PolskaKrwawa jatka w Mokrzyskach

Krwawa jatka w Mokrzyskach

Sześć pokąsanych owiec, jedna zagryziona na
śmierć, los kolejnej nieznany - taką sytuację zastał Stanisław
Żurek, mieszkaniec Mokrzysk, kiedy w środę rano poszedł doglądnąć
stada pasącego się na polu sąsiada - relacjonuje "Gazeta Krakowska".

Pogoda jest sprzyjająca, trawa jeszcze jest dorodna, to wykorzystałem sytuację i pasłem owce. Tak zamierzałem robić aż do pierwszego śniegu. Teraz zagoniłem całe stado do zagrody, bo boję się o jego los- skarży się gospodarz.

Owce były na łące w dzień i w nocy. Stanisław Żurek zaglądał do nich kilka razy dziennie, by przełożyć paliki, do których każda była uwiązana. Przez kilka dni nic niepokojącego się nie wydarzyło. Aż do środy. Widok, który ujrzał gospodarz, był makabryczny. Zagryziona owca miała rozerwany brzuch. Kilka było pokąsanych. Stanisław Żurek nie wie, co z nimi począć, bo jeśli psy nie były szczepione na wściekliznę...

Właściciel stada nie chciał zgłaszać sprawy na policję. To nic nie da - mówi zrezygnowany. Trzy lata temu skradziono mi jedną owcę i prokurator umorzył sprawę z powodu niewykrycia sprawcy. Policjanci powiedzieli mi, że jak dam na paliwo, to będziemy jeździć po wsi i może poznam swoją owcę. Dwa lata temu zgłaszałem też, że po wsi wałęsają się bezpańskie psy, a policjanci powiedzieli mi, że powinienem mieć pastwisko ogrodzone i oświetlone. Po co? Przecież owce nikomu krzywdy nie zrobią, a każdy właściciel psa powinien go odpowiednio izolować. To nic nie da - powtarza.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)