskoczy" z propozycją zawieszenia broni. Stanie się to najszybciej w momencie, kiedy będzie miał pod kontrolą cały obwód ługański. Może wówczas zacząć negocjować bądź zaczekać jeszcze na przejęcie kontroli nad obwodem donieckim. Stawiał wojskowym daty, do kiedy mają być przejęte ukraińskie tereny. Jak mu się uda to zrealizować, ogłosi zakończenie pierwszego etapu i usiądzie do rozmów. Do Donbasu rzucane są kolejne batalionowe grupy bojowe, osłabiając inne kierunki. Dla Putina to cel numer jeden – ocenia płk Matysiak.
Gen. Polko podkreśla jednak, że o ile Rosjanom uda się całkowicie przejąć obwód ługański, będą jeszcze musieli go utrzymać.
- A przy tej jakości wojsk Putina to może być dla nich problem. Dodatkowo Ukraińcy, nawet jeśli utracą teraz tereny, to przecież będą nadal prowadzić działania partyzanckie czy zaczepne. Propagandowo Putin może to chcieć sprzedawać w Rosji, ale de facto to Ukraina nadal kontroluje kluczowe drogi, szlaki komunikacyjne itd. Wojna w Ukrainie nie jest prowadzona na zasadzie gry symulacyjnej. Już na początku ukraińska armia pokazała, że konflikt wymyka się ze schematów, w które chciano go wrzucić. Teraz jest podobnie – podsumowuje gen. Polko.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualna Polska