Krymska tęsknota za ZSRR. Półwysep wciąż żyje wspomnieniem radzieckiej potęgi
Prorosyjskie sentymenty na Krymie nie są tajemnicą, jednak na półwyspie jest także sporo nostalgii za "złotą erą" ZSRR. Skąd biorą się takie postawy? - To był dla nas szok kulturowy. Urodziliśmy się i wychowaliśmy w Wielkiej Rosji, a w jednej chwili staliśmy się Ukraińcami - tłumaczył dla Wirtualnej Polski Jurij Pierszczykow z kozackiego "Frontu Krymskiego". O tęsknocie za Sowietami pisze z Krymu Aneta Wawrzyńczak, która na miejscu zetknęła się ze snem o odbudowie radzieckiej potęgi.
Gdzie na obiad? Najlepiej ruszyć spod stóp pomnika Lenina. Zostawić Teatr im. Gorkiego po prawej, przeciąć prospekt Kirowa, wejść w ulicę Marksa i skręcić w pierwszą w prawo, w Puszkina. No, ewentualnie można spróbować dalej, to znaczy nie skręcać w Puszkina, tylko iść Marksa aż do rogu Żukowskiego, wtedy skręcić w prawo, kawałek prosto i już, będzie Róży Luksemburg.
Centrum Symferopola, stolicy zajętego przez Rosjan w marcu Krymu, wygląda jakby żywcem wyciągnięte z samego serca Federacji - nie tylko topograficznie. Gdzie okiem nie sięgnąć - rosyjskie flagi: od siedziby parlamentu, przez publiczne budynki, po całkiem prywatne sklepy, balkony i samochody. Z kim nie zagadać - rozmowa o Rosji. I tu Krym już nie jest tak jednobarwny, to znaczy biało-niebiesko-czerwony. Czasem jest niebiesko-żółty, jak flaga Ukrainy albo Tatarów krymskich, a czasem krwistoczerwony, z żółtym sierpem i młotem.
Z tych kolorowych rozmów wyłania się czarno-biały obraz Związku Radzieckiego: jedni z nostalgią wspominają "stare dobre czasy", drudzy na samą myśl o nich wzdrygają się z lękiem i obrzydzeniem.
"Rosji nie należy się bać, Rosja chroni"
W Kijowie Lenin runął. W Symferopolu ma się dobrze. To u jego stóp zbierają się codziennie o szóstej wieczorem prorosyjscy aktywiści. Z dziećmi, z psami, z transparentami. Na Krymie jest jeszcze około dwudziestu takich Leninów, od Kerczu po Sewastopol. Nie licząc trzech zniszczonych pod koniec lutego w wioskach Zuja, Priwietnoje i Orłowka.
Z kolei w Sewastopolu, przy ulicy Lenina, stoi pomnik obrońców miasta za czasów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. "Komsomolcom i młodzieży z roku 2017 od komsomolców i młodzieży z roku 1995. Otworzyć 7 listopada 2017 roku". Czyli w setną rocznicę wybuchu rewolucji październikowej. W samym Symferopolu też nie brakuje monumentów ku czci bohaterów wielkich wojen z czasów radzieckich: i tych, którzy polegli w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, i tych, którzy wrócili z Afganistanu w cynkowych trumnach jako "ładunek 200".
Przy jednym z nich, tuż obok siedziby Parlamentu, kobieta w średnim wieku z dwoma yorkami terrierami na smyczach przystaje i sama zagaduje. - Przychodzę tu tak często, jak to możliwe. Nie mogę nacieszyć się ich widokiem - mówi i wskazuje ręką na trójkolorowe flagi powiewające na szczycie budynku. - To dla nas wielka radość! W końcu wrócą stare dobre czasy - dodaje z uśmiechem. Z zaciekawieniem pyta też: - A wy skąd? Aaa, z Polski… Niedawno byliśmy w jednym sojuzie. Może niedługo znów będziemy? - uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Także wtedy, gdy zapewnia: - Rosji nie należy się bać, Rosja chroni.
Prorosyjskich, a wręcz proradzieckich sentymentów jest tu sporo. Na przykład Jurij Pierszykow, wcześniej dziennikarz, teraz dowódca kozackiego "Frontu Krymskiego", o rozpadzie ZSRR mówi tak: - To był dla nas szok kulturowy. Urodziliśmy się i wychowaliśmy w Wielkiej Rosji, a w jednej chwili staliśmy się Ukraińcami.
Nostalgii za matuszką Rosiją nie kryje też Aleksiej (nazwiska nie podaje), sołtys jednej z wiosek w okolicach Belbek. - Moi rodzice służyli w armii ZSRR. To były dobre czasy. Później było tylko gorzej. Po upadku ZSRR ludzie zaczęli tu mówić po ukraińsku. Przecież to absurd! - denerwuje się Aleksiej. Wspomina też, jak po studiach w Moskwie przyjechał na Krym i zaczął rozglądać się za pracą. Na próżno, bo nie znał ani słowa po ukraińsku. - To była iskra, która wznieciła pożar: to, że wszyscy zabraniali nam mówić po rosyjsku, nawet myśleć po rosyjsku. A teraz wracamy do domu. Będzie tak, jak dawniej. Tak, jak powinno być - mówi już z uśmiechem.
Niemo przemawiają wreszcie pomarańczowo-czarne wstęgi świętego Jerzego, czyli carski (a później i radziecki) symbol heroizmu żołnierza na polu bitwy. W postaci wielkich flag powiewają z okien domów albo na antyfaszystowskich demonstracjach w centrum Symferopola. Jako małe wstążki na antenach samochodów manifestują pogardę dla ukraińskich faszystów i oddanie Rosji Radzieckiej.
Krymski homo sovieticus
Skąd te pokłady nostalgii za matuszką Rosiją?
Socjolog prof. dr hab. Jacek Wasilewski z SWPS wyjaśnia ten fenomen tak: - Kraje byłego Związku Radzieckiego nie doświadczyły tego, co u nas nazywa się transformacją. Rosjanie przeszli z autorytarnego systemu komunistycznego w autorytarny system niekomunistyczny. My, z trudem bo z trudem, ale jednak nauczyliśmy się demokracji i funkcjonowania w gospodarce rynkowej, oni - nie mieli na to szans. Te tęsknoty są dość zrozumiałe, bo dotyczą sytuacji, która nie była o wiele gorsza niż obecna, a dodatkowo była wzmacniana ideologiczną podstawą dominującego mocarstwa. Dr Konrad Zasztowt, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, mówi natomiast, że nostalgia za ZSRR to zjawisko szczególne właśnie dla Krymu. Bo na półwyspie autochtonów jest mniej, niż osadników przybyłych po II wojnie światowej. To właśnie ci ostatni najgłośniej krzyczą: "W końcu wracamy do domu!".
- Większość mieszkańców Związku Radzieckiego marzyła o wczasach w tym "wszechzwiązkowym kurorcie", a możliwość zamieszkania tam była postrzegana jako przywilej. Stąd też wdzięczność mieszkańców półwyspu względem państwa radzieckiego, które zapewniło im pracę i mieszkania w tym atrakcyjnym regionie - mówi dr Zasztowt.
Linurie, 23-letnia nauczycielka języka ukraińskiego z zawodu, historyczka z zamiłowania, denerwuje się, gdy rozmowa schodzi na tęsknoty za ZSRR. - Wielu ludzi tutaj, na Krymie, nie ma pojęcia o polityce, gospodarce, nawet historii. Nie umieją analizować i wyciągać wniosków. A mimo wszystko to robią. Mówią więc, że chcą do Rosji, najlepiej radzieckiej. A ci, którzy rozumieją historię, stwierdzają wprost: lepiej zostać z Ukrainą - wyjaśnia.
Tylko że Linurie pochodzi z Tatarów krymskich, a więc narodu, który dostał od matuszki Rosiji najtęższe lanie. Gdy w maju 1944 roku Stalin zarządził deportację 250 tysięcy Tatarów krymskich, pozostały po nich olbrzymie połacie ziemi, domy, budynki gospodarcze i administracyjne. Rosjanie, którzy przybyli na Krym decyzją Kremla, stali się głównymi beneficjentami masowych wysiedleń, uznawanych przez samych Tatarów krymskich i (oficjalnie) przez kilka państw za ludobójstwo. Nic więc dziwnego, że w Rosji upatrują gwaranta ich własności. - To był dla nich złoty wiek i dlatego wierzą, że Rosja wciąż jest ZSRR i że znów na tym skorzystają - mówi Abduraman Egiz, szef działu współpracy zagranicznej w medżlisie (najwyższym organie przedstawicielskim Tatarów krymskich).
- Spójrzmy na polską ludność, która przejęła żydowskie majątki. Jak na dłoni widać, dlaczego antysemityzm bez Żydów się w Polsce utrzymuje. To jeden z najważniejszych powodów, dlaczego prorosyjskie postawy na Krymie są silniejsze niż w samej Rosji - wyjaśnia prof. Wasilewski.
Zdaniem dr Zasztowta, analityka PISM, kwestia zysków i strat nie jest jednak tak jednoznaczna, jak mogłoby się wydawać. - Majątek, który Rosjanie przejęli po Tatarach krymskich, był niebagatelny. Ale Rosjanie oprócz tego, że są w pewnym sensie beneficjentami radzieckiego totalitaryzmu, są również jego ofiarami. Jeśli gdzieś na obszarze byłego ZSRR zachował się gatunek homo sovieticus, to właśnie na Krymie. Ludzie tam po prostu nie wyzwolili się z myślenia sowieckiego - uważa ekspert.
Krym - siedlisko najbardziej rosyjskich Rosjan
Anna, Rosjanka, działaczka organizacji na rzecz wolności mediów mówi, że wielokrotnie zastanawiała się, dlaczego tak wielu ludzi nie rozumie zbrodniczej polityki Rosji. - Ale uświadomiłam sobie, że oni przymykają oczy nawet na zbrodnie ZSRR: represje z lat 30. czy deportacje Tatarów krymskich. Albo twierdzą, że to nieprawda, albo uważają, że były słuszne, bo Tatarzy krymscy kolaborowali z nazistami.
Abduraman Egiz dodaje: - Rosjanie na Krymie są bardziej rosyjscy niż ci w samej Rosji.
Trochę masło maślane, ale jak się głębiej zastanowić, coś w tym jest. Dr Zasztowt precyzuje: - Chodzi zapewne o silniejsze nastroje nacjonalistyczne, zwłaszcza wśród mieszkańców Sewastopola, który ma olbrzymie znaczenie strategiczne i symboliczne dla Rosjan.
Strategiczne, bo głęboko wchodzące w ląd zatoki to wymarzone miejsce dla stacjonowania floty wojennej.
Symboliczne, bo miasto niejednokrotnie odgrywało kluczową rolę w kampaniach militarnych XIX i XX wieku.
- Stąd ostry nacjonalizm mieszkańców Krymu, którzy są związani z państwem radzieckim. A prym wśród nich wiodą członkowie rodzin wojskowych i przedstawicieli radzieckich służb specjalnych - mówi dr Zasztowt.
Andriej, Ukrainiec, mąż Anny, boi tego, jak ten nacjonalizm wpłynie na ich życie. - Od rozpadu ZSRR, Rosjanie rozpętali dwie wojny w Czeczenii, podburzyli Naddniestrze, wojowali w Gruzji. Teraz boimy się, że nasz syn, kiedy skończy 18 lat, będzie musiał pójść do wojska i walczyć w wojnie, którą rozpęta Putin albo jego następca.
Linurie też się boi, chociaż dzieci jeszcze nie ma. - Przez 23 lata niepodległej Ukrainy żyliśmy w pokoju, nie było żadnej wojny domowej. A Rosjanie ciągle wojowali: jak nie Afganistan, to Czeczenia, a później Abchazja. Na wojnie wyrósł Związek Radziecki i ci, którzy chcą jego powrotu zrobią wszystko, żeby znów ją rozpętać. Mit bogatej Rosji
Jednak nostalgia za ZSRR to nie tylko strach przed utratą korzyści. - Po pierwsze, to są często tęsknoty za młodością, beztroską. Po drugie, co udowadnia psychologia społeczna, mamy tendencję do idealizowania przeszłości i wymazywania z pamięci tego, co było złe. Po trzecie wreszcie - ludzie są rozczarowani rzeczywistością. Ale, i to trzeba wyraźnie podkreślić, to ich rozczarowanie związane jest z ich oczekiwaniami i porównaniami do innych, którym się dzisiaj powodzi. Nikt nie bierze pod uwagę tego, jakie były wtedy realia - wyjaśnia prof. Wasilewski.
- Myślę, że ludzie, dla których wolność jest istotną wartością, nie tęsknią za ZSRR. Ale ci, którzy po prostu chcą mieć pracę, zarabiać i nie martwić się o jutro, już tak - mówi z kolei Anna. I dodaje: - Niebagatelną rolę odegrała sowiecka propaganda. Ludzie z całym przekonaniem twierdzili, że żyją w naprawdę szczęśliwym kraju.
Na znaczenie propagandy zwraca też uwagę ekspert PISM. Jego zdaniem jest ona obecnie "odgrzewaniem propagandy radzieckiej, a chwilami - co zauważają sami niezależni rosyjscy komentatorzy - jest jeszcze bardziej zajadła". - Podsycany jest mit bogatej Rosji, która przyjdzie i rozwiąże wszystkie problemy. Jest on żywy zwłaszcza wśród mieszkańców Krymu, bo oni nie mieszkali w Rosji przez ostatnie dwie dekady i postrzegają ją jako kraj silny i bogaty, zwłaszcza w zestawieniu ze słabą gospodarczo i politycznie Ukrainą - wyjaśnia dr Zasztowt.
Nie tylko Krym
W tęsknocie za czasami radzieckimi Krym nie jest odosobniony. Widać to trochę w wynikach sondaży i wyborów na całej Ukrainie.
Kolejne badania Levada Analytical Center, niezależnej rosyjskiej organizacji zajmującej się kwestiami socjologicznymi, potwierdzają, że spora część Ukraińców (czy może precyzyjniej: mieszkańców Ukrainy) z nostalgią wspomina Rosję Radziecką - choć jest ich coraz mniej. W 2000 roku rozpad ZSRR za katastrofę uznały dwie trzecie Ukraińców, siedem lat później - już tylko połowa.
Wciąż jednak zastanawiają się oni nad zaletami i wadami dawnego ustroju. Według odpowiedzi udzielonych Lavada Analytical Center, najważniejsze plusy to: pewność zatrudnienia (29 proc.), stabilność gospodarcza (22 proc.), większa równość (17 proc.). Największe minusy: biurokracja (23 proc.), brak poszanowania praw człowieka i stagnacja (po 19 proc.).
Być może, parafrazując klasyka, plusy dodatnie przeważają nad plusami ujemnymi, i to właśnie stąd rosnąca popularność ukraińskich komunistów. W ostatnich wyborach zgarnęli 32 mandaty, czyli o pięć więcej niż w 2007 roku.
Jeszcze bardziej widać to w czasie pochodów pierwszomajowych i obchodów Dnia Zwycięstwa (9 maja), które przyciągają nieprzebrane tłumy. Piotr Pogorzelski w książce "Barszcz ukraiński" wspomina, jak Ukraina świętowała je w 2013 roku. "Na ścianie prawdy, czyli kilku płachtach papieru przybitych do płyt ze sklejki, każdy może napisać, co mu leży na sercu. Całkowicie porzuciliście ludzi! Bądźcie przeklęci, Niech żyje ZSRR, Za komunizmu myśmy budowali i robili dobro, teraz nas obrazili i okradli. ZDRAJCY!. - Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, o czym mówią. Nie kojarzą już realiów tamtego świata, do nich przemawia to, że nie było znane zjawisko bezrobocia czy na pozór opieka socjalna była lepsza. To jest stereotypowe patrzenie przez pryzmat tego, co nam się dzisiaj nie podoba, i jednoczesne idealizowanie tego, co było przedtem - uważa prof. Wasilewski.
Mimo to wydaje się, że słowa Władimira Putina wygłoszone w corocznym orędziu do Dumy Państwowej w 2005 roku: "Rozpad Związku Radzieckiego był największą geopolityczną katastrofą dla kraju", odbijają się na Krymie coraz większym echem.
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.