Kretyn alarmowy
Nawet 90% telefonów do służb ratowniczych to głupie żarty. Idioci są bezkarni. Na szczęście w Pomorskiem jeszcze nikt przez nich nie zginął - pisze "Gazeta Pomorska".
W jedynym w regionie, toruńskim Centrum Koordynacji Ratownictwa i Ochrony Ludności żartownisie dorobili się osobnej listy. Są tam ci, co dzwonią regularnie, chcąc pożartować albo pogadać o życiu - mówi dyrektor Krzysztof Rządkowski. Lista liczy 50 numerów. Żeby numer na nią trafił, musi "zaliczyć" 100 połączeń ze strażą pożarną lub pogotowiem ratunkowym. W Toruniu rekordzista, prawdopodobnie osoba chora psychicznie, ma na koncie 3000 połączeń w ciągu 2,5 roku!
Z osobami chorymi problem jest mniejszy. Rzeczywiste zagrożenie to żartownisie. Dzwonią, żeby sobie poprzeklinać i natychmiast się rozłączyć. Miesięcznie w toruńskiej straży odbierają ok. 3000 telefonów, interwencji jest 100-200. Reszta to bezsensowne połączenia, które blokują linię.
Na szczęście jeszcze się nie zdarzyło, by z powodu takich żartownisiów ktoś nie mógł wezwać pomocy na czas. Ale takie zagrożenie istnieje - podkreśla Rządkowski.
Są dni, że głupich telefonów jest nawet 50 - opowiada Renata Lewandowska, dyspozytor toruńskiego pogotowia.
W Bydgoszczy strażacy, policjanci i dyspozytorzy pogotowia również narzekają: Mamy trzy linie. Bardzo często jest tak, że ludzie muszą długo czekać na połączenie, bo linie blokują żartownisie. Dziennie odbieramy po 100 telefonów. Aż 90 z nich nie ma nic wspólnego z wezwaniem pomocy - mówi Wojciech Gmurczyk, komendant bydgoskiej straży pożarnej.
Ludzie czerpiący satysfakcję z rozmów z dyspozytorami zdarzają się nie tylko w dużych miastach. Weekendy i popołudnia. Wtedy najczęściej odbieramy głuche telefony albo połączenia z wyzwiskami. Po głosie wiadomo, że dzwoni młodzież, która nie ma zajęć w szkole - wyjaśnia Leszek Głowacki, zajmujący się prewencją w grudziądzkiej straży.
Mamy co prawda listę "gorących" numerów, ale to nie znaczy, że nie odbieramy połączeń. Oczywiście dyspozytor, zanim podniesie słuchawkę, już wie, że ma do czynienia z żartownisiem. Rozmawia wtedy inaczej. Ale nie może nie odebrać wcale. Bo co by było, gdyby akurat tym razem ten sam, dzwoniący zazwyczaj z kawałami, akurat potrzebował pomocy? - pyta Rządkowski.
Prawo jest wyrozumiałe. Złośliwe dzwonienie i blokowanie linii to wykroczenie - przyznaje prokurator Jan Bednarek z bydgoskiej Prokuratury Okręgowej. Dopiero jeżeli ktoś nie uzyska pomocy na czas, zginie, coś poważnego się stanie z powodu żartownisia, sprawa robi się poważna. Wtedy zaczyna działać Kodeks karny. Przewiduje on nawet osiem lat odsiadki za jeden głupi żart. (PAP)