Krótki film o rabowaniu
Sceny jak z sensacyjnego filmu rozegrały się wczoraj w Gdańsku Wrzeszczu. Do oddziału banku Millennium przy ulicy Partyzantów wbiegło dwóch uzbrojonych w broń palną bandytów. Krzyknęli: "To jest napad, dawać pieniądze!". Jedna z kasjerek do rzuconej przez bandytów torby wrzuciła 2 tysiące 650 złotych.
Tylko tyle pieniędzy znajdowało się w podręcznej kasetce. Przestępcy natychmiast wybiegli z łupem. - Trwają ich intensywne poszukiwania - mówi Danuta Wołk-Karaczewska, rzecznik prasowy gdańskiej policji. - Wykorzystaliśmy psy tropiące oraz patrolujący okolicę śmigłowiec... Nie przyniosło to jednak rezultatu. W chwili napadu w środku było czterech pracowników banku i tyle samo klientów. Na szczęście nikt z nich nie odniósł obrażeń. Nieoficjalnie ustaliliśmy, że w trakcie napadu jeden z pracowników włączył przycisk, który zaalarmował policję i ochronę.
Gdańska policja poszukuje bandytów, którzy wczoraj o 10.37 napadli na oddział banku Millennium przy ulicy Partyzantów w Gdańsku. Przesłuchani zostali już bezpośredni świadkowie zdarzenia - czterech pracowników banku i czterech klientów. Rabunek zarejestrowały także kamery zainstalowane w banku. Sprawcy działali błyskawicznie. Napad przypominał scenę z gangsterskiego filmu. Bandyci wpadli do środka, krzyknęli - "To jest napad" i do rzuconej na blat torby kazali sobie zapakować pieniądze.
Jedna z kasjerek z podręcznej kasetki zapakowała im 2 tysiące 650 złotych. - Na szczęście to nie jest duża suma - mówi Wojciech Kaczorowski, rzecznik prasowy Millennium. - W tego typu oddziałach nigdy nie trzymamy większych kwot. Bandyci pieszo uciekli w kierunku ulicy Matki Polki. Na razie nie wiadomo, czy wsiedli do zaparkowanego w pobliżu samochodu. - Okolica banku to trudny teren do poszukiwań - mówi Zdzisław Przygoda, z-ca naczelnika sekcji dochodzeniowo-śledczej gdańskiej komendy. - W pobliżu jest kompleks leśny, który utrudnia działania w takich okolicznościach.
Władze banku Millennium są przekonane, że w czasie napadu ich pracownicy zachowali się zgodnie z obowiązującymi w takich przypadkach regułami. - Zawsze jednak w podobnych sytuacjach uruchamiamy procedury wewnętrznej kontroli - mówi Wojciech Kaczorowski. - W tej chwili jednak najważniejsze jest dla nas, że nikomu nic się nie stało. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że jednemu z pracowników udało się uruchomić przycisk alarmowy. Policja zjawiła się na miejscu błyskawicznie, niestety za późno, żeby schwytać sprawców. Funkcjonariusze apelują do wszystkich osób, które mają informacje dotyczące napadu o kontakt pod numerem 32 16 260 lub 32 16 222.
Rysopisy
Na podstawie zeznań udało się sporządzić rysopisy sprawców. Pierwszy w wieku około 20-25 lat, 170-176 cm wzrostu, był szczupłej budowy, miał jasne, krótkie włosy. Na nosie miał małe czarne okulary przeciwsłoneczne. Drugi ze sprawców miał ponad 180 cm wzrostu, krótkie, ciemne włosy, ubrany był w kurtkę 3/4 w kamuflaż, na twarzy miał zawiązaną chustkę.