Niebezpieczny podpalacz grasuje w okolicach Krakowa
Podpalacz grasuje po Niezwojowicach pod Krakowem. Mieszkańcy są przerażeni. We wsi, od początku roku spłonęły już doszczętnie trzy stodoły i stary, opuszczony dom. Wiedzą, że nie zapaliły się same.
14.09.2009 | aktual.: 14.09.2009 13:37
- Pani, to straszne. My w ogóle nie śpimy po nocach i na każde szczeknięcie psa się zrywamy. Co to jednak da? Strach wyjść na pole, bo to musi być bezwzględny człowiek - mówi starsza kobieta, mieszkająca pomiędzy dwoma spalonymi ostatnio rodzinami.
Pierwszy spłonął stary dom. Było to kilka miesięcy temu. Nikt się tym zbytnio nie przejął, choć był to kolejny dziwny pożar we wsi. W ubiegłym roku spalił się samochód zaparkowany na jednym z wiejskich podwórek. Wtedy nie łączono jeszcze tych wypadków. Potem jednak, jeszcze przed żniwami, spłonęła stodoła u państwa N. Zresztą nie pierwszy raz. U nich w ciągu kilku kilku lat były cztery pożary. Rodzina jednak nie chce rozmawiać. - Podpalacza sobie wymyślili, nie ma żadnego podpalacza - krzyczy tylko pani N.
Prawie trzy tygodnie temu paliło się u Małgorzaty i Henryka Godziców. Było już po żniwach. Stodoła, 22 na 10 metrów, była pełna siana, słomy i bobu. W stodole trzymano też 20 ton pszenicy i rok wcześniej kupiony kombajn ziemniaczany. Były tam też materiały przygotowane na remont dachu domu. - Latami będziemy odrabiać straty - przyznają Godzicowie.
Pożar z okna swojego pokoju, zauważył syn Godziców. Było to po godzinie 21. - Wszyscy polecieliśmy ratować, ale to nic nie pomogło. Ogień błyskawicznie zajął całą stodołę. Jeszcze chcieliśmy wyciągnąć ze stodoły kombajn, ale podejść się nie dało. Uratowaliśmy tylko psa, choć i on wyszedł nie bez obrażeń - zauważa Henryk Godzic.
W ostatnią środę, też kilka minut po 21, palić zaczęło się u Nowaków, sąsiadów wcześniej spalonych N. - Mama wieczorem poszła cielaka nakarmić, gdy psy zaczęły ujadać. Nikogo jednak nie zobaczyła. Za chwilę strasznie zaczęła krzyczeć. Wylecieliśmy na pole, a tu cały tył stodoły w płomieniach. Nic się nie dało uratować - przyznaje Szymon Nowak, razem ze szwagrami porządkujący teren.
Spaliło się wszystko, co mieli, słoma, 15 ton zboża i kilka ton cebuli, dopiero co zebranej. -Dziewięć świń i króliki. Nie dało się ich uratować - dodaje załamany patrząc na ciągle dymiące zgliszcza.
We wsi przypuszczają, że podpalaczem musi być ktoś miejscowy. Wszystkie pożary z tego roku były w jednej części.
- Tu we wsi, to ja takiego wariata nie widzę, ale kto to wie. Piroman grasuje we wsi, to z daleka na pewno nie przychodzi - podkreśla Józef Akulenko, sołtys Niezwojowic.
Myślano nad utworzeniem wiejskiej straży, ale pomysł jest praktycznie nie do zrealizowania. Niezwojowice, to tylkko 40 domów, ale rozrzuconych na dużym terenie. - Pilnowalibyśmy jeden koniec, a on w drugim by podpalał - prorokuje sołtys.
Straż pożarna nie ma wątpliwości, że pożary są wynikiem podpaleń. - Wszystkie były podobne i zaczynały się między 21 a 22. W tej chwili trwają badania próbek pobranych na miejscu pożarów, by określić od czego się paliło - informuje Andrzej Bielawski, naczelnik OSP w Pałecznicy i dodaje, że przez lata Niezwojowice były najbezpieczniejszą wsią w rejonie. - Nigdy się tu nie paliło - zaznacza.
Policja prowadzi śledztwo i szuka podpalacza. We wsi, mimo, że podejrzewają jednego z mężczyzn, nie chcą tego powiedzieć na komendzie. - Taki sumienia nie ma. Przyjdzie i spali - mówią mieszkańcy, drżąc o swój dobytek.
Małgorzata Gleń
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes/Kraków: We wsi pod Krakowem ktoś podpala stodoły i domy