ŚwiatKrwawy poniedziałek w Iraku

Krwawy poniedziałek w Iraku

W najkrwawszym zamachu dokonanym w Iraku od upadku Saddama Husajna terrorysta-samobójca zabił w Hilli 166 osób i ranił około 150,
wysadzając się w powietrze w samochodzie wyładowanym materiałami
wybuchowymi. Lekarze w Hilli zaapelowali o pomoc w ratowaniu rannych.

Krwawy poniedziałek w Iraku

28.02.2005 | aktual.: 28.02.2005 20:39

Według świadków, zamachowiec zatrzymał swe szare mitsubishi przy kolejce kandydatów do pracy w policji, którzy czekali przed ośrodkiem zdrowia na badanie wzroku. "W aucie było dwóch mężczyzn, i kiedy się zatrzymało, jeden z nich wysiadł i ucałował na pożegnanie tego, który został" - powiedział Zeid Szamran, który widział wybuch. Wkrótce potem auto eksplodowało.

W pobliżu ośrodka zdrowia jest targowisko, na którym wielu ludzi robiło poranne zakupy. Po wybuchu większość straganów spłonęła.

Wiele ludzkich szczątków spadło daleko od miejsca, gdzie terrorysta podjechał do rekrutów. Eksplozja uszkodziła też okoliczne sklepy i wiele samochodów zaparkowanych w pobliżu. Ci, którzy ocaleli, płakali i krzyczeli. Ktoś pytał: "Jak można było zrobić coś takiego innym ludziom?".

Inni zaczęli wywozić zwłoki ofiar na drewnianych wózkach używanych na targowisku do przewozu warzyw. Karetki pogotowia i wozy policyjne zabierały rannych.

Policjanci, też w szoku, od czasu do czasu strzelali w powietrze, aby przywrócić porządek. We wraku samochodu-bomby strażacy znaleźli spalony egzemplarz Koranu.

Hilla leży 100 km na południe od Bagdadu, ma przeszło 500 tysięcy mieszkańców i jest stolicą prowincji Babil, wchodzącej w skład środkowo-południowej strefy stabilizacyjnej, na której terenie działa dywizja wielonarodowa Centrum-Południe pod polskim dowództwem.

Liczbę 166 zabitych podał po południu rzecznik dywizji Centrum- Południe, ppłk Zbigniew Staszków. Powiedział, że rannych jest 146. Źródła szpitalne w Hilli, na które powołuje się Reuter, Associated Press i agencja France Presse, mówiły wcześniej o co najmniej 114 zabitych i 129-140 rannych.

Żaden inny pojedynczy zamach w Iraku od kwietnia 2003 roku, kiedy Amerykanie obalili reżim Saddama, nie pochłonął tylu ofiar. Poniedziałek okazał się też jednym z najczarniejszych dni od czasu, gdy partyzanci zaczęli atakować siły koalicyjne i władze irackie.

Najkrwawszy jest wciąż 2 marca 2004, kiedy w skoordynowanej serii zamachów bombowych przy meczetach szyickich w Karbali i Bagdadzie podczas obchodów święta Aszury zginęło co najmniej 181 osób, a według różnych źródeł od 400 do 550 zostało rannych.

Cywile iraccy są bardzo często przypadkowymi ofiarami walk i ataków, ale często giną w zamachach, których celem jest odstraszenie ludności od utrzymywania kontaktów z władzami czy podjęcia pracy w policji. Terroryści podkładają też bomby przed meczetami szyickimi, próbując wywołać wojnę religijną między szyitami i arabskimi sunnitami.

Gdzie indziej w Iraku terrorysta-samobójca zdetonował w poniedziałek swój samochód w mieście Musajeb, 30 km od Hilli, ale zdołał zabić tylko siebie.

W Bagdadzie zginął na posterunku drogowym amerykański żołnierz. Liczba żołnierzy USA zabitych w Iraku od początku wojny wzrosła do 1486. Ponad 11 tysięcy żołnierzy zostało rannych.

Po wyborach 30 stycznia, przedstawianych przez Waszyngton jako punkt zwrotny w stabilizowaniu sytuacji w Iraku, liczba ataków spadła o 40 procent. Jednak według emerytowanego pułkownika Andrewa Bacevicha, profesora Uniwersytetu Bostońskiego, "jako zmagania militarne wojna w Iraku zasadniczo znalazła się w impasie".

Analityk wojskowy z waszyngtońskiego Cato Institute, Ted Carpenter wskazuje, że miesięczne straty wojsk amerykańskich wynoszą w przybliżeniu 65 zabitych, czyli są dwa razy mniejsze od strat radzieckich w Afganistanie w latach osiemdziesiątych. Carpenter ostrzega jednak, że "jeśli USA nie zdołają zdusić partyzantki albo wynegocjować zakończenia oporu, straty mogą okazać się porównywalne z radzieckimi". W Afganistanie w latach 1979-89 zginęło około 15 tysięcy żołnierzy radzieckich.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)