Zleciła kremację, okazało się, że brat żyje
Dorota Mulawka w listopadzie została poinformowana o śmierci swojego bezdomnego brata. Dzień przed kremacją zwłok mężczyzny kobieta dowiedziała się, że jednak jej bliski żyje. Nadal nieznana jest przyczyna tej pomyłki.
Oficjalnie pan Zbigniew Alencynowicz uznany jest za osobę zmarłą. W związku z tym teraz mierzy się z wieloma problemami, np. nie może zostać przyjęty do placówki medycznej. "Oficjalny powrót do życia" zajmie mu kilka miesięcy - unieważnić akt zgonu może tylko sąd. Ta nieprawdopodobna historia została przedstawiona w programie "Interwencja" Polsatu.
Dorota Mulawka, mieszkanka Jeleniej Góry, 24 listopada 2020 roku dowiedziała się, że jej brat Zbigniew Alencynowicz zmarł w Krakowie. Ta wiadomość wydała się jej możliwa, gdyż mężczyzna był bezdomny. Informację pani Dorota otrzymała od pracownicy MOPS-u w Jeleniej Górze.
Pan Zbigniew miał umrzeć w V Szpitalu Wojskowym w Krakowie, gdzie podjęto reanimację, ale bezskutecznie. Dorota Mulawka nie została poproszona o identyfikację zwłok, gdyż pacjent przebywający w placówce miał być zarażony koronawirusem. Wtedy rodzina pana Zbigniewa podjęła decyzję o ściągnięciu jego zwłok do Jeleniej Góry. Zlecono także kremację.
Dorota Mulawka prawdę poznała po kilku dniach
Informacja o śmierci Zbigniewa dotarła do rodziny we wtorek. Kilka dni później, w sobotę, miało dojść do skremowania zwłok. W piątek siostra "zmarłego" skontaktowała się z córką przyjaciela swojego brata.
Kobieta informację o śmierci Zbigniewa Alencowicza przekazała swojemu ojcu w rozmowie telefonicznej. Ten powiedział, że to chyba pomyłka, bo kolega siedzi właśnie obok niego. Wtedy też w piątek wieczorem pani Dorota poznała prawdę.
Mieszkanka Jeleniej Góry, gdy dowiedziała się, że jej brat żyje, prawie zemdlała. Następnie pani Dorota poinformowała zakład pogrzebowy, udało się wstrzymać kremację. Jednak nie udało się tego zrobić w przypadku wystawienia aktu zgonu. W związku z tym pan Zbigniew figuruje jako osoba nieżyjąca.
- Mam duże problemy, ja dzisiaj miałem karetkę zamówioną, bo nogę zwichnąłem. I żadne pogotowie mnie nie wzięło. Oni na jakiejś podstawie muszą dokumentację wystawić, a takiej osoby nie ma. Nic nie załatwię w żadnym urzędzie, nie wyjadę do Niemiec do pracy, gdzie pracowałem, nic nie mogę zrobić. Nie istnieję - powiedział w programie "Interwencja" Zbigniew Alencynowicz.
Pomyłka policji, czy szpitala?
Do tej pory nie wiadomo, dlaczego pan Zbigniew został uznany za osobę zmarłą. 23 listopada do szpitala w Krakowie przywieziono mężczyznę w stanie wychłodzenia, który zmarł w placówce. W kieszeni jego kurtki znaleziono mandat karny wystawiony na Zbigniewa Alencynowicza. Aby potwierdzić tożsamość mężczyzny, na miejsce wezwano policję.
Policjantka, która przybyła do szpitala, została poproszona przez medyków o sprawdzenie danych tego mężczyzny. Kobiecie przekazano także mandat. Po wprowadzeniu danych wyświetliło się zdjęcie mężczyzny. Według policjantki reanimowany mężczyzna to nie był człowiek, którego fotografia pojawiła się w bazie danych.
Inną wersję przedstawia szpital. Placówka przekazała w oświadczeniu, że tożsamość pacjenta została ustalona w toku czynności przeprowadzonych przez policję. Sprawa trafiła do prokuratury, gdyż unieważnić akt zgonu może tylko sąd.